To że żyjemy, jesteśmy, istniejemy w
czasie i przestrzeni: posiadając materialne ciało i niematerialnego
żywego ducha, powinno być dla nas oczywistym powodem do świętowania i
radości. Powinno także budować w nas poczucie wdzięczności za te
przyziemne, aczkolwiek doniosłe fakty – i dumę z tego co dostaliśmy
przecież zupełnie za darmo; ciało i umysł – spółkę z ograniczoną
odpowiedzialnością – nasze dualne JA – wszystko i nic – dar
niewyobrażalny– chociaż często wydaje się za mały.
czasie i przestrzeni: posiadając materialne ciało i niematerialnego
żywego ducha, powinno być dla nas oczywistym powodem do świętowania i
radości. Powinno także budować w nas poczucie wdzięczności za te
przyziemne, aczkolwiek doniosłe fakty – i dumę z tego co dostaliśmy
przecież zupełnie za darmo; ciało i umysł – spółkę z ograniczoną
odpowiedzialnością – nasze dualne JA – wszystko i nic – dar
niewyobrażalny– chociaż często wydaje się za mały.
Jest jednak inaczej. Wyrastając z
pieluch: czasem nawet wcześniej, zaczynamy odczuwać oderwanie od naszego
ciała i dzielić się na dwie części: jedna bez kontaktu z drugą.
Zaczynamy obserwować ludzi i uczyć się reakcji zadowalania otoczenia i
nie słuchania siebie. Zamiast grać ze sobą w jednej orkiestrze, gramy
dla innych, czyniąc z siebie instrument; narzędzie, które samo w sobie
nie jest ważne, ma posłusznie wykonywać rozkazy, słuchać mądrego rozumu,
zginać kark i nie łapać przeziębień. Ścieżka rozwoju została wytyczona,
wiadomo co jest dobre, a co złe, wiadomo którędy się chodzi, a których
dróg unikać, choćby śniły się nam po nocach i chwytały za kostki.
Szkoły, studia, aspiracje, wymagania, oczywistości oczywiste i jasne tak
bardzo, że nawet nie przychodzi do głowy z nimi dyskutować. Trzeba to i
tamto. Zarabiać, osiągać, wspinać się, wychowywać, rodzić; doba z gumy i
ciche pogodzenie, bo przecież tak musi być. Niepowiedziana, a przecież
wisząca w powietrzu pogarda dla uciekinierów z Krainy Wiecznej
Powinności i szumiący zachęcająco podziw wobec tych co dają radę.
Przekonanie, że przecież życie jest ciężkie i trzeba się z tym pogodzić.
I tylko ten smutek co łapie za gardło, i tylko ten dzień, który zawsze
kiedyś nadchodzi; kiedy mówimy sobie, że już więcej nie damy rady, albo
ciało, ten cierpliwy acz śmiertelny nauczyciel odmawia współpracy,
podcina nogi i wiąże palce w supły.
pieluch: czasem nawet wcześniej, zaczynamy odczuwać oderwanie od naszego
ciała i dzielić się na dwie części: jedna bez kontaktu z drugą.
Zaczynamy obserwować ludzi i uczyć się reakcji zadowalania otoczenia i
nie słuchania siebie. Zamiast grać ze sobą w jednej orkiestrze, gramy
dla innych, czyniąc z siebie instrument; narzędzie, które samo w sobie
nie jest ważne, ma posłusznie wykonywać rozkazy, słuchać mądrego rozumu,
zginać kark i nie łapać przeziębień. Ścieżka rozwoju została wytyczona,
wiadomo co jest dobre, a co złe, wiadomo którędy się chodzi, a których
dróg unikać, choćby śniły się nam po nocach i chwytały za kostki.
Szkoły, studia, aspiracje, wymagania, oczywistości oczywiste i jasne tak
bardzo, że nawet nie przychodzi do głowy z nimi dyskutować. Trzeba to i
tamto. Zarabiać, osiągać, wspinać się, wychowywać, rodzić; doba z gumy i
ciche pogodzenie, bo przecież tak musi być. Niepowiedziana, a przecież
wisząca w powietrzu pogarda dla uciekinierów z Krainy Wiecznej
Powinności i szumiący zachęcająco podziw wobec tych co dają radę.
Przekonanie, że przecież życie jest ciężkie i trzeba się z tym pogodzić.
I tylko ten smutek co łapie za gardło, i tylko ten dzień, który zawsze
kiedyś nadchodzi; kiedy mówimy sobie, że już więcej nie damy rady, albo
ciało, ten cierpliwy acz śmiertelny nauczyciel odmawia współpracy,
podcina nogi i wiąże palce w supły.
Nie jesteśmy narzędziami, nie mamy duszy
robota, nie żyjemy za karę. Coraz więcej osób to dostrzega i wyłamuje
się ze schematu życia, który narzuca społeczeństwo. Słuchanie siebie i
swoich emocji jest dla nas jedynym ratunkiem. Choroby cywilizacyjne,
depresja, chroniczne poczucie bezsensu, to hamulce, które zamontowała
nam natura, abyśmy nie roztrzaskali się jak mucha na autostradowej
balustradzie życia. Dotarliśmy, jako ludzkość do dziwnego punktu; im
bardziej siebie nie lubimy i im mocniej nie słuchamy naszego wnętrza-
dając dowód na to, że można żyć wbrew sobie – tym większą dumę odczuwamy
i tym bardziej podziwia nas zewnętrzny świat. Droga z powrotem wiedzie
od siebie do siebie. Innej nie ma. Do nas należy jak zwykle ostatnie
słowo i decyzja, którędy podążyć.
robota, nie żyjemy za karę. Coraz więcej osób to dostrzega i wyłamuje
się ze schematu życia, który narzuca społeczeństwo. Słuchanie siebie i
swoich emocji jest dla nas jedynym ratunkiem. Choroby cywilizacyjne,
depresja, chroniczne poczucie bezsensu, to hamulce, które zamontowała
nam natura, abyśmy nie roztrzaskali się jak mucha na autostradowej
balustradzie życia. Dotarliśmy, jako ludzkość do dziwnego punktu; im
bardziej siebie nie lubimy i im mocniej nie słuchamy naszego wnętrza-
dając dowód na to, że można żyć wbrew sobie – tym większą dumę odczuwamy
i tym bardziej podziwia nas zewnętrzny świat. Droga z powrotem wiedzie
od siebie do siebie. Innej nie ma. Do nas należy jak zwykle ostatnie
słowo i decyzja, którędy podążyć.
Do tej notki zainspirowała mnie Radiowa Trójka i link znaleziony u
Andzi, od blogowego już tylko mam nadzieję, Nieboraka. Dziękuję
inspiratorom!
Do posłuchania tutaj: http://www.polskieradio.pl/9/304/Artykul/270594,Instrument-zwany-czlowiekiem
4 komentarze
Żyję. Oddycham. Jestem swoim ciałem i swoją duszą. A jeśli zdarza mi się stać z boku i nie widzieć siebie wracam do źrodeł i znów żyję…oddycham…
napisał: zyrafamonika 2011/08/27 09:15:52
zgadza się, najtrudniej być naprawdę ze sobą:) chyba siebie najprościej zgubić:) pozdrawiam!
不需要照鏡子補妝,一系列絕不失手的美麗唇筆可以混搭、疊擦。
系統整合