Historie upadków i powstań pisze się
krwią i łzami. Zwykle przetacza się koła z tytanu, wstaje z klęczek
podpierając się kijem z wiecznego drzewa, podpala deszcz, żeby ogrzewał i
gasi ogień, żeby ochłonąć. Gotuje się w garnku mieszankę wściekłości i
miłości, zrywa z przeszłością tnąc ciszę toporem, zabija wspomnienia,
kręci koła w powietrzu, targa się na świat; biegnie i stoi, gna i kiwa w
przód i tył.
krwią i łzami. Zwykle przetacza się koła z tytanu, wstaje z klęczek
podpierając się kijem z wiecznego drzewa, podpala deszcz, żeby ogrzewał i
gasi ogień, żeby ochłonąć. Gotuje się w garnku mieszankę wściekłości i
miłości, zrywa z przeszłością tnąc ciszę toporem, zabija wspomnienia,
kręci koła w powietrzu, targa się na świat; biegnie i stoi, gna i kiwa w
przód i tył.
Tak, jestem tu, choć jeszcze chwilę
temu, rok, dwa, dziesięć, kto wie, kto liczy; byłam tam. Granica między
światem mojego cierpienia i światem, w którym jestem; znów czuję, znów
wierzę, jest półpłynna jak złoto doprowadzone do temperatury topnienia.
Przekraczam moje Rubikony w myślach; dziś jestem, jutro umieram, zawijam
wczoraj w paczkę i wysyłam w świat, niech idzie, niech mnie zostawi.
Jestem dzisiaj; zatopiona w myślach, zatrzaśnięta w zamku ze swoich
słów, otwarta wobec innych, choć tak naprawdę zaplątana w gmatwaninie
dwuznaczności; prawd i kłamstw, obietnic, rozczarowań, radości i
smutków. Siedzę w kucki i gram na kastanietach melodię odpływu.
temu, rok, dwa, dziesięć, kto wie, kto liczy; byłam tam. Granica między
światem mojego cierpienia i światem, w którym jestem; znów czuję, znów
wierzę, jest półpłynna jak złoto doprowadzone do temperatury topnienia.
Przekraczam moje Rubikony w myślach; dziś jestem, jutro umieram, zawijam
wczoraj w paczkę i wysyłam w świat, niech idzie, niech mnie zostawi.
Jestem dzisiaj; zatopiona w myślach, zatrzaśnięta w zamku ze swoich
słów, otwarta wobec innych, choć tak naprawdę zaplątana w gmatwaninie
dwuznaczności; prawd i kłamstw, obietnic, rozczarowań, radości i
smutków. Siedzę w kucki i gram na kastanietach melodię odpływu.
Najgorsze to wierzyć, że wszystko już
było; najgorsze to usiąść na ławce, w parku i czekać, aż życie z
orszakiem podejdzie nam do stóp, ukłoni się, złoży dary; stare trawniki
zalśnią rubinami, kwiaty miłości same zakwitną, kruki złorzeczenia
odlecą w popłochu, kra na rzekach pęknie, stwardniała ziemia wypuści
zieleń i lustro nieba otworzy się, żeby wszystko wybaczyć.
było; najgorsze to usiąść na ławce, w parku i czekać, aż życie z
orszakiem podejdzie nam do stóp, ukłoni się, złoży dary; stare trawniki
zalśnią rubinami, kwiaty miłości same zakwitną, kruki złorzeczenia
odlecą w popłochu, kra na rzekach pęknie, stwardniała ziemia wypuści
zieleń i lustro nieba otworzy się, żeby wszystko wybaczyć.
Najlepiej mieć otwarte serce i głowę:
karmić ptaki, nie oceniać, nie dać się rwać na kawałki, nie oddawać
oddechu ludziom bez serca. Wiatr wieje w uszy, drzewne gałęzie kurują
się przed wiosną, zakatarzone ptaki strzepują z ramion krople deszczu, a
niebo, dziś szare i sine jak ołów, jutro zalśni najczystszym lekkim
błękitem.
karmić ptaki, nie oceniać, nie dać się rwać na kawałki, nie oddawać
oddechu ludziom bez serca. Wiatr wieje w uszy, drzewne gałęzie kurują
się przed wiosną, zakatarzone ptaki strzepują z ramion krople deszczu, a
niebo, dziś szare i sine jak ołów, jutro zalśni najczystszym lekkim
błękitem.
Zatańczę dziś przed lustrem, zawirują
spódnice, zaśpiewam, że zapalę znów deszcz, rozbiję ziemię jeśli trzeba,
ale będę, będę. Nie poddam, się, nie obejrzę za siebie; nie wrócę tam
gdzie byłam, bo serce, hartowane w ogniu, mam już ze stali.
spódnice, zaśpiewam, że zapalę znów deszcz, rozbiję ziemię jeśli trzeba,
ale będę, będę. Nie poddam, się, nie obejrzę za siebie; nie wrócę tam
gdzie byłam, bo serce, hartowane w ogniu, mam już ze stali.
2 komentarze
piekne, bardzo wzruszajace.
搜尋引擎最佳化