Kiedy już całkiem upadłam na duchu, poszłam do wioskowego wróża. Papierosa trzymał w kąciku
ust i dmuchając śmierdzącym dymem prosto w moje nozdrza, pieprzył głupoty o
weselnej wódce i wozie, w którym się
koło urwać mogło, ale nie urwało, skutkiem czego („Bogu dziękować, na tacę dać”)
; po tym świecie chodzę rok kolejny.
ust i dmuchając śmierdzącym dymem prosto w moje nozdrza, pieprzył głupoty o
weselnej wódce i wozie, w którym się
koło urwać mogło, ale nie urwało, skutkiem czego („Bogu dziękować, na tacę dać”)
; po tym świecie chodzę rok kolejny.
Otępiała
patrzyłam prosto we własne buty i uciekłam stamtąd szybko, zostawiając na stole
zmięty banknot na „czystą flaszkę” co to
sobie jej zażyczył.
Za progiem owionął mnie zapach zimy i mokrej słomy; kruki na
płocie stroszyły skrzydła i naśmiewały się z mojej naiwnej wiary, z moich
dziewczęcych tęsknot za tym, że ktoś mi to moje marne życie rozrysuje jak mapę;
da wskazówki, powie gdzie iść, rozbroi strachy popołudnia, ukołysze serce jak
łódkę.
Szłam poboczem i przeklinałam własne pomysły. Ostatni
autobus pojechał dawno temu; ostatnie promienie słońca ginęły za
horyzontem. Godzina na piechotę, jak
dobrze pójdzie. Szarówka brudna jak
podeszwy butów, światła aut, co pędziły nie wiadomo gdzie i jednostajny
szum lasu, który rósł tu obok.
autobus pojechał dawno temu; ostatnie promienie słońca ginęły za
horyzontem. Godzina na piechotę, jak
dobrze pójdzie. Szarówka brudna jak
podeszwy butów, światła aut, co pędziły nie wiadomo gdzie i jednostajny
szum lasu, który rósł tu obok.
Nawet się nie bałam. Byłam tylko wściekła. Zła jak
osa, wkurzona jak szerszeń, któremu ktoś nieopatrznie wszedł w paradę. Zaczepił
mnie jakiś, co się zapytał „czy panienkę może odprowadzić”, ale moje spojrzenie
musiało być wystarczająco wymowne. Ominął mnie łukiem, machnął ręką, poszedł
gdzie zamierzał.
osa, wkurzona jak szerszeń, któremu ktoś nieopatrznie wszedł w paradę. Zaczepił
mnie jakiś, co się zapytał „czy panienkę może odprowadzić”, ale moje spojrzenie
musiało być wystarczająco wymowne. Ominął mnie łukiem, machnął ręką, poszedł
gdzie zamierzał.
Na rogatkach złapałam autobus; zziębnięta weszłam do
domu. Wyjrzałam przez okno; światła miasta szkliły się i otulały ciepłym
blaskiem zakamarki cienia, połyskiwały w kałużach, zbierały w rogach domów,
zaglądały do okien. Stałam tak i
myślałam; o moim życiu pełnym porażek, o wierze, która mnie zawiodła, o
strachu, który wyparował w drodze do domu jak przegotowana za długo zupa.
domu. Wyjrzałam przez okno; światła miasta szkliły się i otulały ciepłym
blaskiem zakamarki cienia, połyskiwały w kałużach, zbierały w rogach domów,
zaglądały do okien. Stałam tak i
myślałam; o moim życiu pełnym porażek, o wierze, która mnie zawiodła, o
strachu, który wyparował w drodze do domu jak przegotowana za długo zupa.
I wtedy to zobaczyłam:
podarty bilbord; jak paczwork; składanka słów; jak okruchów na stole;
kilka warstw farby, przebijających przez siebie nawzajem. „Weź życie w dłonie,
jesteś tego warta, stań i zobacz idź, gdzie prawo prowadzi, do środka” Literowałam i składałam, potem chwyciłam za
pędzel, za kartkę, wymalowałam, przepisałam, dygocącymi dłońmi zbierałam w
siebie i brałam tam, gdzie potrzebowałam najbardziej. Tego szukałam.
podarty bilbord; jak paczwork; składanka słów; jak okruchów na stole;
kilka warstw farby, przebijających przez siebie nawzajem. „Weź życie w dłonie,
jesteś tego warta, stań i zobacz idź, gdzie prawo prowadzi, do środka” Literowałam i składałam, potem chwyciłam za
pędzel, za kartkę, wymalowałam, przepisałam, dygocącymi dłońmi zbierałam w
siebie i brałam tam, gdzie potrzebowałam najbardziej. Tego szukałam.
Po chwili znów wyjrzałam przez okno i zobaczyłam
tylko dwóch mężczyzn, co zdzierają
warstwę po warstwie, aż zostaje jeden napis, jedno słowo, paczka liter, jak
cukierków. JESTEŚ.
tylko dwóch mężczyzn, co zdzierają
warstwę po warstwie, aż zostaje jeden napis, jedno słowo, paczka liter, jak
cukierków. JESTEŚ.
Może to byli kloszardzi, a może anioły. A może cuda chodzą po świecie, jak zdarte z płotu słowa i tylko my, głusi i głupi patrzymy w buty, zamiast przed siebie?
5 komentarzy
Piękne…
Podziwiam Twoją wrażliwośc i umiejętność obserwacji.
Czy podoba Ci się stwierdzenie " to nie ciało ma duszę, ale dusza ciało"?
Ula, M. dziękuję 🙂
Czy podoba mi się to stwierdzenie? Hm,czuję w nim pewną sztuczność, bo czy coś, musi coś posiadać, czy coś musi nad czymś panować? Stawiałabym raczej na równowagę:) w końcu, nie bez powodu, mamy stronę materialną ( ciało) i duchową ( duszę, ducha, jak zwał tak zwał 🙂
社交媒體行銷
水潤感瞬間盈滿肌膚每一吋肌膚綻放透亮活力光采喚醒光澤與緊緻彈力的活化液