No i prawie mamy weekend. Potrzebuję tej chwili oddechu, bo mimo że w teorii nie działam w jakimś specjalnym niedoczasie, to jednak godziny i minuty kurczą się i dzień za dniem mija mi z prędkością światła. Nie zdążyłam napisać, że byłam na wykładzie i wieczorze autorskim Macieja Bennewicza, nie zdążyłam przetrawić informacji, które z tego spotkania przyniosłam, czekają na mnie góry książek, które chciałabym przejrzeć, film, który próbuję od prawie tygodnia obejrzeć, świeczka, którą chciałabym zapalić, koc, którym przykryję nogi i kilka innych spraw, które w kolejce ważności są znacznie dalej niż przyjemność i odpoczynek.
Będę więc łapać oddech i wyrównywać tętno. Biegać po to, żeby się potem bardziej zatrzymać. Wietrzyć myśli w przeciągu. Zaglądać do okien i oczu. Czytać, słuchać i nic nie robić.
Życzę Wam podobnych wrażeń 🙂 I tego, czego Wam najbardziej potrzeba na te dwa dni.
Ps. przypominam o Kursie na szczęście który zaplanowałyśmy z Moniką w następną sobotę. Mamy jeszcze wolne miejsca. Zapraszamy 🙂
2 komentarze
Pozdrawiam,
chociaż weekend się już skoczył-
ślad swój zostawiam…
A co do biegania. Czasem warto nie biec, ale iść spokojnie i wdychać powietrze które jest wokół nas.
pozdrawiam
電子郵件行銷