brzydzi się fast foodem i omija hipermarkety. Teraz w dobrym tonie zaczyna być
bojkot fast fashion – szybkiej mody” –
pisze w “Zwierciadle”, Zuzanna O’brien. Fast
fashion czyli moda za grosze; odzież produkowana w Bangladeszu czy Indonezji,
przysyłana do Europy w kontenerach, tania, kiepskiej jakości, ale gwarantująca
poczucie modowej „sytości” i bycia
trendy.
Filozofia „szybko, dużo i tanio” nie tylko w odniesieniu do ciuchów; zaczyna drżeć
w posadach. Dobrze, źle? Czy jest się czego czepiać?
komercyjnego świata pracuje w pocie czoła po to, żeby potem zlewając się tym samym potem w świetle jarzeniowych lamp
wertować marketowe półki zaopatrując się w hurtowe ilości rzeczy, których
właściwie wcale nie potrzebuje. To daje
mu uczucie spełnienia i radości. Chwilowo. Potem pojawia się głód nowych
zakupów, a zaraz za nim kolejne przedmioty, które zajmują miejsce starych; i
tak toczy się koło globalnej ekonomii; przynajmniej do czasu, kiedy się nie
zatnie.
więcej i więcej żeby mieć to wszystko, co oferują błyszczące blichtrem witryny
sklepów i w ten sposób osiągać życiowe spełnienie i satysfakcję; zaczyna
obchodzić z farby jak chińska plastikowa zabawka, która za długo leżała na
słońcu. Coraz więcej osób, chce mieć jednak mniej – w zamian może lepszej jakości, zachowując
przy tym czyste sumienie i święty spokój.
życiem pełnym przedmiotów i pośpiechu, wyrósł ruch slow life; na tym bazuje slow
food, z tego też wywodzi się najmłodsze dziecko tej rodziny; slow fashion.
przedmioty codziennego użytku, to wszystko co można dostać tanio w marketach
międzynarodowych sieci – produkuje się przeważnie w krajach biednych, gdzie dwunasto-godzinna dniówka pracy robotnika kosztuje mniej więcej tyle ile godzina w
Europie. Takie są realia, teoretycznie nie ma się czym oburzać, ale produkcja
tania i szybka to także produkcja bardzo często niezgodna z moralnością;
wykorzystująca pracownika ponad siły, kpiąca sobie z jego potrzeb i zdrowia,
wykorzystująca pracę dzieci i metody, dawno w cywilizowanym świecie
zakazane.
Kupując bluzkę za 19,99 musimy
zdawać sobie sprawę, że jej transport do Europy w kontenerze kosztował może
2 zł –
kolejne 2 zł dostała fabryka, która bluzkę uszyła; materiał kosztował grosze, większość zysku,
który generuje ten zakup idzie do kieszeni korporacji, która kręci tą olbrzymią
machiną produkcyjną. Trud ludzki i skutki dla środowiska są efektem zupełnie
ubocznym i nie bierze się ich pod uwagę póki nie opisze tego jakaś
opiniotwórcza gazeta i nie wybuchnie wokół sprawy międzynarodowy skandal. A my
nosimy taką bluzkę 2 miesiące i kiedy kolory wyblakną bez żalu wyrzucamy do
śmieci.
kupując w hipermarkecie banany za 4,99 kg
– ile z tej ceny trafiło finalnie
do rolnika, który je uprawiał? Cena mleka w skupie, oscyluje koło złotówki;
tego w sklepie, często przekracza trzy złote. Jabłka, które kupujemy w Warszawie po 3,5 ,
sto kilometrów od niej kosztują złotówkę. Wiem, bo sprawdziłam. Nie mogłam
uwierzyć.
jednostka nie jest w stanie zmienić świata. Mają rację, ale jednostka pomnożona
przez dziesiątki i tysiące zaczyna już wywierać na gospodarkę znaczący wpływ. Czy
zastanawiasz się nad tym, jaki jest przekaz twojej decyzji o zakupie? Co
popierasz wybierając określony produkt? Jakie praktyki wspierasz?
moralność i wolno się ona zmienia. Polacy pomstują na zagraniczne koncerny,
opowiadają o wyzyskiwaczach i krwiożerczych kapitalistach, ale ustawiają się w kolejce po tanie jajka i
przepychają w drzwiach, żeby kupić promocyjny towar z ostatniej hipermarketowej
gazetki.
wyprzedaży ciuch jest Ci naprawdę potrzebny?
Czy wolisz zadać sobie trud poszukania sprawdzonego dostawcy warzyw, czy
kupujesz od marketu, który stosuje dyktat cenowy i 3 miesięczne terminy
płatności? Czy wiesz, co oznacza Twoja decyzja?
“Slow” wcale nie oznacza drożej. Czasami wystarczy zwyczajnie świadomiej i trochę mniej; bez armii pośredników, z których każdy musi zarobić na naszym zakupie.
zmieniają świat, ale ludzie, którzy wierzą, że cuda są możliwe.
4 komentarze
Jak tak wspomniałaś o tych jabłkach to przestają mnie dziwić ceny na pewnym stoisku na bazarze w Szczecinie, a różnica w cenie była tak duża (w porównaniu do tych sklepowych, a nawet ze stoisk obok), że chwilami zaczynałam się zastanawiać czy te warzywa i owoce nie są jakieś "felerne", chociaż parę razy zdarzyło im się mieć produkty w tym samych opakowaniach co w supermarkecie obok, tylko o o połowę tańszy. Oczywiście to slow life ma swoja cenę bo w kolejce czeka się tam minimum 20 minut, ale warto :))
Kurka, warto warto 🙂 pozdrawiam!
jesli o mnie chodzi to pokochalam minimalizm jakis czas temu i cudownie mi w nim!!!
nie cierpie super hipermarketow, to koszmar isc do jakiegokolwiek dla mnie!!!
lubie za to rolnicze markety:)
立即活化並提亮疲倦的雙眼。