Lato skończyło się jak zwykle niespodziewanie i miasto zasypały liście. Wrzesień pęczniał w szwach, aż pękł październikiem. Przyjechali studenci, szkoły rozbrzmiewają gwarem, a ostatni spóźnialscy wracają z wakacji. W komunikacji miejskiej tłumy. Zwykle mnie one mało interesują, ale odkąd Amelka poszła do nowego przedszkola, oddalonego od domu o 20 minut jazdy autobusem, coraz częściej pojawiają się w moich myślach i oczach. I nie tylko one. Wraca jak bumerang pytanie o naszą polską, ludzką empatie i życzliwość. Albo może o jej brak, sama nie wiem.
Wychodzimy z domu przed ósmą i mimo, że wsiadamy na samym początku trasy, autobus pęka już w szwach. Człowiek koło człowieka, z każdym przystankiem robi się tylko gorzej. Trzylatka nie ustoi w tych warunkach na swoich nóżkach. Trudno zresztą się jej dziwić. Świat wokół jest większy od niej co najmniej dwa razy i rzadko patrzy pod nogi. Biorę więc ją na ręce i delikatnie omiatam wzrokiem współpasażerów. Zwykle wreszcie ktoś ustępuje nam miejsca, ale zanim to się stanie, kilkanaście osób patrzy po sobie, albo w szybę, albo pod nogi, udaje, że nic nie widzi.
W drodze powrotnej jest tylko gorzej. Zwykle stoimy w drzwiach lub przy kierowcy co najmniej połowę trasy, mężczyźni i kobiety w sile wieku, młodzież licealna i brać studencka, wszyscy zmęczeni po całym dniu harówki, traktują nasze kiwanie się na jednej nodze z obojętnością i nonszalancją. I nie chodzi naprawdę o moją, naszą wygodę czy niewygodę. Chodzi o stres mojego dziecka i o bezpieczeństwo. Trzymając na rekach prawie 20-kilową pannę, dzierżąc na ramieniu torebkę, modlę się w duchu, żeby los oszczędził nam ostrego hamowania, albo gapiowatych współpasażerów, którzy poleca na nas jak worki ziemniaków, kiedy kierowca raptownie zatrzyma pojazd na przystanku na żądanie.
Ale mniejsza o to. Chociaż przyznaję w duchu, że nie jest mi to obojętne. Tak samo jak opowieści kobiet w ciąży, które stoją w kolejkach w przychodniach, szpitalnych rejestracjach i urzędach. Bo słyszą, że wszyscy czekają. I ten z nogą i ten bez nogi, i stary i młody, i pani z dzieckiem i pan z teczką. Takie życie. No życie, sama prawda. Ale rusza mnie to i wzburza. Podobnie jak los tej Pani, która wsiada w autobus na Jelonkach i jedzie na Płocką. Co chwile pyta czy aby na pewno dobrze. Czy nie zabłądzi? Czy się nie zgubi? Wyjmuje z torby zeszyt i pokazuje adres. Na jej twarzy maluje się stres i dezorientacja, pyta mnie cicho, czy ma się powiesić. Cierpliwie tłumaczę jej, że wszystko dobrze, pokazuję gdzie wysiąść. Za plecami słyszę śmiech i utyskiwania na ciężkie życie. “Stara wariatka”, mówi chłopak, który siada koło mnie kiedy ona wreszcie wychodzi.
Nie jest mi wszystko jedno. Taka wada charakteru, taka się urodziłam, daj Boże już się nie zmienię. I mogłabym tak dalej, tylko czy to ma sens? Wiem, że życzliwości nie da się nauczyć nieżyczliwością. Wiem też, że empatia nie jest na kartki. Wiem także, że wszystkim nam: tym z dziećmi i tym bez dzieci, tym po 20 i po 80, tym chorym i zdrowym, tym ładnym i tym brzydkim, żyłoby się znacznie lepiej i radośniej, gdybyśmy mogli mieć pewność, że w potrzebie możemy liczyć na drugiego człowieka. Także w tej małej. Naprawdę nie musi być wielka.
Świat zmienia się od siebie i zmienia się po kawałku. Dobry przykład jest lepszy niż dobry morał. Morału więc dziś nie będzie. I ja nie będę prawić morałów. Idę być życzliwa. Mimo wszystko.
11 komentarzy
Droga Manufakturo, aż mi się tętno podniosło gdy to czytam..! Przypomniał mi się ubiegły rok, gdy z moim 3-latkiem wracaliśmy najpierw przystanek metrem i po przesiadce pół godziny autobusem. No ma to swój urok i mam naprawdę wiele miłych, sentymentalnych wspomnień z tego okresu, ale to nie zmienia faktu, że wspomnieniom tym towarzyszy takie szare, zimne, pełne zmęczenia tło…
Dość szybko odpuściłam złość i rozżalenie na współpasażerów przepychających się obcesowo do wejścia – wsiadałam z reguły ostatnia, przedzierałam się do najbliższego rozpartego wygodnie młodziana i prosiłam (tonem nie znoszącym sprzeciwu 😉 o ustąpienie miejsca. Nigdy nikt mi nie odmówił a mi zaczęło to nawet sprawiać satysfakcję – do tego stopnia, że bez oporów zwracam teraz młodzianom uwagę, gdy widzę, że kto inny takiego miejsca potrzebuje.
Swoją drogą przeraża mnie, że jak wczoraj czytam wiele politechnik wprowadza testy, bądź wykłady z savoir-vivre'u, z powodu upadku obyczajów.
Życzę Ci serdecznie żeby było lepiej, w końcu dla dzieci to jednak jest frajda, nasz Ludwiś nie uprzedził się do autobusów i zawsze mnie prosi, żeby tak wracać. Mi się to nie uśmiecha, ale np. wczoraj dałam się przekonać :-))
Iza , dziękuję:) Nie mam problemu z poproszeniem o miejsce, ale raczej tego nie robię, z powodów, które opisałam wyżej. Życzliwości na siłę nikogo nie nauczę. Za to podoba mi się forma wykładów dla studentów;) Czy macie już opcję zaliczenia? Może pokazówki na mieście;)???
Ale tu nie chodzi przecież o nauczanie życzliwości, tylko o bezpieczne miejsce dla dziecka, więc nie rozumiem dlaczego nie prosisz.
Nie zawsze też za nieustępowaniem stoi nieżyczliwość.
Natomiast trudno mi zrozumieć nie tak rzadką postawę wśród kobiet, że nie ustąpi ciężarnej, bo jej nikt nie ustępował jak była w ciąży. No właśnie dlatego ustąp kobieto! Bo pamiętasz jak się wtedy czułaś!
Hmm, ja też bym tego nie nazwała życzliwością. Życzliwość jest wtedy, gdy ustępuje nam miejsca osoba faktycznie zmęczona, taka której też jest ciężko, ale życzliwie i empatycznie chce podzielić się z kimś, komu jest gorzej. Tylko że ja na przykład sama czuję się zakłopotana, gdy miejsca ustępuje mi "starsza pani" a wokół widać ewidentnie lepszych kandydatów do poświęceń… Zresztą, jak cała operacja przebiega w atmosferze ogólnej życzliwości, to wydaje mi się, że właśnie czegoś w tym kierunku może nauczyć 🙂
Jakie to szczescie, ze gdy moje dzieci byly male, to wszedzie mialam na tyle blisko, ze chodzilismy piechota 🙂
Nika
Może i tak byłoby wygodniej, ale podobno podróże kształcą;) Nawet takie, tylko na drugą stronę rzeki;) Pozdrawiam!
Wydaje mi sie, ze to jest problem nie tylko w Polsce. W poniedzialem bylam w banku i musialam stac z laska (kula?) bo nikt nie ustapil mi miejsca, a ja nie imiem prosic i wychowywac innych.
Szwedzi nie ustepuja miejsc i nie ucza tego swoich dzieci. Jedynie czekoladki (czarni i ci z poludniowej Europy) bez zwracania im uwagi, widzac osoby potrzebujace miejsca siedzacego, podnosza sie i oferuja miejsce, co zdarzylo sie juz niejednokrotnie.
Wydaje mi sie, ze to sa niedostatki w wychowaniu dzieci przez rodzicow, bo dzieci ucza sie przez nasladowanie i robia to co robili rodzice. Czego Jas sie nie nauczyl, to Jan nie bedzie umial – mowi b. madre przyslowie.
Pozdrowienia! :-))))
Kristofka
kobietawbarwachjesieni. Empatia i życzliwość to dziś towar deficytowy. Chociaż ja nie narzekam. Raczej spotykam się z życzliwościa. Pozdrowienia.
… a moze po prostu nie ogladajmy sie na innych, tylko zyjmy zyczliwie i badzmy zyczliwe i zyczliwi dla siebie, a reszta bedzie dodana …?
Elka
A taki przypadek: zołza w domu. Uniknąć się nie da, można tylko maksymalnie się odsunąć i nie przejmować. Ale czasem trudno, człowiek zmęczony, nie daje rady, a wszystko tłumi. Błyskotliwa odpowiedź przychodzi nieraz zbyt późno. Co robić, żeby być mimo wszystko szczęśliwym? Poważnych rozmów z zołzą przeprowadzać się nie da, bo to osoba zgorzkniała, skryta i antyspołeczna, patrzy się w ścianę. Mnie też zresztą trudno, nie chcę wyjść na kogoś, kto przejmuje się głupimi zaczepkami, bo to może wywołać efekt odwrotny. Odpowiadać, czy zupełnie odpuścić? Trudno jest przechodzić obojętnie obok człowieka, który ma się za ósmy cud świata, a tak naprawdę pokrywa w ten sposób jakieś swoje kompleksy, i trudno nie zacząć startować z nim w wyścigu na przechwałki, choć to paskudne.
Pozdrawiam, Magda.
替一般至乾性肌膚全天保濕。