„Bajki – jak lubię powtarzać za Jorge Bucay, argentyńskim pisarzem i psychiatrą – są po to by usypiać dzieci i budzić dorosłych”. Dawno nie było żadnej nowej bajki, więc dziś taką dla Ciebie mam. Kto wie, co w Tobie obudzi?
W dawnych czasach, na skraju lasu, w małej chatce, gdzieś na końcu świata, gdzie obcy docierali rzadko i niechętnie, a słońce kładło się spać, mieszkała kobieta o imieniu Eliza. Miała ciemne włosy, oczy, które zmieniały kolor w zależności od nastroju i ręce, które potrafiły leczyć. Jej dusza była jednak pełnej sprzeczności, jak dzień i noc, jak cień i jasność, a kiedy zapadał zmierzch, nigdy nie wiedziała, czego tam znajdzie więcej.
Eliza była znana w okolicy jako uzdrowicielka i wiedźma. Ludzie trochę się jej bali, ale jak to zwykle bywa, lgnęły do niej dzieci i zwierzęta. Z jakiegoś powodu one znały prawdy o ludzkiej naturze, o tym, że nie ma dobra bez zła, że nie ma jasności bez ciemności ani uzdrowienia bez choroby i to co przerażało dorosłych, dla nich było oczywiste: tak samo jak noc i dzień.
Jej dłonie potrafiły przynieść lek i ukojenie każdemu, kto się do niej udał z prawdziwą intencją uzdrowienia. Nie potrafiła pomóc tylko tym, których przyprowadzano do niej niemal na siłę. – Niektórzy nie chcą uzdrowienia – mówiła wtedy. – Nie każdy wybiera jasność – dodawała, gdy nalegali, a gdy stawali się natarczywi i nie chcieli słuchać, musiała czasem trzasnąć drzwiami, zamieść podwórze zamaszystą spódnicą i odchodząc powiedzieć: – Nic tu po mnie.
Jej oczy były pełne mądrości, a uśmiech jak promień słońca. Jednak Eliza skrywała w sobie także mroczne tajemnice. W jej sercu tkwiły demony, które odbierały jej siły i moce, z którymi zmagała się każdej nocy, ale i w czasie upalnego dnia, kiedy słońce stawało w zenicie.
Ludzie myślą czasem, że zło, jest czymś zewnętrznym, że cień zawsze przychodzi z mroku, że to co nas osacza, przyjmuje kształty, które łatwo rozpoznać, ale to nie jest prawda.
Te złowrogie istoty przybierały różne formy i przejawiały się w różny sposób, a ich źródłem nie była ciemność, ale jasność.
Co z tym zrobisz?
Największym i najbardziej uporczywym z demonów był Demon Wątpliwości. To on często budził się w najmniej odpowiednich chwilach, podważając umiejętności Elizy i kwestionując jej zdolność do pomagania innym. Kiedy Eliza próbowała uzdrawiać chorego, Demon Wątpliwości podsuwał jej myśli o nieudolności i strachu przed porażką. Wtedy jej ręce traciły swój magiczny dotyk, a jej słowa traciły moc. To był moment, w którym demon odbierał jej jasność i zielonymi ślepiami wypalał dziurę w jej wnętrzu, gdzieś na wysokości brzucha. Zginała się wtedy w pół, a jej oczy stawały się szare jak ziemia po suchym lecie.
Innym potężnym demonem był Demon Przeszłości. Ten demon często przychodził wabiony przez wspomnienia bólu i straty. Kiedy Eliza patrzyła wstecz, była nawiedzana duchami minionych cierpień, tych których doznała ona, jej matka, babka, a wcześniej jeszcze matka babki i inne kobiety w jej rodzie. To sprawiało, że traciła obecność ducha i skupiała się na przeszłości, zamiast na teraźniejszości i potrzebach tych, którzy przyszli do niej po pomoc. To sprawiało, że grzęzła w bólu, a jeśli tam utkniesz, tak jak w bagnie, to nie jesteś w stanie pomóc nikomu, nawet sobie. Wtedy jej oczy przybierały kolor granatu, prawie czerni i kiedy się w nie patrzyło, była w nich tylko pustka.
Demon Strachu również był nieodłącznym towarzyszem Elizy. Jego mroczny cień ograniczał jej odwagę i pewność siebie. Gdy Eliza stawała w obliczu wyzwań, demon ten budził w niej lęk i niepewność, co sprawiało, że traciła wiarę w siebie i w swoje zdolności. Wtedy jej oczy były niebieskie jak woda – odbijały świat, ale niewiele w tym odbiciu było wyrazu.
Ale najtrudniejszy do zwalczenia był Demon Samotności. Ten demon sprawiał, że Eliza często czuła się izolowana od innych ludzi, nawet wśród tłumu. W momencie, gdy jej serce potrzebowało najbardziej otwartości i współczucia, demon ten tworzył niewidzialną barierę między nią a innymi. Był jak szara zmora, która tworzy zasłonę niepokoju i oddalenia. A przecież wszyscy, tutaj, w tym świecie, jesteśmy jednością – myślała.
Kiedy ten demon się pojawiał, przynosił łzy. Przynosił myśli o zimie życia, która nadejdzie, o braku ciepłych dłoni, które utulą i o tym, że chociaż dawała światu tak dużo, to nie miała nikogo, kto dawałby jej.
Na progu jesieni
Lato minęło i nastała jesień. Mgły nad doliną rzeki były coraz niżej, a wieczorne powietrze niosło myśli o zimie.
– Już czas – powiedziała Eliza stojąc na progu. – Już czas – powtórzyła w przestrzeń.
Usiadła przy ogniu w swym przytulnym domku, zamknęła oczy i głęboko zanurzyła się w swojej duszy. Schodziła niżej i niżej, a światło ognia, który płonął obok dodawało jej otuchy. W ciemnościach swego umysłu dostrzegła swoje lęki, wątpliwości i bóle, które skrywała przed światem. Demony wydawały się straszne i niebezpieczne, ale Eliza była gotowa.
Przez wiele nocy rozmawiała z własnymi demonami. Słuchała ich historii, zrozumiała ich źródło i próbowała je uleczyć, tak jak leczyła ludzi. Zamiast je odpychać od siebie, nauczyła się je kochać. W miarę jak demony znajdowały spokój i zrozumienie, jej serce stawało się coraz jaśniejsze, a one cichsze.
W końcu nadszedł dzień, kiedy Eliza poczuła, że jej dusza jest wolna. Jej serce rozkwitło jak najpiękniejszy kwiat, a jej oczy promieniały jasnością, której wcześniej nie znała. Cieniste zakamarki jej umysłu zostały oczyszczone, a w ich miejsce zawitały anioły.
Teraz Eliza mogła pomagać innym w sposób, o którym wcześniej nawet nie marzyła. Jej zdolności uzdrowicielskie stały się jeszcze potężniejsze. Jednak najważniejsze było to, że jej serce było teraz pełne miłości i dobra. Znalazła mężczyznę, którego wpuściła w swoją samotność i od tego czasu mogła nie tylko dawać, ale i brać.
I tak minęły lata. Eliza stała się legendą, a jej imię było symbolem nadziei i przemiany. Jej opowieść stała się baśnią, która przypominała ludziom, że czasem muszą stawić czoła własnym demonom, by móc cieszyć się jasnością życia.
Bo tak właśnie jest w życiu – jeśli wypędzisz swoje demony, anioły też odejdą, ale kiedy pokonasz swoje ciemności, światło będzie świecić jaśniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Każdy ma w sobie zarówno cień, jak i jasność, a tylko widząc jedno i drugie staniemy się naprawdę całością.
Co sobie z tego weźmiesz?
________
Cześć! Jestem Małgosia i od 14 lat tworzę treści, które dodają otuchy i wspierają w procesie zmiany. Moje książki i e-booki znajdziesz tutaj! Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej!

Cześć! Jestem Małgosia i od 14 lat tworzę treści, które dodają otuchy i wspierają w procesie zmiany. Moje książki i e-booki znajdziesz tutaj! Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej!