Historie sukcesów, które zaczynały się od „czułam się nikim i nic nie warta, a teraz jestem wielka” robią furorę. Dobrze wyglądają w gazetach. Dobrze się to czyta. Każdy z nas pewnie kiedyś był w takim momencie w życiu, w którym czuł się bezwartościowy i pomyślał, że jeszcze temu światu pokaże. Problem w tym, że mozolne wspinanie się na szczyt, żeby powiedzieć OTO JESTEM ZAJEBISTA to jest podejście „od dupy strony”. Bo jaki naprawdę jest problem?
„Całe życie mi wmawiano, że jestem nikim. Chciałam udowodnić, że to nieprawda” – mówi bohaterka wywiadu w WO, która w 3 miesiące po 3 cesarce przebiegła ultramaraton na dystansie 240 km. „Kobiety latami czekają aż ktoś doceni je w pracy”- czytam w kolejnym materiale.
I abstrahując od przekazu i motywującej wartości tych tekstów myślę sobie, że idziemy do siebie i do poczucia własnej wartości drogą totalnie naokoło.
I to jest znacznie dalej niż te 240 km.
Dlaczego udowadnianie innym czegoś jest drogą naokoło?
Bo chociaż chcemy wierzyć, że jest inaczej, to punkt wyjścia i punkt powrotu jest zawsze taki sam. Wychodzimy i wracamy do siebie. Tak, droga nas zmienia. Tak, po drodze możemy się nauczyć bardzo wiele i sprawdzić się w milionie różnych wyzwań i sytuacji.
Ale to nie osiągnięcia są dowodem naszej wartości.
Jesteśmy wartościowi i bez nich – dlatego że jesteśmy, dlatego, że się urodziliśmy i jesteśmy ludźmi.
Ludzie bez osiągnięć są nic nie warci?
Nie zgadzasz się z tym? W takim razie twierdzisz, że dzieci są bezwartościowe? Że aby coś znaczyć trzeba mieć na koncie milion, w dorobku szanowany tytuł, osiągnięcia sportowe albo przynajmniej gromadkę dobrze wychowanych dzieci? Gdyby tak było, większość z nas miałoby poczucie własnej wartości wielkości główki od szpilki. A przecież tak nie jest.
To wcale nie osiągnięcia nas definiują – to nie one są przepustką do świata, w którym mogę powiedzieć o sobie: „Nie jestem idealna, ale do cholery nikt nie ma prawa mi mówić, że jestem nikim!”.
Jest tym coś zupełnie innego.
![]() |
Książka na jesienne wieczory – znajdziesz ją tutaj. |
Pułapka osiągnięć
A może nie ma w tym nic złego? Komu to przeszkadza, że ktoś chce iść naokoło i doświadczyć wielkości, żeby potem w siebie uwierzyć i mieć poczucie sprawczości i mocy! Niby nikomu.
Ale wielu w tej drodze się zgubi. Wielu dostanie po tyłku tak mocno, że się nie podniesie, albo zapłaci za to wysoką cenę.
Wielu wpadnie w nałóg udowadniania sobie i innym, że są wiele warci tylko wtedy kiedy im się coś udaje. Kiedy walczą i się nie poddają. Kiedy osiągają. Kiedy są lepsi niż inni.
Dla tych mam złą wiadomość: Nie ma czegoś takiego jak wieczna życiowa hossa.
To jest niebezpieczna droga.
Czemu się czepiasz?!
Tak, trochę się czepiam, ale mam ku temu ważne powody.
Za dużo widziałam dziewczynek, które twierdziły, że nie są dość dobre, żeby ktoś je pokochał. Pracowały więc nad sobą do anoreksji i zaburzeń osobowości bo chciały być idealne.
Za dużo znam facetów, którzy przeszli zawał, bo bardzo chcieli pokazać tacie, żonie i sąsiadowi, że są lepsi od nich.
Za dużo kobiet, które nie mogą pogodzić się z tym, że czas mija.
Za dużo ludzi, którzy z całej siły pragną aby KTOŚ wreszcie ich docenił, bo nie doceniają siebie.
Dlatego jeśli czujesz, że na wiele jeszcze musisz zapracować, wiele jeszcze osiągnąć by powiedzieć o sobie „JESTEM OK” – to rób co chcesz.
Ale zanim wyruszysz w tą drogę, zanim się rozpędzisz i poczujesz krew na języku, pot na karku, zanim zaciśniesz pięści, zrób dla mnie i dla siebie jedną rzecz: zastanów się proszę.
Czy aby nie idziesz do siebie „od dupy strony”?
15 komentarzy
Problemem w udowadnianiu swojej wartości przez osiągnięcia jest to, że poprzeczkę można dobie ustawiać nieskończenie wysoko. Osiągasz jeden szczebel, ustawiasz sobie kolejny, a za nim następny, następny i jeszcze następny. Problem polega na tym, że w pewnym momencie zaczyna to przekraczać możliwości pojedynczego człowieka. Bo nikt nie jest w stanie być w iluś miejscacc na raz i robić iluś rzeczy na raz i być non stop na pełnych obrotach. To prosta droga do frustracji, nerwicy, zawału, wypalenia zawodowego, depresji, załamania nerwowego. Naprawdę nie warto skbie tego robić. Sami napędzamy tą spiralę. Warto powiedzieć: dość. Warto powiedzieć: stop, jest dobrze. Można otwierać kolejne firmy, chcieć być idealną matką, żoną i szefową. Ale warto zadać sobie pytanie: dlaczego akurat idealną?
Zapamiętałem że szkoły i z "Lalki" Prusa:ideały to są malowane żłoby, w których jest malowane siano, niezdolne nikogo nasycić 🙂
Tylko co zrobić, kiedy czujesz, że nic nie znaczysz, nie masz żadnej wartości i nie masz nawet pomysłu, ani chęci na zmiany. Czujesz, że już za późno, że czas minął, i teraz nie ma miejsca ani czasu na to aby zaczynać cokolwiek od początku, nie wiedząc nawet co zacząć, bo jakoś nic nie pociąga.;(
Póki żyjesz czas nie minął. Poszukaj terapii, nawet jeśli Cię nie pociąga to może pomóc ruszyć z miejsca.
Czy aby nie idziesz do siebie „od dupy strony”?
Myślę, że warto zwrócić uwagę na końcowy fragment przytoczonego artykułu:"Teraz nic już nikomu nie muszę udowadniać. Teraz mi zależy na tym, żeby jakiś bieg po prostu dobrze ukończyć – dla siebie. Zamknęłam już temat mojej przeszłości, nie muszę do tego wracać, żyje mi się bez tego dużo lepiej. Nie miałam lekko w życiu, ale może dzięki temu jestem taka, jaka jestem? Mam szczęśliwy dom, swoją pasję – czego chcieć więcej? W końcu dobiegłam tam gdzie chciałam".
I to jest piękne!
Kobieta z trudną przeszłością i totalnym brakiem poczucia własnej wartości…
może i podeszła do siebie "od dupy strony", "zajeżdżając" się, aby o sobie źle nie myśleć, ale za to z jakim fenomenalnym skutkiem��
Zamknęła rozdział przeszłości…
ma szczęśliwy dom,trójkę dzieci oraz pasję, która potrafi pogodzić z macierzyństwem.
Choć sama nie miała dobrego wzorca…teraz jest dobrym dla swoich dzieci.
Zwracam tylko uwagę na to że to nie jest jedyna droga i że czasem tędy po prostu nie wychodzi.
Nie…no jasne, masz rację!
Tylko zacytowany został fragment…artykułu o kobiecie, której akurat się udało… i trochę nie pasuje mi wrzucanie jej do jednego worka z anoreksją, zaburzeniami osobowości czy też innymi schorzeniami psychicznymi. Uważam, że każda (zdrowa) forma, podnoszenia własnej wartości jest dobra jeżeli potrafimy zachować w niej umiar i zdrowy rozsądek.
Chyba idealnie byłoby wtedy… gdybyśmy to my sami potrafili odnaleźć ten "złoty środek", mając jednocześnie wsparcie i uwagę osób bliskich czy też psychologa, tych którzy pomogą zobaczyć to czego my sami możemy nie widzieć.
Pozdrawiam.
Jakiego przykładu bym nie podała to by było wrzucenie do jednego worka. To się może tak skończyć. Nie tylko sukces jest na końcu tej drogi. Ostatnio znów ktoś umarł na trasie maratonu warszawskiego.. Czemu to sobie robimy? Podziwiam hart ducha tej dziewczyny, naprawdę! Tylko myślę sobie, że osoby które wychodzą z punktu "do niczego się nie nadaję" potrzebują oprócz takich sukcess story także powiedzenia :nie musisz cholera wejść na 8 tysiecznik żeby coś znaczyć. I dlatego o tym piszę.
Nie musisz, dlatego tak ważne jest wsparcie o którym pisałam:) również w postaci twoich artykułów:)
🙂
Tylko że osobie, która sądzi, że jest ,,nikim'' poczucie bycia ważnym i docenianym płynące z własnego wnętrza nie przyjdzie samo. O wiele prościej jest na początku budować je na własnych sukcesach: nauczeniu się na kolokwium, byciu dobrym przyjacielem, pójściu na terapię, pokonaniu trudności. Stawiam nacisk na własnych i realistycznych. Dopiero potem można dostrzec i uwierzyć w to, że jest się wartościowym, a także zobaczyć, że było się kimś takim od samego początku.
Zgadzam się – samo się nie zrobi – ważne jednak takie spojrzenie z boku, że nawet jak się czuję jak kupka nieszczęścia to nie jest tak, że muszę teraz samodzielnie zdobyć wszystkie szczyty. Terapia to zawsze dobry pomysł.
Nie wiem czy zapisze się komentarz. Mam z tym problem.
Chciałam napisać Małgosiu, że rozumiem przesłanie wpisu.
I wiem, że nie chodzi tu o zniechęcanie do wysiłku, pracy nad swoim poczuciem wartości itp.
Chodzi o poczucie godności człowieka, o wewnętrzny pokój (nie tyle spokój co właśnie pokój). Taki wpis pomoże ludziom złamanym. Nie w tym, żeby w "złamaniu" pozostać, ale żeby powoli, bez napięcia, bez udowadniania komuś czegoś podnosić się. Nie umiem tego bardziej zrozumiale napisać.
Nie znam na razie książki. Okładka jest taka smakowita. Na blog trafiłam kilka dni temu (przekierowana z bloga Anny Miotk). Podobają mi się bardzo torby z piwoniami. Kobiece i "jasne".
Pozdrawiam – Kasia.
Kasiu, cieszę się, że komentarz się zapisał 🙂
Dokładnie taki był mój zamysł.
Dziękuję za info zwrotne w temacie książki i toreb :).
Pozdrawiam!
系統整合