Znałam kiedyś kogoś, kto mówił, że zastanawianie się nad tajemnicami istnienia, rozwój wewnętrzny, poszukiwanie sensu, to oględnie (i grzecznie) rzecz ujmując, zawracanie głowy i niepotrzebne nikomu “pranie mózgu”. Życie jakie jest każdy widzi, trzeba ciągnąć ten wózek z mozołem, w kierunku, który nie bardzo rozpoznajemy i nie zastanawiać się za dużo, bo przecież z tego nic nie wynika. Jak w kawale o bacy, co to nie miał czasu naostrzyć siekiery bo ciągle rąbał i rąbał, co z tego, że bez efektów.
Już wtedy, wiele lat temu, przeczuwałam, że takie myślenie to bzdura i boleśnie odczuwałam, że ten kierunek – taki sposób egzystowania są zupełnie nie dla mnie.
Profesor Csikszentmihalyi, o którym niedawno wspominałam pisze o tym fenomenie tak:
“Życie biologiczne jest procesem, który jeśli tylko zatroszczymy się o potrzeby ciała, toczy się automatycznie. (…) Jeśli sami nie nadamy kierunku naszemu życiu, ulegnie ono wpływom zewnętrznym i służyć będzie jakiejś innej sile. Zaprogramowane biologicznie instynkty posłużą się nim do replikacji materiału genetycznego (…), kultura zmusi nas do tego, abyśmy wykorzystali je do krzewienia jej wartości i umacniania jej instytucji; inni ludzie będą usiłowali, na ile tylko im się uda, wykorzystać naszą energię dla swych własnych celów, zwykle nie oglądając się na skutki, jakie to może mieć dla nas. Nie możemy oczekiwać, że ktoś pomoże nam żyć; sami musimy odkryć, jak to zrobić. “
Żyć. Nie mylić z egzystować.
Foto: Hierr- o
2 komentarze
Bardzo ciekawy cytat, dzięki!
網站分析