Wiosna tego roku się spóźniała. Czemu? W sumie nikt tego nie wiedział. Dość jednak stwierdzić, że chociaż Zima na pewno odeszła, zapakowała wszystkie atrybuty swego panowania na sanie i odjechała w siną dal, to ani Wiosny, ani tym bardziej Lata widać nie było.
W miejscu, gdzie spotykały się pory roku, o których mówiono, że są siostrami – chociaż różniły się od siebie diametralnie – zapanowała konsternacja, ale i ludzie, co tu dużo mówić, odczuwali niepokój. Do tej pory wszystko działało jak w zegarku. Siostry zmieniały się płynnie i bez gadania. Czasem trochę wcześniej, czasem trochę później. Nieraz zostawały na ziemi we dwie, tak jeszcze na chwilę, jakby jedna nie mogła się zdecydować, czy to już czas odejść, przeplatały się, czasem robiły sobie psikusy, ale finalnie moment zamiany nadchodził zawsze i bez gadania.
Teraz jednak było inaczej. Czas mijał, a Wiosna nie wyruszała.
Zima, która wróciła już do domu, czyli w to miejsce, z którego zawsze wyruszały i do którego z ulgą i poczuciem dobrze wykonanej pracy wracały siostry, siedziała już nad rzeką i moczyła nogi. Trochę jej tu było za ciepło, dlatego ceniła chłód rzeki, czasami chodziła w niej boso, a kiedy nikt nie patrzył, zrzucała z siebie ubranie i pływała w zimnym nurcie nazywanym Rzeką Przeznaczenia. O jakie przeznaczenie chodziło, nad tym siostry nie zastanawiały się za bardzo. Ich przeznaczeniem było przychodzić i odchodzić, przypominać ludziom o zmienności, która była przecież nieodłączną częścią ludzkiego losu, o tym, że to, co się rodzi, musi kiedyś przeminąć i umrzeć, i o tym, że każdy koniec jest zaczątkiem czegoś, co nadchodzi.
Było tak zawsze, od zarania dziejów, z jakiegoś powodu jednak nie w tym roku.
Zawsze są powody…
Początkowo siostry nie wtrącały się wcale. Zima korzystała z powrotu do domu i znikała na długie godziny – chodziła w góry, na szczyty, gdzie jeszcze leżał śnieg, ganiała się po polach z wiatrem, pływała w wodzie tak chłodnej jak ona, cieszyła się sytością po dobrze wykonanej pracy.
Podobnie Jesień. Ona już co prawda odpoczęła, ale nadal miała tyle czasu, że zupełnie nie myślała o powrocie. Na dodatek się zakochała i ganiała po łąkach z młodzieńcem o włosach tak płowych jak jej, który choć złamał już niejedno serce, całował jak nikt inny.
Tylko Lato czuła niepokój i niecierpliwiła się. Normalnie o tej porze już by się szykowała do drogi, planowała trasę, zacierała ręce, umawiała się na randki ze słońcem w zenicie i planowała kąpiele w ciepłym morzu. Lato była jedyną z sióstr, której tutaj było zawsze za zimno i która czekała na swoje panowanie, aby wreszcie się dogrzać, do kości, do samej istoty.
„Co tu jeszcze robisz?”, zapytała więc któregoś ranka Wiosnę, bo chociaż marzec już się rozpędził, a kwiecień był na horyzoncie, ta dalej siedziała przed domem i patrzyła w niebo.
Wiosna jednak nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami. Lato odeszła. oglądając się za siebie. Pomyślała, że może nie ma co poganiać siostry. Może wyruszy jutro albo pojutrze? Może lepiej zająć się swoimi sprawami?
Wiosna jednak nie wyruszyła. Siedziała tak całymi dniami i zamiast entuzjazmu czuła smutek.
Znów to samo, myślała. Ta szara ziemia, to babranie się w chłodzie, te poranki pełne zimna, w które trzeba chuchać i dmuchać, Ci ludzie, kiedyś wdzięczni i pełni radości, dziś głównie obojętni i tak zapędzeni, że nikt już Wiosną się nie zachwyca – w ogóle mało w tym świecie miejsca na zachwyt – większość i tak czeka na Lato, na wakacje, na wolny czas, na wszystko to, co miało nadejść. Wiosna czuła się niepotrzebna i niedoceniona, a do tego jakaś taka… niezbyt piękna.
Za najpiękniejszą siostrę uchodziło przecież Lato, drugie miejsce zajmowała Jesień z burzą rudych loków, później, cóż, prawie każdy wymieniał Zimę, czemu Wiosna wcale się nie dziwiła. Chłodna uroda siostry, jej białe jak śnieg futra, delikatna alabastrowa cera mogły się podobać. A ona, Wiosna, przy nich wyglądała blado, zwłaszcza kiedy dopiero się zbliżała, kiedy w sukni uwalonej błotem szła po szarych polach i budziła życie. W tym roku jednak życie nie chciało się w niej obudzić, a bez tego – bez tej radości tworzenia, nie było sensu wyruszać.
Po tygodniu Lato nie wytrzymała i znów zagaiła Wiosnę, a kiedy nadal nie doczekała się odpowiedzi, ujęła lekkie, jedwabne spódnice pod boki i poszła szukać pozostałych sióstr. Jesień znalazła w ramionach kochanka, Zimy nie trzeba było długo szukać – pływała w stawie, dla zabawy płosząc kaczki.
„Musimy z nią porozmawiać”, powiedziała Lato do sióstr. Tak jak się spodziewała, najpierw musiała znieść przewracanie oczami Zimy, a potem zniecierpliwienie Jesieni. Ostatecznie jednak siostry nie dały się długo prosić i wyruszyły razem z nią, żeby po chwili stanąć przed zaskoczoną Wiosną.
„Czyś ty oszalała?” – zaczęła jak zawsze obcesowa Zima.
„Dlaczego nie robisz tego, do czego jesteś stworzona?” – zapytała Jesień.
„Nie można tak…” – wydukała tylko Lato, bo czuła się odpowiedzialna za to najście.
Ale Wiosna nie odpowiedziała, tylko się rozpłakała.
Siostry postały tak chwilę, a ponieważ nie wiedziały co robić, spojrzały po sobie i postanowiły odejść, żeby się naradzić.
„To jest sprawa dla Matki”, powiedziała Zima, bo naprawdę nie w głowie były jej humory Wiosny. Ona chciała żyć, korzystać z wolności, w końcu zrobiła już to, co do niej należało. „Ty idź”, powiedziała do Lata, ale ta tylko się wzdrygnęła. Na górze, gdzie mieszkała Matka, panował chłód i żadna z sióstr, no, może poza Zimą, nie zwykła tam chodzić.
„Ja pójdę”, zdecydowała Jesień i nie zwlekając długo, zawinęła swoje płowe spódnice, zarzuciła rudą grzywą i poszła.
Kiedy trzeba wyruszyć…
Droga wiodła przez las. Było to miejsce bezludne, zupełnie puste, czasami spotykano tu dzikie zwierzęta, a dostępu do chaty, gdzie mieszkała Matka, bronił niedźwiedź brunatny, tak stary, że nikt nie wiedział, ile zmian pór roku już widział.
Kiedy zobaczył Jesień, najpierw zastrzygł uszami, ale ponieważ rozpoznał ją z daleka – i po kolorach, i po zapachu pieczonych jabłek z cynamonem – ukłonił się jej tylko nieznacznie i wrócił na swoje posłanie niedaleko schodów.
Jesień nie pukała. Wiedziała zresztą, że drzwi są otwarte, a Matka jest w środku. Dym z komina nie pozostawiał wątpliwości. Warzyła coś, lepiej było nie wiedzieć co, ale przecież Jesień nie przyszła tu, żeby o to pytać.
„Mamy problem, Matko”, powiedziała, stając w progu.
Staruszka była naprawdę stara. Stara jak świat, tak stara, jak najstarsze drzewa w lesie, a w rzeczywistości o wiele starsza. Jej wiek trzeba by mierzyć w tysiącach lat, ale nawet ona sama tego nie robiła, komu zresztą to potrzebne.
„Problemy, problemy – mruknęła pod nosem i dorzuciła do ognia. – Wy, młodzi, zawsze macie jakieś problemy”.
„Wiosna nie chce wyruszyć”, powiedziała Jesień i opadła na fotel. Poczuła się znużona, a ten dom wywoływał w niej tyle wspomnień, że najchętniej oddałaby się nim i marzeniom, a nie rozwiązywaniu problemów.
Staruszka pokiwała głową. Wiedziała, że coś dzieje się w świecie, a swoje córki znała jak nikt inny.
„Dziewczyna straciła nadzieję”, stwierdziła i zapatrzyła się w przestrzeń.
Jesień nie bardzo wiedziała, co powiedzieć, dlatego patrzyła tylko w ogień i czekała, co powie Matka. Tak minął wieczór, a ponieważ znużenie ogarnęło ją całą, zasnęła.
Kiedy się obudziła, wstawał świt. Ogień w kominku dogasał, a Matki nigdzie nie było.
Jesień wyszła na próg i patrzyła na świat, który budził się do życia. Ten świat, który widziała tyle już razy, a ciągle ją zachwycał. Czy kiedyś przestanie? Czy znużenie kiedyś ogarnie również ją? Czy nadzieja opuści ją bez zapowiedzi i odejdzie w siną dal, pozostawiając w smutku i poczuciu beznadziei?
Zanim te myśli, ostre jak osty, zdążyły się w niej rozplenić i zadomowić, zobaczyła wyłaniającą się z lasu Matkę. Staruszka taszczyła przed sobą wielki słój.
Kiedy weszła do domu i postawiła słój na stole, Jesień zbliżyła się do niego z ciekawością. W słoju mieszkało życie – była to miniatura lasu, w którym kwitły właśnie pierwiosnki, śpiewały ptaki, a nad tym magicznym miejscem wschodziło i zachodziło słońce.
Jesień patrzyła jak urzeczona.
„Weź to i zanieś swojej siostrze. Powinno jej przypomnieć o mocy odrodzenia”, powiedziała Matka i uśmiechnęła się bezzębnymi ustami.
W drogę…
Jesień ujęła słój w obie dłonie i ruszyła w kierunku domu.
Kiedy postawiła go przed Wiosną, ta w pierwszej chwili nawet nie drgnęła, ale Jesień wiedziała, że to tylko kwestia czasu. Zaparzyła jej herbaty, dmuchnęła ciepłem, które przecież w sobie miała, i czekała.
Wiosna patrzyła w niebo, ale to, co przyniosła Jesień, wzbudziło jej zainteresowanie. Spojrzała w kierunku lasu w słoiku i przepadła. Zapomniała już, jakie piękne potrafią być pierwiosnki, a te w słoju zdawały się wręcz porażać kolorem. Zapomniała już, jak pięknie śpiewają ptaki o świcie i jak pachnie leśne runo na początku kwietnia. Zapomniała, jak wiele radości sprawiały jej zawsze pierwsze kwiaty, ile serca wkładała w soczystość zielonych liści. Zapomniała wreszcie, jak piękny bywa maj, kiedy to, co trudne, co szare, odchodzi w niepamięć.
Wiosna zapłakała. Nad swoją zawiedzioną nadzieją, nad swoim sercem dotkniętym zniechęceniem, nad radością tworzenia, która chociaż umarła, właśnie kiełkowała pod śniegiem.
Kiedy następnego ranka Jesień wróciła, Wiosny już nie było. Wyruszyła. Zabrała ze sobą swoje długie spódnice i wianek upleciony z pierwszych kwiatów. I chociaż spóźniona, szła dziarsko przez świat.
Nigdy dotąd nie biegła tak szybko polami, nigdy z takim entuzjazmem nie witała się z ludźmi i chociaż nie wszyscy to widzieli, patrzyła w oczy tym, którzy naprawdę na nią czekali. Tych błogosławiła ziarnem nadziei i kwitnieniem. To, co w nich urodziło się tej wiosny, miało rosnąć i rozkwitnąć z mocą, której jeszcze się nie spodziewali.
Kiedy Lato spotkała siostrę w połowie czerwca, ledwo ją rozpoznała.
„Zmieniłaś się!” – powiedziała i obie siostry padły sobie w objęcia.
Od tej pory wszystko działało jak zwykle, a Wiosna zapamiętała tę lekcję, w której najbardziej chodziło o to, że nie można zapomnieć o radości tworzenia i o tym, że czasem droga do pełni i rozkwitu wiedzie przez szare od błota pole, pod którym kiełkuje życie.
Tylko tą drogą można dojść do miejsca, gdzie kwitnie maj i gdzie buzuje życie.
Ty też możesz iść tą drogą.
*********
Ta historia pochodzi z mojego e-booka “Historie o odrodzeniu”. Znajdziesz w nim 7 opowieści, które budzą do życia, dają nadzieję i wyprawiają w dalszą drogę. Weź je ze sobą tej wiosny!