Bywa, że tak:
Miłość można pomylić ze strasznymi rzeczami. Dobre intencje, nie wystarczają na dobre życie. Desperacja w dobieraniu się w pary: bo trzeba, bo czas, bo biologia, niespecjalnie dobrze wróży na życie.
Drugi człowiek nic w nas nie załatwi, nie zbawi, nie uratuje, nie zamknie niezamkniętych traum, nie zmaże magiczną gumką smutków przeszłości. Sama miłość nas nie zbawi!
On nie pracuje, ona go utrzymuje. Latami. Spłaca jego długi, znosi to że w domu zajmuje się tylko tym co umie najlepiej: narzekaniem. Kilka razy ją uderzył, ale to raczej przez przypadek, bo na pewno nie miał złych zamiarów, on nie jest agresywny, przecież to taki misiaczek. Codziennie wynosi do kubła arsenał puszek po piwie, ale on nie jest alkoholikiem, nie bądźmy śmieszni. Kiedy ostatnio powiedział jej, żeby “wypierdalała”, było jej smutno, ale przecież wie, że on tak naprawdę nie myśli. Miał ciężkie dzieciństwo, w pracy się nie układa, a ona jeszcze jest jędzą i ma pretensje. Takie fakty, takie życie.
Same jesteśmy sobie winne dziewczyny. Same też mamy moc, żeby sprawić, żeby nasze życie wyglądało inaczej – same musimy umieć stawiać granice i odsuwać się od tego co nas niszczy.
Żaden słaby, niszczący związek, którego bilans wychodzi na minus, nie jest lepszy od zwykłej, łagodnej samotności.
Żadna miłość, która zadaje ból i rani, nie jest prawdziwą miłością.
Można dobrze żyć: nie tylko w parze, ale i bez pary.
Desperacja nigdy nie jest dobrym doradcą.
Jeśli wpadłeś w pułapkę, poszukaj pomocy.
Dobra miłość daje spokój i wsparcie. A już na pewno nie wymaga zatracenia siebie samego.
Nie ważne jak dobre “MY”, “Ja”, zawsze pozostaje “Ja”. Porzucić je, oznacza porzucić siebie. Bardzo trudno jest się potem odnaleźć.
Kochajmy się, ale z głową. Romantyczne dramaty lepiej przeżywać z rozwagą i pozostawić na wieczne używanie literaturze. Ona wie co z nimi zrobić.
15 komentarzy
Kolejny taki kwiatek: RED LIPS "Zanim odejdziesz"
Kiedy słucham takich tekstów, nóż mi się w kieszeni otwiera. Przerażające jest to, jak wiele osób uczy się życia z tekstów piosenek i kolorowych seriali. Smutne, że nie mamy własnych przemyśleń na ten temat, że nie uczymy się na błędach swoich i cudzych, że potrzeba bliskości (jakiejkolwiek) jest w nas silniejsza niż szacunek do siebie i wewnętrzna godność.
Dużo gorzkiej prawdy w tym tekście, tak samo o kobietach, jak i mężczyznach.
"Mogłabym być na wynajem,
Dziewczyną do towarzystwa,
A gdy odpłyniesz daleko,
Będę jak cicha przystań."
O LOSIE!!!! Rzeczywiście kwiatek….
Wiesz, ja myślę, że wielu się to wydaje takie romantyczne, takie słodkie, takie urocze – może dlatego to lubią, może dlatego wolą taką prawdę o miłości. O ile taka sztuka jest towarem eksportowym nastolatek i młodych kobiet – połowa biedy. Ja widzę jednak, że strasznie wiele kobiet i mężczyzn pewnie też, z tego nigdy nie wyrasta. Smutne, ale i prawdziwe.
Cały post jest super, bo dotyka spraw, które stają się udziałem większości kobiet na świecie. Z jednym się tylko nie zgadzam (głos polemiczny): "Same jesteśmy sobie winne dziewczyny". To nieprawda. Nie możemy w takich rozważaniach pominąć wychowania, wpływu środowiskowego i oczekiwań społecznych. Nie każda jest typem buntowniczki (skąd to brać, jeśli nie wpajają, że można się nie godzić?) – wiele myśli, że życie właśnie tak wygląda. Mama tak miała, babcia i pani Zosia z czwartego, i ciocia Halinka.
Skupiłabym się na wyraźnym podkreślaniu, że MOŻESZ, MASZ PRAWO i zależy od ciebie. Wiesz, że wiele kobiet nie zdaje sobie w ogóle sprawy z faktu, że mogłaby coś zrobić (bądź nie zrobić, np. obiadu)?
Asiu, zgadzam się i nie zgadzam.. Piszesz, że wiele kobiet nie wie, że czegoś może nie zrobić, odmówić itp. Tak.. ale gdyby iść tym torem myślenia, to to, że nie wiedzą jest też pewnego rodzaju wyborem. Nie żyjemy już w oderwaniu od tych nowych "rewolucyjnych" dla niektórych wzorców, to co nam niosą w spadku pokolenia, to nie jest jakiś determinant, który musimy sobie wziąć jak własny, wystarczy czasem się rozejrzeć. Nikt też przecież dziś nikogo nie zmusza do małżeństwa, nikt na siłę nie aranżuje związków. Kto więc wybiera sobie na męża gościa, po którym z daleka widać, że to agresor albo buc? Kto się wiąże z dziewczyną tak niestabilną emocjonalnie, że nie sposób stwierdzić, co zrobi po południu, co dopiero mówić o perspektywie 10 lat? Kto jest za to odpowiedzialny? Kto decyduje? Ja bym zostawiła wpływy wychowania, środowiska i oczekiwania. Jedni są na nie mniej odporni, inni bardziej. To prawda, to ma znaczenie, nie śmiem przeczyć.
Ja pochodzę z rodziny, w której jedna kobieta drugiej mówi, że powinna się wstydzić własnego męża, że ma bałagan w szafie. To taki oczywiście kamyczek, dowcip dla mnie właściwie, ale podszyty samą prawdą o stosunkach damsko -męskich i rolach w rodzinie. Z jakiegoś powodu tak nie myślę sama – może dlatego, że jestem właśnie buntowniczką, może dlatego, że prędzej bym była sama, niż wpasowałabym się w taki układ, może dlatego że dojrzałam dobrze przed 30, może w ogóle mało reprezentatywny ze mnie przykład.. Ale.. wybieramy w co wierzymy i wybieramy też, żeby pewnych rzeczy nie widzieć. Tak, nieraz ze strachu, nieraz po prostu z braku wsparcia, ale jednak bym tej siły sprawczej i możliwości wpływu na swoje życie i swoje związki nie oddawała tak łatwo w cudze ręce. Podtrzymuję więc: sam jesteśmy sobie winne. Może nie zawsze w 100 % , ale nawet jeśli to będzie te 30 %, to dobrze mieć tego świadomość.
I nie chodzi o to, aby się obwiniać, ale aby WIDZIEĆ WPŁYW – i to co podkreślasz, własne prawo do decydowania o tym, aby żyć inaczej.
Serdeczności!
Przepraszam, że teraz dopiero odpowiadam, ale nie chciałam tego zostawić, żeby nie dopowiedzieć, o co mi chodziło. Otóż kiedy używa się słowa "winna", sformułowania "sama jesteś sobie winna", to stwarza się bardzo zły klimat. Wiele kobiet czuje się winnymi wszystkiego i to im nie pomoże.
Ja oczywiście rozumiem, co Ty masz na myśli – odpowiedzialność za własne życie. Ale uważam, że lepiej mówić: możesz, wolno ci, spróbuj inaczej, jesteś panią samej siebie, masz prawo decydować. Czyli – krótko – motywować pozytywnie.
Gdy ktoś ma w życiu naprawdę potężne problemy, to po "twoja wina" najczęściej się podda.
Mam nadzieję, że teraz udało mi się doprecyzować 🙂
Zgadza się, samo obwinianie, jeśli nic za nic nie idzie, może być dołujące, to prawda Asiu, rozumiem do czego zmierzasz. Nie taki był dla mnie sens tego zdania, ale zgadzam się, że trzeba go używać rozważnie, dzięki za uwagę:)
Zbyt kategoryczna Małgorzata. Jakby nie wiedziała, że czynników wpływu jest zbyt wiele, czasem teoria może być opanowana, prób praktycznych nastąpiło wiele, a lizanie ran odbiera możliwość i szanse na wybór. … oooojjjj Małgosiu coraz więcej dźwięku pychy niż empatii słyszę tutaj. …
Tu nie chodzi o to, żeby lizać rany po raz piętnasty, tylko o to, żeby wyzdrowieć. Otworzyć w końcu oczy i zobaczyć w czym się tkwi. Czasem kobiety bardzo nie chcą tego robić. Nie dlatego, że nie wiedzą, czy nie mają możliwości. Dlatego, że łatwiej i wygodniej funkcjonować w znanych schematach.
Nie widzę tu pychy, tylko bardzo rozsądny głos w obronie kobiet, paradoksalnie. Nie przeciwko nim.
Nie o tym był komentarz.
Zastanówcie się nad tym, co może zrobić kobieta, która wyboru dokonała, ale nie ma instrumentów, by wprowadzić go w życie…..
Tak funkcjonujące osoby często dotyka syndrom ofiary. Napiszę o tym niebawem, to bardzo szeroki temat i obecny nie tylko w związkach, ale generalnie w bardzo wielu aspektach życia. Takie osoby zawsze jakoś spotyka coś, po czym znów liżą rany – dodatkowo ta perspektywa braku wyboru.. uwięzienia w sytuacji bez wyjścia.. I tak w kółko…. To bardzo mocne mechanizmy, które trzeba zobaczyć, żeby się od nich uwolnić. I rzeczywiście, rzadko to się udaje samodzielnie.
Małgosiu, co z tym syndromem ofiary? Czy czasem brak ww. "Instrumentów" to nie uleganie syndromowi ofiary, ale np. odpowiedzialność za innych? Na przykład za dzieci?
napiszę, napiszę, temat jest bardzo szeroki. Nie umiem odpowiedzieć tak bez kontekstu. Dzieci potrzebują poczucie bezpieczeństwa, miłości, w rodzinach dysfunkcyjnych często utrzymuje się relacje "dla dobra dzieci", tylko, że to nie ma z tym dobrem dziecka nic wspólnego – nie służy mu.
它讓神經原在常規的緊張鍛煉中進行共振燃燒,由此帶來健身運動所無法達到的效果。Ion Magnum複雜的振動波是基于於二十多年對神經原燃燒信號的研究手工製作的。 設備製造者的臨床研究結果顯示,30分鐘的治療相當於在健身房10個小時的運動,可以燃燒高達5000卡路里的熱量。其他臨床研究顯示肌肉生成的速度以及脂肪(表面脂肪以及深部脂肪)减少的速度相應都比運動的效果更好。對於Ion Magnum沒有進行理療的部位,甚至會有抗衰老防氧化的效果。 有受試者治療一次之後同一個部位减掉了3-4英寸(不像其他减肥治療中宣稱的那樣,一次治療减掉了5英寸,但那是全身20多個部位加起來减掉的尺寸)。同時,它還可以减掉脖子和下巴的脂肪,讓你的雙下巴消失 . 每次治療需要25分鐘。治療前後的效果非常明顯,而且會持續1-2天。要想達到更好的效果,最好接受1-2個小時的治療。
客製網頁開發
雙眼皮術前術後須知