Zakon sojowego latte nie wybaczy Ci kropli krowiego mleka, ani jajka, którego historii nie zbadano 3 pokolenia wstecz. Dokąd prowadzą nas żywieniowe mody i czy czasem nie jest to już ortoreksja?
Chyba jest w tym nadgorliwość nowicjuszy, albo po prostu zachłyśnięcie poczuciem fit – wpływu, o którym pisałam w felietonie dla Kukbuka.Kiedy przechodzimy na zdrową (czy jakąkolwiek inną, bo mowa przecież nie tylko o żywieniu), stronę mocy, mamy ochotę ewangelizować wszystkich wokół.
Zakon sojowego latte
Katarzyna ćwiczy jogę, pracuję w korporacji, a dzień zaczyna od wypicia wody z cytryną. Kiedy zaczynała regularną praktykę, wpadła jak sama mówi w pułapkę “bycia świętszą od samego papieża”. Przestała jeść mięso, została ortodoksyjną weganką i z wyższością pomieszaną z politowaniem patrzyła na koleżanki popijające kawę z mlekiem z biurowego ekspresu.- Miałam być dzięki tym zmianom taka “zen” i super uduchowiona, ale prawda jest taka, że tamten okres nadwątlił moje relacje w pracy i wśród znajomych. Nawracałam wszystkich i wszędzie, a napicie się Pepsi w moim towarzystwie powodowało lawinę pouczeń, która odbierała humor całej paczce. Kiedy ktoś próbował z tego żartować, obrażałam się i denerwowałam, byłam gotowa bronić swojego zdania do upadłego. Zarzucałam ludziom brak otwartości i tolerancji, ale tak naprawdę sama nie byłam w ogóle tolerancyjna, a wszystko to co odbiegało chociaż trochę od mojego nowego stylu życia tępiłam bez litości. Efekt był taki, że w końcu przestano mnie zapraszać gdziekolwiek, znajomi unikali wyjść ze mną, a obiad w firmowej kuchni jadłam sama. Nikt nie chciał słuchać mojego ględzenia, ani oglądać wymownych spojrzeń w talerz. Bardziej Zen nie byłam, bo pojawiła się frustracja i wkurw i właściwie czułam, że w tym świecie, to ja już nic nie mogę i na dodatek nikt mnie nie rozumie.
Umiar potrzebny od zaraz
Kasia wsiąkła całkiem w nowe środowisko, myślała nawet o tym by rzucić pracę i wyjechać gdzieś daleko, ale pewnego razu trafiła na 5 – dniowy warsztat sławnej joginki, która akurat prowadziła zajęcia w Polsce. Kobieta zrobiła na niej niesamowite wrażenie i podczas tych kilku dni miały okazję do wielu rozmów. Kiedy warsztat się skończył, Kasia zaproponowała, że odwiezie ją do Warszawy. Pojechały więc, a kiedy zatrzymały się po drodze, żeby chwilę odpocząć i napić przed dalszą podróżą, joginka zamówiła … latte. Zwykłe, zwyczajne latte, żadne sojowe w organicznym kubku i o zgrozo, nasypała do niego pełną saszetkę brązowego cukru!
Kasia przecierała oczy ze zdumienia i nim zdążyła cokolwiek powiedzieć kobieta wybuchnęła śmiechem. Kiedy stały w korku przed Markami, miały czas, żeby o tym pogadać. Joginka opowiedziała jej o swoich doświadczeniach i swoistej ortoreksji. O tym, jak dręczyło ją poczucie winy, ponieważ jedzenie, które zjadła np. na wyjeździe nie było ekologiczne, ani dość zdrowe, nie mówiąc o tym, że gotowane w nie wiadomo jakim garnku ( może po mięsie?!) i o tym, do czego ją to doprowadziło. Mówiła że minęło wiele miesięcy, a nawet lat zanim wyszła na prostą i zrozumiała, że praktyka, joga, odżywianie są ważne, ale nie mogą być fanatycznym oddaniem – bo wtedy zatracają swoją istotę.
Kasia przestała nawracać wszystkich wokół, a gdy ma ochotę, od czasu do czasu, pozwala sobie nawet na glutenowego, drożdżowego gofra i kawę z bitą (krowią!) śmietaną. Jej praktyka na tym nie ucierpiała, jej relacje – te z innymi i z samą sobą, tylko zyskały.
– Moja Mistrzyni powiedziała mi, że nie można na siłę dążyć do tego aby być zawsze i wszędzie w 100 % ok, bo to droga do frustracji i poczucia wiecznej niedoskonałości, że małe przyjemności od czasu do czasu, naprawdę nie sprawią że sprzeniewierzę się temu w co wierzę. Teraz to wiem i przekonałam się też że własnym przykładem skuteczniej przekonuję ludzi do zmiany nawyków niż natrętnym ględzeniem.
Kiedy widzą moje zdrowe, sprawne ciało, to że mam dużo energii i nie wkurzam się tak jak dawniej, sami pytają jaki jest sekret tej zmiany. Naprawdę to zupełnie coś innego. No i wreszcie nie jem obiadów sama, bo moje wymyślne menu przyciąga ciekawskich – zaglądają do pudełka i proszą o przepis. Zaraziłam już z 10 osób w firmie – szef się śmieje, że rośnie mu tu mała sekta;)
Moja nowa książka w przedsprzedaży – KUP TUTAJ. |
Jedzenie, to tylko jedzenie
“Fajnie jest być świadomym tego, co się kładzie na talerz i skąd się to coś wzięło – pisze inna joginka, Agnieszka Passendorfer w “13 lekcji jogi“.
Z drugiej strony – dodaje – jedzenie to tylko jedzenie. Nie powinno odwracać naszej uwagi od praktyki. Od życia. (…) Dobrze jest wiedzieć co nam służy i że pestycydy może niekoniecznie. Podobnie jak alkohol czy napoje gazowane. Ale… w pewnym momencie trzeba zatrzymać myśli o diecie. Są jak te “myśli skaczącej małpki”, o których tyle się mówi w jodze i buddyzmie. Nie wolno dać się im porwać, bo robi się z tego nie tylko bulimia, anoreksja czy jedzenie napadowe, ale po prostu odwracają one naszą uwagę od tego, co jest naszym celem. A co jest? (…) Łatwo jest śledzić skład produktów. Łatwo jest zrezygnować z glutenu. Trudniej jest być dobrym człowiekiem, odkryć swoją misję, rozwijać się, pasować do świata jak kawałek puzzla i jeszcze ten świat wzbogacić.”
Przesada jest niezdrowa
Każda, po prostu każda. Chcemy dobrze, a wychodzi źle. Dlatego zanim udzielisz nieproszonej rady, albo dokonasz samobiczowania, odetchnij na spokojnie i wyluzuj.
Tak – potrzeba nam zdrowych nawyków i sprawnych ciał. Nie mniej jednak potrzeba nam dobrych relacji, spokojnej głowy i harmonii w życiu.
Żadna forma ortodoksji temu nie służy, a każdy fanatyzm szkodzi bardziej niż cukier.
To co, idziemy na kawę i gofra?!
19 komentarzy
Całkowicie się z Tobą zgadzam, umiar i zdrowy rozsądek to klucz do spokojnego życia. Mam tylko jedno "ale", bo chociaż staram się mieć do siebie dystans, to boli mnie drwienie z "sojowego latte". Nie każdy kto wybiera wegetarianizm czy weganizm podąża ślepo za modą, spora ludzi robi to z powodów etycznych i wcale się nie frustruje, ani nie wzdycha do krowiego mleka. Ukłuło mnie takie generalizowanie.
Ale tu nie chodzi tylko o modę. Rozumiem pobudki etyczne i to, że ktoś tak wybiera, ja sama unikam mleka, ale nie podchodzę do tematu dogmatycznie. Niestety z tej drugiej strony się z taką dogmatyką i przekonywaniem spotykam, a nawet co też warte przyjrzenia się z poczuciem wyższości osób które tak wybrały. Dlatego nie kpię, co najwyżej używam odrobiny cynizmu. Ważne żeby w tym dbaniu np. O krowy czy pszczoły widzieć jeszcze ludzi i szanować ich nie mniej niż zwierzęta. Nawet jeśli raz na pół roku zjedzą kanapkę z gouda. Serdeczności!
Odpowiem w ten sposób: marzy mi się świat, w którym ludzie będą się nawzajem szanować, dbać o zwierzęta i środowisko. Nikt nikomu nie będzie zaglądał do talerzy, czuł się lepszy, bo nie je nabiału ani przekonywał o ewolucyjnej potrzebie jedzenia mięsa. No takie mam marzenie 😉 Pozdrawiam 🙂
Amen 🙂
Małgosiu podczytuje Cie już od dawna, raz częściej, raz rzadziej, w zależności od czasu i możliwości. Wiele z tego, o czym piszesz, jest mi znane z doświadczenia, dzielę wiele Twoich poglądów i podejścia do życia, dlatego Twoje posty nie są dla mnie odkrywaniem nowych lądów, a raczej potwierdzaniem tych moich przemyśleń i przekonań…
Ten powyższy post jest trafieniem w sedno! Niestety ostatnio zauważam zjawisko, które ja nazywam 'ekstremizmem'- wpadanie albo w jedną skrajność albo w drugą. Dotyczy to ogólnie całego stylu życia, ale najbardziej widoczne jest to chyba właśnie w temacie odżywiania. Byliśmy (wraz z moim mężem i dziećmi) przez kilka lat weganami (czyli wykluczyliśmy wszelakie produkty pochodzenia zwierzęcego),jednak zachowaliśmy na tyle rozsądku, by pozwalać sobie na pewne wyjątki- przede wszystkim w czasie podroży i odwiedzin naszych rodziców, które stałyby się jedną wielką udręką, jeśli twardo upieralibyśmy się przy diecie wegańskiej. Jednak już wtedy- choć sama starałam się odżywiać zdrowo, ekologicznie, etycznie- zaczął mnie ten ekstremizm innych denerwować. Teraz, kiedy wróciliśmy do wegetarianizmu (zatem wykluczamy tylko mięso i ryby), uważam, że weganie posuwają się zdecydowanie zbyt daleko. Zrażają do siebie innych, choć mają dobre intencje. Problem polega tylko na tym, że nie da się na siłę przekonać kogoś do swoich ideologii, a taki ekstremizm odnosi zazwyczaj odwrotny do zamierzonego skutek. Najlepszym sposobem jest, moim zdaniem, skupienie się na tym, co samemu można zrobić lepiej, bez popadania w skrajność, i… po prostu dawanie swoim życiem przykładu. To zdecydowanie bardziej przekonuje ludzi- i do idei i do przemyśleń 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Tak – dokładnie tak jak moja bohaterka, która póki była "wojowniczką" w lepszej sprawie budziła tylko agresję i niechęć, a gdy przestała "ewangelizować" nagle skupiła po prostu ludzką ciekawość.
Nie oceniam absolutnie niczyich wyborów, obserwuję tylko podobnie jak Ty, że popadamy w przesadę.
Na pewno potrzeba nam świadomości i rozmowy: choćby o tym jak pozyskuje się produkty pochodzenia zwierzęcego: sama nie kupię jajka z "3" na skorupce, ale póki to się odbywa z poziomu pogardy i moralnego mesjanizmu, to niewiele z tego będzie.
Pozdrawiam 🙂
oj na gofra to z chęcią 😀
Całkowicie podzielam zdanie Twojej bohaterki. Skrajność zawsze jest złym pomysłem – bez względu w którą stronę.
mnie od mleka boli glowa
oczywiście ! 😀
Dobry tytuł posta 😀
idealny wpis
świetny wpis
dobry artykuł!
Ja też rano piję wodę z cytryną 🙂
ps. z Tobą na gofra – zawsze 🙂
Przecież nie mówię, że źle 😉 Jesteśmy umówione!
w punkt!
激光無創熱作用模式精準作用於陰道粘膜層、肌層,使陰道組織發生新生改變,修復由於順產而引起的損傷,解決一系列產後女性生殖系統常見問題。私密緊緻作用原理:刺激陰道粘膜固有層、粘膜肌層,使其膠原纖維、彈性纖維大量增生重塑;彈性纖維網修復,陰道收緊 SUI作用原理:恢復盆底正常解剖位置 陰道彈性纖維網得以修復,恢復到正常解剖位置避免了擠壓,牽拉尿道,使尿道角度恢復正常 盆底血供豐富,間接的使尿道括約肌得以修復進而停止漏尿或症狀減輕 私密敏感、潤滑作用原理:CO2微脈管作用,使血管重建、促進血液循環 血管活性腸肽(VIP)和神經肽Y(NPY) 表達增加,敏感度增加 血流量增加,陰道上皮細胞功能增加、陰道粘膜自分泌功能增強,潤滑度增加