Zapędzeni, zagonieni, zmęczeni codziennością, zatrzymujemy się na te kilka dni trochę tak, jakby ktoś nagle zaciągnął nam ręczny hamulec. Nagle robi się ciszej, jakby świat zwolnił oddech, a my razem z nim. Tymczasem Wielkanoc, poza przypomnieniem historii sprzed wieków, może być przede wszystkim świętem radości, przebudzenia i nowego początku. Nie tylko dla katolików, nie tylko dla tych, którzy wierzą w dosłowne zmartwychwstanie.
Nie bez powodu świętujemy właśnie teraz – na progu wiosny, gdy zima jeszcze upomina się o swoje miejsce, ale zielone pędy z determinacją przebijają się przez zmarzniętą ziemię i twardą skórę gałęzi. Ten widok przypomina nam o cudzie życia i sile, która tkwi w każdym, nawet najmniejszym ziarenku.
Teraz szczególnie potrzeba nam tej odrobiny nadziei, tego delikatnego, ale stanowczego zapewnienia, że słońce znów ogrzeje zmęczone zimą grządki i doda energii kiełkującym pędom. One odrodzą się – jak co roku. I my też możemy, razem z nimi. Nawet jeśli czujemy, że po tej zimie ledwo stoimy na nogach.
Poza symbolami
Czy pójdziemy za chrześcijańską symboliką, czy też całkowicie ją odrzucimy, wnioski pozostają podobne. Wielkanoc to czas przejścia, transformacji. Zmiana czasu, zmiana pór roku, zmiana widoku za oknem, a przede wszystkim – zmiana tego, co dzieje się w nas. To, co było wczoraj, traci na znaczeniu. Tak samo jak w życiu. Odrętwienie i chłód ustępują miejsca przebudzeniu.
Wystarczy jeden dzień, jedna noc, by wszystko się zmieniło. Z malutkiego jajka rodzi się nowe życie, z pozornie martwego nasionka wyrasta świeża roślina. Życie dzieje się nieprzerwanie – obok nas, z nami czy bez nas, przekazując ważną lekcję.
Pytanie tylko: co z niej dla siebie zabierzemy?
Święta są po coś
Dawniej święta były naprawdę święte. Miały sens, cel i znaczenie, których nie można było zignorować. Nie jest przypadkiem, że ludzkość od wieków wyznaczała takie dni, które miały przerywać rutynę i przypominać, co jest naprawdę ważne.
Niezależnie od wiary, potrzebujemy zatrzymania, momentu sacrum, który oderwie nas od codziennego profanum. Potrzebujemy tego znaku STOP, tej ciszy, w której choć na chwilę zatrzyma się rozpędzony kołowrotek naszego życia.
Dlaczego? Żeby żyć lepiej, bardziej świadomie, żeby nie oszaleć. Pędząc nieustannie po autostradzie zdarzeń, tracimy z oczu to, co najcenniejsze. Nasza dusza, zmęczona i zagubiona, często nie nadąża za naszymi nogami. Zapominamy o tym, na czym naprawdę nam zależy, gubimy priorytety, a równowaga zaczyna się niebezpiecznie chwiać.
Trzy świadomie przeżyte dni mogą zmienić więcej niż trzy długie miesiące pełne pośpiechu. Właśnie po to są święta.
Jak je przeżyć?
Jeśli Wielkanoc jest dla Was duchowym przeżyciem – zatrzymajcie się w tej ciszy, której na co dzień wam brakuje. Zaplanujcie nie tylko duchowe celebracje, ale także te proste chwile, które są równie ważne: spotkania z bliskimi, moment tylko dla siebie, bycie tu i teraz. Niech będzie miejsce na refleksję, pojednanie, ale także na zwykłą ludzką bliskość.
Jeśli religijność jest Wam obca, zróbcie dokładnie to samo. Poszukajcie spokoju. Zauważcie znaki wiosny, które przypominają, że po każdej zimie znów zakwita życie. Wystawcie twarz do słońca, poczujcie na policzkach pierwsze krople wiosennego deszczu. Bądźcie obecni, nie spiesząc się nigdzie.
Niech maleńkie nasionko nadziei zakiełkuje również w Was, przypominając, że każdy, kto upadł, może wstać i zacząć od nowa. Tak przeżyta Wielkanoc może stać się początkiem czegoś pięknego, dobrego, czegoś, na co być może czekaliście od dawna.
I właśnie tego Wam życzę – prawdziwego, głębokiego odrodzenia, które przyniesie radość, spokój i nową, dobrą energię na przyszłość.
Małgosia