Człowiek, w ciągu ostatnich kilku
milionów lat, zmienił właściwe wszystko, poza samym sobą, swoją
konstrukcją psycho – fizyczną i potrzebami, które z niej wynikają.
Żyjemy zupełnie inaczej niż nasi pra praprzodkowie, świat wywrócił się
do góry nogami, ale to czym byliśmy i czym jesteśmy łączy prawie
idealny, niezmienny i oczywisty znak równości. Kilkaset lat to za mało,
aby zmienić genetyczne i społeczne przeznaczenie człowieka; pozornie
jesteśmy dostosowani do warunków, jakie zastajemy na Ziemi, ale w głębi
duszy i ciała cierpimy i zmagamy się z problemami, bo nie jesteśmy w
stanie w pełni funkcjonować w tym, co sami dla siebie wymyśleliśmy i
zaprojektowaliśmy.
milionów lat, zmienił właściwe wszystko, poza samym sobą, swoją
konstrukcją psycho – fizyczną i potrzebami, które z niej wynikają.
Żyjemy zupełnie inaczej niż nasi pra praprzodkowie, świat wywrócił się
do góry nogami, ale to czym byliśmy i czym jesteśmy łączy prawie
idealny, niezmienny i oczywisty znak równości. Kilkaset lat to za mało,
aby zmienić genetyczne i społeczne przeznaczenie człowieka; pozornie
jesteśmy dostosowani do warunków, jakie zastajemy na Ziemi, ale w głębi
duszy i ciała cierpimy i zmagamy się z problemami, bo nie jesteśmy w
stanie w pełni funkcjonować w tym, co sami dla siebie wymyśleliśmy i
zaprojektowaliśmy.
Dzisiejsza rodzina; środowisko, w którym
przychodzą na świat dzieci, zupełnie się zatomizowała. Kiedyś młode
pokolenie wychowywała wioska; społeczność; dziś jest to para ludzi,
która często nie potrafi unieść odpowiedzialności i obciążeń jakie się z
tym wiążą. Antropolożka i badaczka więzi, Dr Evelin Kirkilionis mówi o
tej sytuacji tak: „Natura nie przewidziała dla nas szklanych biurowców
i życia w nuklearnych, dwuosobowych rodzinach. Dlatego w naszym kręgu
kulturowym zwłaszcza sytuacja matki – która jako karmiąca ma szczególną
rolę do odegrania w życiu dziecka – jest szczególnie skomplikowana.
W żyjących bliżej natury kulturach nie spotyka się czegoś takiego jak baby-blues,
czyli lekkiej depresji pojawiającej się mniej więcej trzeciego dnia po
urodzeniu dziecka – bo to nie wahnięcia hormonalne, jak się powszechnie
sądzi, odpowiadają za pojawienie się tego spadku nastroju, ale właśnie
aspekt kulturowy. Rzeczywistość, w której rola matki sprowadzona zostaje
do zdegradowanej społecznie i pozbawionej wsparcia opiekunki na
24-godzinnym dyżurze, która w dodatku słyszy, że ponosi całą
odpowiedzialność za przyszłą osobowość narodzonego właśnie dziecka, może
zwalić z nóg nawet najodporniejszą osobę.”
przychodzą na świat dzieci, zupełnie się zatomizowała. Kiedyś młode
pokolenie wychowywała wioska; społeczność; dziś jest to para ludzi,
która często nie potrafi unieść odpowiedzialności i obciążeń jakie się z
tym wiążą. Antropolożka i badaczka więzi, Dr Evelin Kirkilionis mówi o
tej sytuacji tak: „Natura nie przewidziała dla nas szklanych biurowców
i życia w nuklearnych, dwuosobowych rodzinach. Dlatego w naszym kręgu
kulturowym zwłaszcza sytuacja matki – która jako karmiąca ma szczególną
rolę do odegrania w życiu dziecka – jest szczególnie skomplikowana.
W żyjących bliżej natury kulturach nie spotyka się czegoś takiego jak baby-blues,
czyli lekkiej depresji pojawiającej się mniej więcej trzeciego dnia po
urodzeniu dziecka – bo to nie wahnięcia hormonalne, jak się powszechnie
sądzi, odpowiadają za pojawienie się tego spadku nastroju, ale właśnie
aspekt kulturowy. Rzeczywistość, w której rola matki sprowadzona zostaje
do zdegradowanej społecznie i pozbawionej wsparcia opiekunki na
24-godzinnym dyżurze, która w dodatku słyszy, że ponosi całą
odpowiedzialność za przyszłą osobowość narodzonego właśnie dziecka, może
zwalić z nóg nawet najodporniejszą osobę.”
Nuklearna rodzina, a szczególnie
nuklearna matka to zjawiska śmiertelnie niebezpieczne. Zamknięcie w
czterech ścianach, z maluchem, który wymaga nieustannej troski, uwagi i
zaangażowania, odcięcie od życia społecznego, od kontaktów z dorosłymi
ludźmi, snucie się po swoim własnym domu jak po więzieniu, wieczne
oglądanie tych samych twarzy; nie może prowadzić do niczego dobrego.
nuklearna matka to zjawiska śmiertelnie niebezpieczne. Zamknięcie w
czterech ścianach, z maluchem, który wymaga nieustannej troski, uwagi i
zaangażowania, odcięcie od życia społecznego, od kontaktów z dorosłymi
ludźmi, snucie się po swoim własnym domu jak po więzieniu, wieczne
oglądanie tych samych twarzy; nie może prowadzić do niczego dobrego.
Bycie z dzieckiem na pełen etat nie jest
sielankowe, ani łatwe. Trzeba radzić sobie z emocjami, z poczuciem
osaczenia, osamotnienia, z presją społeczną, z monotonią codzienności.
Trudno to robić bez wsparcia i wychodzenia z domu. Odkąd zostałam mamą,
uczęszczałam na dwa cykle babskich spotkań dla matek z małymi dziećmi,
regularnie chodzę do kina na seanse dla mam, zabieram córkę, w różne,
przyjazne nam obu miejsca. Gdyby nie te wentyle bezpieczeństwa w postaci
możliwości odreagowania codzienności i zmiana krajobrazu za oknem, nie
wytrzymałabym tak długo w domu. W rzeczywistości idealnej, takie formy
spędzania czasu powinny być refundowane tak jak prozac: poprawiają
nastrój, sprawiają, że nabiera się dystansu, odreagowuje stresy i
zaczyna myśleć w nowy sposób. Wyjścia z dzieckiem nie zastąpią
samotności i samodzielnych wypraw w niedzieciowy świat, ale pomagają
organizować codzienność, która w czterech ścianach staje się czasami nie
do zniesienia.
sielankowe, ani łatwe. Trzeba radzić sobie z emocjami, z poczuciem
osaczenia, osamotnienia, z presją społeczną, z monotonią codzienności.
Trudno to robić bez wsparcia i wychodzenia z domu. Odkąd zostałam mamą,
uczęszczałam na dwa cykle babskich spotkań dla matek z małymi dziećmi,
regularnie chodzę do kina na seanse dla mam, zabieram córkę, w różne,
przyjazne nam obu miejsca. Gdyby nie te wentyle bezpieczeństwa w postaci
możliwości odreagowania codzienności i zmiana krajobrazu za oknem, nie
wytrzymałabym tak długo w domu. W rzeczywistości idealnej, takie formy
spędzania czasu powinny być refundowane tak jak prozac: poprawiają
nastrój, sprawiają, że nabiera się dystansu, odreagowuje stresy i
zaczyna myśleć w nowy sposób. Wyjścia z dzieckiem nie zastąpią
samotności i samodzielnych wypraw w niedzieciowy świat, ale pomagają
organizować codzienność, która w czterech ścianach staje się czasami nie
do zniesienia.
Dlatego apeluję do Was Drogie Mamy: nie
zbierajcie nuklearnej złej energii i nie dręczcie nią siebie i
otoczenia: szukajcie swojej wioski, towarzystwa, nie skazujcie się na
samotność. Od wieków dzieci towarzyszyły rodzicom w codzienności. Dziś
to rodzić niejako towarzyszy dziecku, podporządkowując mu czasem
wszystkie aspekty swojego życia. Takie zatomizowanie wokół małego
człowieka nie służy nikomu; ani jemu, ani nam. Czas przywrócić właściwe
proporcje; do dzieła!
zbierajcie nuklearnej złej energii i nie dręczcie nią siebie i
otoczenia: szukajcie swojej wioski, towarzystwa, nie skazujcie się na
samotność. Od wieków dzieci towarzyszyły rodzicom w codzienności. Dziś
to rodzić niejako towarzyszy dziecku, podporządkowując mu czasem
wszystkie aspekty swojego życia. Takie zatomizowanie wokół małego
człowieka nie służy nikomu; ani jemu, ani nam. Czas przywrócić właściwe
proporcje; do dzieła!
10 komentarzy
Brawo za ten wpis:)!
Gdyby choć jedna z Mam po przeczytaniu tego postu zrobiła coś dla siebie…to będzie sukces:)
…zgadazam się w 100% z tym co napisałaś. Jestem Mamą 2 dorastających chłopców(8 i 12 lat), sama ich wychowuję.
Daję ile mogę na codzień..daję 3/4 siebie…nie, nie całą jakby to nie zabrzmiało w uszach czytaczy…Zostawiłam sobie coś dla siebie, coś co właśnie ma dać mi siłę na każdy kolejny dzień..i niech to będzie godzina na basenie, wypad na herbatę czy do kina z psiapsiółką…(zawsze coś wymyślę);)
Ale wracam do domu nałdowana pozytywną energią, "odpoczęta" od Dzieci…
Bo czasem-(zawsze….) kiedy wracam do domu po 9 godzinach, połykam coś na stojąco, wiozę na trening, świetlice, korepetycje…(zapisuję sobie już na karteczkach co z którym i o której:))..po czym wracam, uczę, gotuję, karmię, ogarniam-czasem nie ogarniam opowieści z całego dnia…TO GRYZĘ…
I właśnie gdyby nie to, że w ciągu tygodnia czy w weekend kradnę sobie kilka godzin tylko dla siebie…OSZALAŁABYM. Tak z pełną świadomością tego co piszę stwierdzam, że nie pociągnęłabym za długo…:)
A tak..daję radę:)!
Na kolanie piszę ten komentarz ale czas nagli, bo trzeba uporać się z tym co nagrmadziło się podczas całego tygodnia…ale wieczorem..:):):)Lodowisko:)Łyżwy miałam na nogach…eeeeeeeee….w podstawówce;)Będzie jazda:)
PS.Nie zatracajcie się Kobiety tak do cna, nie zgubcie siebie, macierzyństwo to ŚWIETNA sprawa:)…ale nie zapominajcie o sobie Drogie Mamy!
napisał: Gość: , abjg232.neoplus.adsl.tpnet.pl 2012/01/21 12:45:50
Dzięki abjg;)
pisałam o tym już tutaj kiedyś w innym trochę kontekście: że jeśli damy siebie całe, to końca to nic nam nie zostanie, a z niczego jak wiadomo…. nic nie będzie.. dlatego trzeba się o siebie troszczyć, nie tylko o innych, obowiązki itp.
Pozdrawiam!
a jesli karmi sie piersia… to wtedy na pewno nieco trudniej zorganizowac czas dla siebie?
Monika,
nie tracisz czasu na wyparzanie butelek i mieszanie mleka;) Zawsze masz gotowe;)
Nie no…trza;) kupić cóś co pamięć poprawi…nie jest dobrze…:)
napisał: Gość: AgnieCHA: , abka90.neoplus.adsl.tpnet.pl 2012/01/21 15:37:57
już wiem, już zachowuję równowagę. ale… przez pierwsze 2 lata życia mojego syna byłam jak w amoku. szkoda, że wtedy nie trafiłam na tak świetny tekst. mam nadzieję, że wiele mam to przeczyta i zaowocuje to pozytywnymi zmianami w ich teraźniejszości 🙂
pozdrawiam 🙂
napisał: anet.ata 2012/01/22 08:30:23
Święta racja. Wszystko same, same,a jak już padamy ze zmeczenia na twarz, to jedyne na co nas stać, to trucie partnerowi 🙁
napisał: Gość: Ania, ip-178-214-133-19.silesiamultimedia.com.pl 2012/02/06 10:27:06
Rodzina nuklearna to nasz wybór. Rodzina, gdzie nie mieszka się z pokoleniem dziadków a nie gdzi eodcina się od towarzystwa 🙂
Można mieszkać ze swoimi dziecmi (tylko) i nie zeschizować. Szczególnie jak tych dzieci jest więcej niż jedno. Bo to o czym piszesz to bardziej nazwałabym problem nie rodziny nuklearnej ale rodziny gdzie bogiem staje się jedno lub dwoje dzieci… I to jest problem naszych czasów. Wszystko zaczyna się obracać wokół malucha….potem już większego dziecka. Ale cały świat jest na nim skupiony.
Pozdrawiam serdecznie
napisał: agasobczak 2012/02/06 10:47:42
Wszystko jak zwykle jest sprawą proporcji: wybory wyborami, trochę tez czasy się zmieniły, trochę my sami mamy bałagan oczekiwań i wzorców; temat rzeka.. Pozdrawiam serdecznie czytelniczki Mamanii, które dziś u mnie w gościach:)
A to coś tylko dla mam!
klubmambialystok.blogspot.com/p/spotkania-kregu-mam.html
napisał: Gość: danuśka, 109.231.49.152.koba.pl 2012/02/06 15:47:21
Brawo! Szkoda, że czytają to chyba głównie… mamy…
napisał: Gość: Tupaja, 178-37-208-82.adsl.inetia.pl 2012/02/07 15:43:44
A czemu szkoda, że tylko mamy? Wiesz, Tupaja, to jest tak, że jak mama o siebie sama nie zadba, nie wywalczy sobie prawa do tego dbania, to niestety nikt tego za nią nie zrobi… Dlatego też zwracam się głównie do mam…
Czasem może nawet walczyć nie trzeba, wystarczy uznać to za oczywiste;)
napisał: sowa_nie_sowa 2012/02/09 11:14:29
CO2激光(CO2 laser / 二氧化碳激光)的波長是10600nm,照射到皮膚上會被皮膚的水份吸收,瞬間將皮膚有問題的組織氣化。CO2激光可以用來消除各種皮膚問題包括疣、癦、痣、脂溢性角化、粉刺和汗管瘤等。當治療後,您的皮膚需要5至10天時間復原。期間保持傷口清潔便可。優點:CO2激光所切割的深度比刮除術較深,亦較精準。可以處理較深層的皮膚問題,例如去除癦、油脂粒、肉粒、疣、珍珠疣、角質增生等。其復原亦較快,減少留下疤痕的機會。它最大的優點在於,能夠進一步減少激光治療過程當中的熱損傷反應,提升了激光治療的安全性,治療過程中幾乎沒有疼痛感