Nie wszyscy musimy pracować z pasją, ale dobrze, kiedy praca nie jest tylko rodzajem niewolnictwa, w którym chodzi wyłącznie o to, żeby zacisnąć zęby i wytrzymać. Takie życie rzadko daje satysfakcję, a “wytrzymać”, okazuje się być po niewczasie ciężarem ponad miarę.
Moja koleżanka blogerka, Malwina z Dzieciowo mi, napisała jakiś czas temu ważne zdanie: życie pasją, a życie z pasji, to są dwie różne sprawy. I chociaż o pasji można by peany, to nie można w tym wszystkim zapominać o prozie życia. A proza to taka, że rachunki same się nie zapłacą, trudno odziać się w poezję, a czas który potrzebny jest na to, aby przekształcić swoje marzenia w zawodową, lukratywną rzeczywistość, czasami dłuży się niemiłosiernie i wymaga wielu poświęceń.
Jeśli wasze życiowe wybory zawodowe, zaprowadziły Was w miejsce, w którym codziennie rano pytacie siebie – Ale co ja tu u diabła robię?! – dobrze zastanawiać się nad alternatywą, nad opcją, nad swoimi mocnymi stronami. Niekoniecznie rzucać wszystko z dnia na dzień ( nie zawsze się da, nie zawsze to rozsądne), ale pozostawiać w głowie furtkę na to, żeby zaprosić do siebie coś nowego. Otworzyć się na możliwości, zmianę zawodu, miejsca, a czasem i kraju.
Tak, to wymaga odwagi, ale najważniejsze jest to, że na byle jakie życie, naprawdę szkoda czasu.
Dziewczyny z pasją – od hobby do pracy
W pierwszym odcinku cyklu o pracy i inspirujących kobietach, które zmieniły, zdefiniowały na nowo swoją zawodową drogę, pisałam:
Pasja jest istotna. Jacek Walkiewicz mówi, że to ona rodzi profesjonalizm i jakość, a to wszystko to luksus. Luksus wyborów, które są z nami zgodne, wynikają z naszych potrzeb i pragnień, nie wymagają obcinania pięty, żeby wpasować się w cudze pantofelki.
Pasja obrosła w wiele mitów. Boimy się jej, boimy się wybierać z pasją, bo wydaje nam się, że jest dostępna tylko dla wybranych. Można kochać sztukę, ale nie każdy będzie od razu Picassem. Nie każdy pasjonat musi dążyć do tego, żeby go wpisać do Wikipedii. Zwykłe życie też może być jej pełne!
więcej TU
Przedstawiłam Wam wtedy Emilkę i Patrycję. Dziś czas na kolejne dziewczyny: Magdę i Joannę, które opowiedzą Wam jak doszły do miejsca, w którym dziś są. Jestem pewna, że Was zainspirują!
Nie każdy z lustrzanką, to fotograf
Przez te wiele lat pracowałam w różnych zawodach, ale nigdzie zbyt długo. Nie ze względu na brak umiejętności, bo uczę się wszystkiego i bardzo szybko (pracowałam jako sekretarka, kierownik wydawniczy czy kosztorysantka, a z wykształcenia jestem inżynierem), ale ze względu na swoją osobowość i to, że nie mogłam do końca działać tak jak chciałam. Brakowało mi wolności. Wiedziałam, że muszę pracować na tzw. “swoim”, ale nie do końca wiedziałam czym w przyszłości się zajmę. Przejście z etatu na działalność to nierzadko trudna decyzja.
We wszystkim co związane z moim życiem, pomógł mi mój blog. To tam najpierw publikowałam swoje zdjęcia. Dziś każdy z lustrzanką to fotograf. Ja nie śmiałam się nim nazwać długo, przez wiele lat uczyłam się tego zawodu nie marząc nawet o tym, że kiedyś będzie przynosił mi pieniądze. Jednym słowem była to pasja i tylko pasja. Pasja w którą wkładałam czas, serce i pieniądze. Wyjmowałam zaś satysfakcję.
Magdalena Książek, blogerka i fotografka |
Moi koledzy fotografowie widzieli we mnie ten potencjał, mówiąc, że mam oko i “to” wyczucie. Nakłaniali mnie, abym próbowała swoich sił w zawodzie, a ja ciągle i uparcie twierdziłam, że nie jestem dość dobra, że jeszcze nie czas, że nie mogę wziąć jeszcze pieniędzy za zdjęcia. Byłam pokorna.
Rozwijałam się, poznawałam nowe osoby, stawałam się kobietą coraz bardziej pewną siebie i robiąc zdjęcia do bloga, pracowałam nad swoim warsztatem. Gdy dziś na nie patrzę, to wiem, że miałam rację, potrzebowałam czasu, bo fotograf uczy się przez ilość naciśnięć spustu migawki. To jest coś co przychodzi z czasem. W fotografii potrzeba dojrzeć, zupełnie tak jak w życiu. Z czasem widzimy swoje błędy na zdjęciach, którymi byliśmy wówczas zachwyceni. Idealnie pasuje tu stwierdzenie, że pasja rodzi jakość, ale tylko wtedy gdy się jej poświęcimy nie oczekując nic w zamian. Gdy na końcu drogi widzimy tylko pieniądze to ta pasja nie przyniesie nam szczęścia.
Kiedy poczułam, że fotografowanie to jest to co chcę robić w życiu? Gdy podczas pierwszych, bezpłatnych sesji wykonywanych znajomym, czułam się jak w transie. Czułam się poniesiona przez sytuację, mogłam kreować, dać upust swojej artystycznej duszy, a potem gdy oddawałam zdjęcia widząc radość osoby fotografowanej, wiedziałam, że chcę właśnie w ten sposób przydać się ludziom, tak ich uszczęśliwiać.
Kiedy nazwałam się fotografem? Gdy zaczęłam płacić ZUS :).
Magda Książek – Moaa Fotografia
Lek na całe zło
Przez ponad 8 lat pracowałam na stanowisku Przedstawiciela Medycznego.
Odnosiłam sukcesy w sprzedaży, pięłam się po szczeblach hierarchii i wszystko wydawało się być idealnie. Wydawało się, bo naprawdę tak nie było. W środku czułam, że praca w korporacji kosztuje mnie zbyt wiele i negatywnie wpływa na moją rodzinę, a przede wszystkim na mnie samą i moje samopoczucie. Miesiące mijały, a ja nie potrafiłam już cieszyć się z dobrej pensji, auta firmowego, zagranicznych wyjazdów… Chciałam coś zmienić w swoim życiu zawodowym, miałam dość schematycznego działania, które zabijało moją prawdziwą osobowość. Nie miałam jednak odwagi i pomysłu na to, co innego mogłabym robić…
W tym czasie kupiliśmy z mężem działkę i postanowiliśmy wybudować tam mały domek letniskowy. Tak właśnie, przypadkowo, zaczęła się moja przygoda z wnętrzami.
Działka okazała się świetną odskocznią, prawdziwym lekiem na całe zawodowe zło, a urządzanie domku i szukanie inspiracji pochłonęło mój cały wolny czas. Pewnego dnia pomyślałam nieśmiało, że w sumie mogłabym zająć się urządzaniem wnętrz zawodowo, ale zaraz pojawiły się wątpliwości. Jak się przebranżowić? Przecież to nie takie proste! Magister biologii stylistą wnętrz??! Z tyłu głowy słyszałam jednak głos moich znajomych, którzy zawsze powtarzali, że mam dobry gust, a poza tym pomyślałam, że istnieją przecież szkoły i kursy, które pomogłyby mi w zdobyciu nowych umiejętności.
Joanna Bojanowska, Hamptons Home & Living |
Brakowało jednak odwagi, by porzucić „pewną, ustabilizowaną pracę na etacie”.
I nagle, pewnego wrześniowego dnia wszystko odwróciło się do góry nogami. Pod wpływem impulsu (a dokładnie pod wpływem złości, po mało przyjemnej rozmowie z przełożonym) podjęłam decyzję o odejściu z korporacji. Wówczas jednak nie miałam pewnej alternatywy, miałam za to kredyt na mieszkanie…
W krótkim czasie trafiłam na kurs projektowania wnętrz i home stagingu. Już wtedy miałam w zamyśle uruchomienie sklepu internetowego z artykułami dekoracyjnymi i wyposażenia wnętrz. Okazało się jednak, że aby zajmować się upiększaniem wnętrz potrzebne jest coś więcej niż szkoły i kursy… to wyczucie smaku, intuicja, wrodzone poczucie estetyki, których nie nauczy nas żadna szkoła, bo to trzeba „czuć”. Na szczęście ja to czułam. Dodatkowo, całe moje życie zawodowe związana byłam ze sprzedażą, więc pomyślałam, że powinnam dać radę.
Zapragnęłam sklepu z wyselekcjonowanymi produktami. Szybko okazało się, że w rodzimym kraju nie mam co szukać dostawców. Musiałam więc nawiązać kontakty z kontrahentami zagranicznymi. Postawiłam na ponadczasową klasykę z elementami stylu angielskiego (New England) i rustykalnego. Inspirowałam się amerykańskimi wnętrzami, szczególnie wnętrzami domów usytuowanych w bogatych dzielnicach Nowego Yorku i rejonu The Hamptons. I tak oto wpadłam na pomysł, aby nazwać swój sklep hamptons.pl Prace nad sklepem trwały ponad pół roku. To był trudny czas, czas wielu ważnych strategicznie wyborów.
Okazało się, że nie jest wcale łatwo stworzyć logo firmowe czy stronę. Nigdy wcześniej nie miałam doświadczenia w kreowaniu marki, nagle stałam się odpowiedzialna za budowę i rozwój własnej. Dziś jestem dumna z siebie, że stworzyłam taki, a nie inny sklep. Obserwuję jak konkurencja co i rusz przechwyca w swoich kolekcjach nazwę „Hamptons”. To znak, że styl Hamptons, który wypromowaliśmy, przyjął się na dobre w Polsce. Coraz częściej używa się nazwy tego stylu wśród projektantów wnętrz. To wszystko ogromnie cieszy. Gdy jeszcze dołożyć do tego pochlebne opinie klientów, mogę powiedzieć, że było warto!
Nic jednak by się nie wydarzyło, gdyby nie spotkały się jednocześnie frustracja, marzenia i upór. Co bym doradziła tym, którzy chcieliby rozpocząć nowe, satysfakcjonujące życie zawodowe? Najważniejsze to nie zwątpić w siebie i swój plan, kiedy wszyscy w koło rzucają nam kłody pod nogi.
Równie ważna jest miłość do tego, co się robi. Dla mnie nawet „zwykłe” pakowanie produktu jest rytuałem, w który wkładam swoje serce. Miło jest potem usłyszeć od klientów, że jeszcze nigdy dotąd nie otrzymali tak pięknie zapakowanej przesyłki. Po prostu pasja jest gwarancją jakości.
Joanna Bojanowska, Hamptons Home & Living
Zainspirowani? Odwiedźcie dziewczyny na ich stronach i podajcie ten wpis dalej 🙂 Zawsze też czekam na wasze komentarze! Dziękuję:)
4 komentarze
Super post! Prawdą jest, że najczęściej ludzie są niezadowoleni z wykonywanej pracy. Należę do szczęściarzy – kocham swoją pracę i tę wyuczoną i tę wykonywaną. Mam swoje pasje…kocham życie, ludzi świat. Pozdrawiam i zapraszam http://zyciecudem.blogspot.com/
Z wielką przyjemnością czyta się takie wpisy, ponieważ pokazują, że warto szukać swojej zawodowej drogi aby móc czerpać z niej satysfakcję. Rozwój własnej działalności wiążę się z wieloma wyrzeczeniami i wymaga bardzo dużego zaangażowania, lecz jeżeli nam na czymś bardzo zależy, to jesteśmy w stanie to osiągnąć.
純手工訂製細緻頂級的蜜粉,演繹出絲綢般的優質肌膚觸感與頂級的透亮感,讓人優雅的沉浸在化妝喜悅的蜜粉餅。
行為定向