Dziś rano obudziła mnie jak pewnie wielu z Was ciemność. O wiele przyjemniej wstaje się do swojego codziennego życia kiedy na zewnątrz jest jasno, niebiesko i pachnie świeżym, ledwo obudzonym słońcem. Spotkała mnie dziś jednak nagroda za wytrwałość: po ulewie w centrum, zobaczyłam pod koniec drogi do pracy rozpromienione, lekko rozchmurzone
niebo. Deszczyk pokropił mnie na szczęście i jak obiecało to przyszło.
Czytałam ostanio w książce Beaty Pawlikowskiej, że tak zwana
“meteopatia” jest rodzajem wymówki – czymś co uzasadnia nasze lenistwo i
złe humory. Boli mnie głowa bo spada ciśnienie, nic mi się nie chce bo
leje, chowam się pod koc i płaczę bo niebo płacze razem ze mną… Można i
tak ale po co?
Dochodzę do wniosku, że zbyt często spychamy odpowiedzialność za
swoje życie na różne zewnętrze czynniki. Inni ludzie, którzy nas
dotykają i są winni naszym spadkom nastroju, okoliczności, które stają
na naszej drodze do szczęścia; pogoda, która mogłaby być lepsza itp.
Dużo lepiej wygląda świat jeśli patrzy się na niego z perspektywy
szczęściarza, obdarowanego przez los, niż oczami ofiary, której wszystko
przeszkadza i uwiera.
A żeby poczuć się szczęściarzem, wystarczy poczytać gazety… i mieć trochę empatii.
2 komentarze
Oj, meteopatia jest bardziej skomplikowana 🙂
EB
Google Adwords 關鍵字廣告