Wczoraj i dziś, z inicjatywy Stowarzyszenia Doula w Polsce, portalu Vivat Poród i Szkoły Rodzenia Gaja, przetoczyła się przez cały kraj fala opowieści. Opowieści porodowych. W kobiecych kręgach usiadło setki kobiet. Powodzenie akcji zaskoczyło chyba nawet organizatorów, bo w wielu miejscach z jednego zaplanowego kręgu robiły się dwa, trzy i więcej. O czym to świadczy? Chyba o tym, że my kobiety, potrzebujemy wspólnoty, potrzebujemy innych kobiet i mamy mocną, atawistyczną potrzebę mówienia o sprawach w naszym życiu ważnych. Tak jak to było przez wieki. Zupełnie jak w Czerwonym Namiocie.
A poród – niewątpliwie – jest wydarzeniem w życiu kobiety, które zostawia ślad. Dobry, zły, zawsze jakiś.
Ja także, wczoraj uczestniczyłam w kobiecym kręgu. Wcześniej, przeczytałam pytanie koleżanki, która zastanawiała się “po co nam właściwie to opowieści kombatanckie”? I sama próbowałam na nie odpowiedzieć, a potem wracało ono do mnie, kiedy słuchałam opowieści innych kobiet.
I nie wiem, do dziś do końca nie wiem, ale przeczuwam. Czuję, że nie trzeba na to pytanie odpowiadać. Niekoniecznie wprost.
Każdy poród jest lekcją – pisze Asia, z Mamy w Centrum. Dary dobrego porodu są oczywiste, dary takiego, w którym doświadczyłyśmy wielu trudności, smutku, tęsknoty, czy poczucia opuszczenia, znacznie trudniejsze do odkrycia. Wnioski wyciągamy czasami po latach. Ale z pewnością kształtują one w pewien sposób naszą późniejszą osobowość, nasze wybory i nasz stosunek do własnej kobiecości.
Nie bójcie się, nie opowiem tu swojej historii kombatanckiej. Nie będzie fizjologii, nie będzie krwi i łez. Mój poród był dobry, był mój. Chociaż nie do samego końca. W ostatnim momencie, w ostatnich 30 minutach, które wspominam najgorzej, oddałam kontrolę nad moim porodem, zrobiłam coś, wbrew sobie, wbrew potrzebie własnego ciała, coś na co nalegał personel, co nie wynikało ani z moich potrzeb ani pragnień, ani z faktycznej medycznej konieczności. Dałam się zmanipulować. Dlatego moje pierwsze uczucia po porodzie, nie były związane z miłością czy wdzięcznością, ale raczej z ulgą, z oddechem ciszy, że to się wreszcie skończyło. Miałam ich dosyć. Miałam dosyć tego porodu, miałam dosyć wszystkiego.
Czas na tkliwość przyszedł dopiero potem. I ja także, dopiero po pewnym czasie zrozumiałam, co mówił do mnie mój poród.
“Nie oddawaj nigdy kontroli, nie pozwalaj przejmować dowodzenia innym ludziom, zwłaszcza kiedy całym ciałem, całą duszą i każdą komórką czujesz, że coś Ci nie służy, że coś działa wbrew Tobie. Buntuj się do śmierci, jeśli czujesz, że to ma sens. Mów “nie”, tak długo, aż Cię usłyszą. Mów “nie”, aż zamiast “nie”, usłyszysz “tak”. Drap, krzycz, warcz, rób co trzeba. Bądź dzika. Bądź nieugięta, bądź uparta. Buntuj się zawsze, kiedy jest taka potrzeba. Ty wiesz lepiej. Ty zawsze wiesz “
To moja lekcja, to moje doświadczenie. Być może nie tak mistyczne jak doświadczenia kobiet, których słuchałam przy wielu, nie tylko wczorajszych okazjach. Ale moje. Potrzebne, własne, bezcenne. Doświadczenie, które naznacza na resztę życia. Pięknym piętnem. I siłą. Wielką siłą.
Urodzić życie to ogromna sprawa. To opowieść o bólu i miłości. Opowieść o cudzie kobiecości i o mocy, którą wszystkie nosimy w lędźwiach. Warto ją opowiedzieć. Warto wyciągnąć z niej wnioski. Niekoniecznie publicznie, niekoniecznie od razu. Także samej sobie.
Co mówi do Ciebie, Twój poród?
3 komentarze
Elizabeth:Małgosiu, piszesz, że poród to opowieść o miłości i bólu; ja dodałabym jeszcze, że o samotności. A co mówi do mnie mój poród? otóż mówi, że życie jest darem, cudem, ogromną tajemnicą i świętością!
Elizabeth, ale powiedziałabym także, że to taka dobra samotność. Samotność wynikająca ze spotkania ze sobą – od którego nie ma ucieczki. Pozdrawiam!
Pięknie ujęta dewiza naturalnego porodu. Ten bunt, mówienie ,nie, to tylko wstęp do świadomego życia. Tak trudno zaufać sobie, tak łatwo powierzamy swoje życie innym