Nigdy nie bałam się dojrzałości i nigdy nie kojarzyła mi się źle. Nigdy też nie miałam w sobie strachu, że młodość ucieka, nie chciałam wrócić do momentu, kiedy miałam 18 czy 20 lat, ale też zawsze z uwagą obserwowałam te ruchy w nas, w społeczeństwie, które każą żałować młodości jako czegoś, co jest warte najwięcej, co szczególnie dla kobiet staje się jedyną monetą przetargową, jakbyśmy składały się tylko z urody i z tego, co mamy do zaoferowania na rynku matrymonialnym.
Świat przez ostatnie 20-30 lat bardzo się zmienił, ale wiele przekonań, o których tu mowa jest ciagle żywych. Oczywiście biologia ma swoje ograniczenia i jestem ostatnią osobą, która by tutaj im zaprzeczała – dotyczą one płodności, procesów starzenia się, ale odkąd nie żyjemy już 50 czy 60 lat a średnia wieku przesunęła się bliżej 80-tki, 40-tka jest zaledwie najwyżej półmetkiem życia, za którym dzieje się wiele wspaniałych rzeczy – często o jakości znacznie przekraczającej to, czego doświadczyliśmy we wczesnej młodości.
A jednak świat nas straszy. Każe nam się bać tego co będzie potem. Walczyć na siłę z upływającym czasem. I chociaż ten świat się zmienia, to te strachy na lachy o wiele bardziej dotyczą kobiet, a nie mężczyzn, chociaż to my żyjemy dłużej, statystycznie w lepszym zdrowiu i jesteśmy, jak wynika z badań w dojrzałości często szczęśliwsze niż panowie!
Czemu więc świat nam wciska ten kit? Proszę bardzo, ma dobre (opłacalne) powody.
-
Bo to dobry interes
Zapamiętałam takie zdanie, które mówi Glennon Doyle o cierpieniu: „Jeśli ktoś mówi Ci, że możliwe jest życie bez cierpienia, to najpewniej chce Ci coś sprzedać.”. Dokładnie tak samo jest z naszą wiarą w to, że nasza „gwarancja” i „data przydatności” wygasa i trzeba ją za grube pieniądze przesuwać w dół tak długo jak tylko się da.
Rynek powstrzymywania dojrzałości, czy jak kto woli starości, chociaż nie wiem o jakiej starości w okolicy 40-tki mówimy jest wart miliardy. Kreuje on potrzeby, które jeszcze 20 czy 30 lat temu nie istniały. Na tej bazie tworzy usługi, które potem marketingowo sprzedaje się jako niezbędne. Często dochodzimy do kompletnych absurdów i kiedy próbowałam o tym opowiedzieć mojej 80- letniej dawnej sąsiadce, ta myślała, że ja sobie z niej robię żarty.
Małgosia chcesz mi powiedzieć, że sobie chłopy jajka ostrzykują, a baby pochwę w środku? – powiedziała pani Ada, kiedy opowiedziałam jej o nowej modzie w zabiegach ( wyskoczyła mi na fejsie reklama „odmładzania moszny i rewitalizacji pochwy oraz wybielania okolic intymnych”. )
I oczywiście zanim mnie ktoś zaatakuje: tak nie ma nic złego w dbaniu o siebie, w zabiegach, które podnoszą nasz komfort, czasem są wyraźne wskazania medyczne do takich zabiegów, ale każdorazowo warto siebie zapytać: co stoi za moją potrzebą zmiany w tym obszarze? Skąd to wzięłam, jak to się stało że to do mnie przyszło?
Większość rynku zmian, które dziś wydają się nam niezbędne nie istniała jeszcze 20 lat temu i czy wtedy naprawdę nasze życie było w tych obszarach gorsze? Pewnie bywały takie wypadki, ale najczęściej dotyczyły one tych przypadków stricte medycznych, a nie estetycznych.
Wiele z tych proponowanych przez rynek usług ma jako podstawę swojej egzystencji i marketingu nasze niezadowolenie z siebie, wzbudzanie niskiego poczucia własnej wartości ze względu na wiek, niedopasowanie do wymyślonego najcześciej również marketingowo “kanonu” czy próbę rozwiązywania naszych innych problemów przez interwencję w ciało.
Naprawdę warto to rozważyć.
-
Bo łatwiej nas kontrolować
Jeśli ludzie wierzą w kłamstwo o bezcennej młodości i o tym, że potem to już tylko z górki, to nie tylko są łatwiejszymi do kontrolowania konsumentami ( a wiec znów pieniądze), ale i łatwiej jest przewidywać nasze potrzeby i nimi sterować.
Nie jestem wyznawczynią żadnej teorii spiskowej i daleko mi do mało racjonalnych nurtów, ale na strachu, lęku i wierze w różne, czasem absurdalne dogmaty, zbudowano nie jeden biznes, system polityczny, czy nawet religię.
To są mechanizmy kontroli naszego zachowania, naszych wyborów. Często niekoniecznie takich, które nam osobiście służą.
-
Bo mamy mniejsze wymagania
Dotyczy to właśnie szczególnie kobiet – jeśli wierzą, że ich wartość z wiekiem spada. Wtedy faktycznie obniżają wymagania, godzą się na rzeczy, na które w innych warunkach nigdy by się nie zgodziły, czy akceptują zachowania, które od progu powinny być nieakceptowane.
Oczywiście jasnym jest, że zaraz ktoś napisze, że kobieca młodość była, jest i będzie pożądana, a na krzywych preferencji wiekowych mężczyzn, kobiece 35 lat to jest już czas gwałtownego spadku atrakcyjności partnerki. Tylko że podobne krzywe mówią o myśleniu życzeniowym, najczęściej w kontekście samej seksualnej atrakcyjności, a ta z szansami na stworzenie trwałej, dobrej relacji nie ma wbrew pozorom wcale tak wiele wspólnego.
Dojrzali mężczyźni preferujący dużo młodsze partnerki preferują je najczęściej z pewnych powodów, których tutaj nie będziemy rozwijać. Ta grupa nie będzie zwykle w ogóle interesująca dla dojrzałych kobiet, bo człowiek 40 czy 50 letni gustujący w 20 czy 25 -latkach, raczej nie znajdzie wspólnego języka ze swoją równieśniczką.
Kobietom mówi się, żeby nie fikały, nie wymagały za dużo, bo kto je zechce, kto się nimi zainteresuje, jeśli konkurencja jest tak duża, jeśli ciągle pojawiają się te, które są młodsze, piękniejsze, ale takie myślenie, to kompletna pomyłka. Taka zazdrość o młodość nigdzie nie prowadzi. Dojrzałość ma do zaoferowania coś innego niż młodość. Nie jest gorsza, ani lepsza, najczęściej jest po prostu inna, a na tworzeniu tej atmosfery wiecznej rywalizacji między kobietami znów ktoś zarabia.
Warto to zobaczyć…
-
Bo całe wieki bano się kobiecej dojrzałości
Dojrzała kobieta, a potem starucha, to był w obiegowej opinii idealny materiał na wiedźmę – czyli tą, która wie – która pokazuje prawdę, nie daje się mamić, oszukiwać czy zwodzić.
Doświadczenie, nauka, które przychodziły z dojrzałością kobiecą często były postrzegane jako zagrażające i chociaż oczywiście świat się zmienia, to dalej w wielu obszarach takie dla tego świata są.
Jeśli ktoś korzysta z kobiecej naiwności czy z niej czerpie takie czy inne profity, zawsze będzie się strzegł kobiecej La QUE SABE, czyli tej która wie, bo ona może otworzyć oczy także innym kobietom. A jeśli tak się stanie to cóż… Może nie tak łatwo będzie nas kontrolować, rządzić nami, mówić nam co powinnyśmy, a czego nam nie wolno?
-
Bo jeśli w to uwierzymy, to przestaniemy korzystać z naszej rosnącej z wiekiem mocy i siły
I wreszcie na koniec – bo dojrzałość naprawdę może przynieść wiele darów, które rozwijają się i kwitną z każdym rokiem, chyba że uwierzymy już na wstępie, u progu dojrzałości, że to tylko balast i chwasty.
Moje dojrzałe życie jest o wiele lepsze niż to młodzieńcze. Jestem bardziej świadoma, bardziej pewna siebie, lepiej wybieram, wiem czego chcę, a czego nie, odważam się sięgać po więcej, spełniać marzenia i oczekiwać najlepszego. To są wszystko dary dojrzałości i wierzę, że będzie tego jeszcze więcej.
Kiedy jesienią napisałam Wam, że piszę romans o dojrzałej miłości, wiele osób gratulowało mi odwagi. Trochę tego nie rozumiałam, ale dziś widzę, że potrzebujemy w życiu społecznym bardzo wiele odwagi, aby mówić, że dojrzałość jest i może być fajna. Że nie musimy robić sobie z wieku klatki, w której się zamykamy i że warto cieszyć się życiem nie tyko wtedy, kiedy ma się 25 lat.
Z perspektywy całego życia młodość to jest tylko niewielki wycinek pomiędzy 17 a może 33 rokiem życia. Dlatego potraktujmy to jako preludium, a nie jak całą opowieść !
A Ty – lubisz swoją dojrzałość?