W miłości, jak w niczym innym, bywamy neurotyczni i nielogiczni i czasem robimy rzeczy, które kiedy emocje opadną, nie mieszczą nam się w głowie. Najgłupsze rzeczy robimy zresztą podobno właśnie ze strachu albo z miłości – ale moim zdaniem to na jedno wychodzi. Jeśli tak bardzo się boisz, że coś stracisz – zrobisz wszystko. A najczęściej nie warto robić NIC. Dlatego przeczytaj.
Irvin Yalom, amerykański lekarz psychiatra i psychoterapeuta, profesor psychiatrii na Uniwersytecie Stanforda, jeden z głównych przedstawicieli terapii egzystencjalnej, powiedział, że “najsilniej fascynują nas partnerzy z którymi możemy po pierwsze odtworzyć a po drugie przezwyciężyć traumatyczne przeżycia z przeszłości. Miłość jest zatem próbą przerobienia nierozwiązanych zadań. Od czasów antycznych uważana jest za chorobę, a zarazem lekarstwo. “
Tłumacząc z polskiego na język codzienności: tam gdzie nas najbardziej ciągnie i trzyma – jest dla nas najczęściej największa lekcja o tym, czym miłość tak naprawdę NIE JEST i o tym, jakie rzeczy z miłości do siebie samych musimy nauczyć się odpuszczać. Najczęściej jednak tam właśnie wykazujmy największy upór.
Jak powiedziała mi jedna ze znajomych kobiet: „Gdybym z taką determinacją walczyła w biznesie, o siebie, o swoje sprawy, co walczyłam o męża, małżeństwo, które powinno się było rozpaść 10 lat temu, kiedy po raz pierwszy odkryłam, że mnie zdradza, to dziś byłabym milionerką”.
Zacznijmy jednak od początku….
Syndrom siostry Kopciuszka
O miłości uczymy się od dziecka i najczęściej jest to nauka o poświęcaniu się, o walce, o przeciwnościach.
Całe wieki kobiety rywalizowały o mężczyzn i mężczyźni rywalizowali o kobiety. W bajkach, żeby zdobyć księcia, dziewczyna była w stanie posunąć się do każdego poświęcenia, każdego podstępu – najczęściej i tak nic z tego nie wychodziło ale te zachowania były przedstawiane jako niezbędna determinacja w miłości.
Pamiętacie bajkę o Kopciuszku? Dziś wyjątkowo nie o głównej bohaterce, ale o siostrze Kopciuszka – która kiedy jej stopa nie mieściła się do pantofelka, ucięła sobie kawałek pięty – byle tylko bucik na tą stopę wszedł.
O tej historii przypomniałam sobie widząc grafikę na profilu Pokolenie Ikea – i podpis mówiący o tym, że kobieta jest w stanie zrobić wszystko, by dobrze wyglądać, nawet chodzić całą noc w butach, które obcierają ją do krwi.
Tylko po co?
Najwyższy czas zobaczyć, że wbrew bajkom, w które uwierzyliśmy, prawdziwa miłość nie wymaga takich poświęceń, prawdziwa miłość nie każe Ci ucinać kawałka siebie, nie każe Ci z siebie rezygnować, nie rani Cię do krwi – jeśli relacja wymaga takich poświęceń, to najczęściej nie jest to żadna miłość, a uwikłanie, uzależnienie i materiał do pracy nad sobą.
Boimy się samotności, a tak naprawdę robiąc te wszystkie rzeczy, których robić nie powinniśmy, zapadamy się jeszcze głębiej.
„Samotność jest trudnym przeciwnikiem – napisałam w mojej powieści Golden Deal. Nie daje się zbyć byle czym, nie pozwala się łatwo oszukać. Zapychasz tę dziurę, a ona zieje pustką, wrzucasz tam przypadkowe znajomości, szybki seks, rozrywki, podróże, rozmowy, które nic nie znaczą, używki, śmieci, rzeczy drogie i dobre, a ona patrzy na ciebie tym wzrokiem zbitego psa i pyta: „To wszystko? To naprawdę wszystko, co masz mi do zaoferowania? Tylko tyle? Liczyłam na więcej”. Zawsze jej mało.Tę dziurę może zapełnić tylko coś prawdziwego, coś, co ma wartość – a w tym świecie pełnym pozorów to coś jest tak trudno dostępne, tak rzadkie, że zdaje się być prawdziwym Świętym Graalem, czymś, o czym wszyscy mówią, ale nikt albo prawie nikt nigdy tego nie widział.
Ale to można znaleźć. Pod warunkiem, że nie zmarnujesz życia na walkę o rzeczy, które wcale miłością nie są, o ludzi, którzy tak naprawdę wcale Cię nie kochają, wręcz przeciwnie, nie potrafią najczęściej kochać nikogo, nawet siebie.
Co jeszcze zrobisz dla miłości, dla której nie powinnaś robić NIC?
Jak długo zamierzasz znosić rzeczy, których znosić nie powinnaś? Ratować z opresji kogoś, kto wcale nie chce być ratowany? Przepraszać kogoś, kto tak naprawdę powinien przeprosić Ciebie? Wybaczać rzeczy niewybaczalne, czy inaczej, wybaczać ciągle, po raz setny, bez wyciągania konsekwencji?
Wiesz, jak odróżnić miłość, która jest tą właściwą od tej toksycznej? Najprościej to odpowiedzieć sobie, czy ta relacja Cię karmi, wspiera, czyni szczęśliwszym, lepszym człowiekiem. Czy niesie spokój i lekkość. Bo jeśli niesie głównie trudy i nieszczęścia, zranienia i ofiary – to to na pewno nie jest dobra droga.
Podobno kiedyś, pewien mężczyzna opowiedział plemiennym Indianom o tym, jak w kulturze zachodu myślimy o miłości. O tym jak książę wyruszył ratować księżniczkę, o tym, ile po drodze odrzucił innych księżniczek, ile smoków i przeszkód ryzykując życiem i zdrowiem musiał pokonać aby ją zdobyć.
Indianie podobno popatrzyli po sobie w kompletnej konsternacji i zadali zasadnicze pytanie: Ale po co? Czy nie mógł wybrać księżniczki, z którą jest po prostu łatwiej?
Pamiętaj: trudna miłość wcale nie musi być tą najlepszą. Trudny człowiek nie musi być tym najlepszym dla Ciebie. A walczyć do ostatniej krwi o miłość, która na koniec często okazuje się być mało warta, to wcale nie jest bohaterstwo.
Kiedy odpuszczasz, robisz miejsce na NOWE.
I na koniec…
Zostawiam Ci tekst, który kiedyś bardzo mi pomógł.
Kiedy przestajesz tęsknić, wszystko do Ciebie przychodzi.
Kiedy przestajesz walczyć ze światem, ten świat podchodzi do Twoich stóp i mówi do Ciebie o miłości.
Kiedy akceptujesz, zmieniasz się.
Kiedy odważysz się spróbować czegoś nowego, warunki znikają, a świat Cię zaskakuje.
Kiedy zaczynasz patrzeć na siebie, świat znika.
Kiedy odpuszczasz to, co nie jest dla Ciebie, przychodzi to, co jest naprawdę Twoje.
Kiedy się gubisz, odnajdujesz siebie.
Kiedy rezygnujesz z wojny, wygrywasz bitwę.
Kiedy uspokajasz swój umysł, cały Wszechświat schodzi do Twoich stóp.
Kiedy się nie śpieszysz, wszystko się zbliża.
Kiedy zrezygnujesz z woli kontroli, świat zrobi to co sprawi, że będzie Ci wygodnie.
Kiedy decydujesz się nie reagować, zmieniasz wynik.
Kiedy akceptujesz zmianę i niepewność, przestajesz cierpieć.
Kiedy odnajdziesz siebie, przestajesz szukać.
Kiedy obejmujesz swój ból, stajesz się twoim przyjacielem.
Kiedy stajesz się Świadomym, pojawia się Bóg lub Bogini w Tobie.
Jannet Shanchez
Pamiętaj: prawdopodobnie zrobiłaś już, zrobiłeś dosyć. Jeśli to z czym się zmagasz jest wieczną walką, prawdopodobnie to nie jest opowieść o miłości na którą czekasz.
Wszyscy, wszystkie byliśmy w tym miejscu. Uściskuję.
Małgosia
****************