Czy zastanawialiście się kiedyś, jak rodzinnie, wyglądały więzi w waszym rodzie? Małżeństwo rodziców, związki dziadków, babek, pradziadków? Jakie relacje tworzą wasi bracia, siostry, jak wyglądają schematy wchodzenia w związki w dalszej rodzinie? To z pozoru bez większego znaczenia, ale tylko z pozoru.
To co nam w relacjach nie wychodzi jest bardzo często schematem powtarzanym przez pokolenia. Kalką, przez którą odbijają się kolejne losy. Czy w Twojej rodzinie, historycznie, były szczęśliwe związki, dobre relacje, czy trudne, dramatyczne historie? Jakie były kobiety w Twoim rodzie? Szczególnie te, z którymi najbardziej się utożsamiasz? Jacy byli mężczyźni? Czy w tej historii istnieją jakieś schematy, powtarzające się historie? Tajemnice, o których się nie mówi? Mezalianse, wykluczenia z rodu?
„Wielu z nas najbardziej pragnie miłości i szczęśliwego związku – pisze w „Nie zaczęło się od Ciebie” psychoterapeuta i psychiatra Mark Wolynn. Często jednak sposób, w jaki miłość manifestuje się w rodzinach, sprawia, że to jak kochamy, jest raczej dzieleniem się nieszczęściem lub powtarzaniem wzorców odziedziczonych po dziadkach i pradziadkach.
Problemy rodowe w związkach – jak działa genetyka pamięci
Zanim przejdziemy dalej, warto pewne rzeczy wyjaśnić. Dziedziczymy nie tylko niebieskie oczy czy skłonność do wysokiego wzrostu, ale także strach, poczucie wyobcowania czy nastawienie do życia. Wielu z nas niesie ze sobą przeżycia przodków, z których nie do końca zdaje sobie sprawę. Jak to wpływa na nasze życie? Bywa, że konsekwencje są dramatyczne.
Od kilku lat jest to nie tylko pole do domysłów – ale także przedmiot badań – i dziś o epigenetycy wiemy całkiem sporo. Wiemy, że możemy odziedziczyć traumę – nawet jeśli nie mamy o niej pojęcia. Co więcej – może ona manifestować się mocniej i być przyczyną poważniejszych problemów, niż w przypadku osób, które faktycznie jej doświadczyły. One musiały przetrwać – jakoś (lepiej lub gorzej) sobie poradziły, a trauma, niezałatwiony strach, obawa, lęk, poczucie wyobcowania, poszły dalej przez pokolenia.
Ze związkami jest podobnie. Nasze rodowe losy to najczęściej setki różnych wątków, ale niektóre przyciągną nas bardziej, a inne mniej. Nawet jeśli nie możesz albo nie chcesz przygotować pełnej rodzinnej historii, warto zerknąć i uświadomić sobie najistotniejsze fakty.
Problemy rodowe – co ja znalazłam szukając?
- Wiele kobiet w rodzie żyjących samotnie – bardziej z wyboru niż z konieczności
- Mocne kobiety i wycofanych mężczyzn, często z problemami: nałogi, agresja, przedwczesna śmierć
- Schemat kobiecego wychodzenia z relacji
- Pewne przekonania związane z relacjami: postrzeganie związków, branie odpowiedzialność, czy wręcz nadodpowiedzialność.
Jakie pytania warto sobie zadać przeglądając swoją historię rodową, szukając partnera albo przyglądając się swojemu związkowi?
- Najważniejsze problemy w relacjach poprzednich pokoleń? Co było punktem zapalnym? Jak to odnosi się do mojej historii?
- O co masz największy żal do partnera/ partnerki?
- Największy życiowy lęk? Czego boisz się najbardziej?
- Jakie trudne, traumatyczne historie miały miejsce w historii rodzinnej?
- Jak wyglądały związki rodziców – Twoich i Twojego partnera, lub byłych partnerów?
Często to co nieuświadomione, albo nieświadomie wybrane, jest przyczyną naszego największego bólu i trudności. Uświadomienie sobie źródła potencjalnych problemów czy schematów, które w naszym życiu funkcjonują od pokoleń, pozwala wyjść poza nie i wreszcie zmienić rodową historię.
7 nieszczęśliwych pokoleń
G. zgodziła się opowiedzieć swoją historię, bo była ona, jak sama mówi, jedną z najważniejszych lekcji, jaką odebrała w życiu.
Wyszłam za mąż wcześnie, jak większość kobiet w mojej rodzinie. Mama urodziła mnie gdy miała 19- lat – babcia urodziła mamę 2 miesiące po 18 -tych urodzinach, ja stawałam na ślubnym kobiercu kilka miesięcy po maturze. Byłam już wtedy w zaawansowanej ciąży. Bardzo kochałam mojego męża i nie wyobrażałam sobie, że moje dziecko, będzie się kiedyś wychowywało bez ojca, tak jak ja. Mąż babci umarł kiedy moja mama miała 12 lat, ale wcześniej, przez wiele lat pracował poza domem i mama prawie go nie znała – babcia zawsze mówiła, że nie było z niego żadnego pożytku, a kiedy przyjeżdżał, miała tylko więcej problemów. Moi rodzice rozstali się na kilka lat po moich urodzinach, ojciec najpierw wyjechał do Niemiec, a potem do Stanów, kilka razy przysyłał mi paczki, ale właściwie był zupełnie nieobecny w moim życiu. Zapraszałam go na swój ślub, ale napisał, że jest chory, ma problemy z sercem i nie da rady przylecieć. Mama od rozstania z ojcem była właściwie cały czas sama. Spotykała się z kimś raz czy drugi, ale nigdy nic z tego nie wychodziło, pamiętałam też karcące spojrzenie babki i jej „daj sobie spokój”, bo babcia w końcu też żyła sama. Moje małżeństwo z K. było szczęśliwe tylko na początku. On szybko znudził się rolą ojca, denerwowało, go, że mała płacze, że nie możemy już spędzać czasu tak jak wcześniej, że proszę go, żeby wyszedł z dzieckiem na spacer albo sprzątał. Byliśmy jak dzieci, a mieliśmy dziecko. Ja się przystosowałam, on nie. Kiedy Agata miała 2 lata najpierw wyprowadził się do rodziców, a po jakimś roku wyjechał do Anglii. Na początku jeszcze odwiedzał małą, ale potem, kiedy miała około 5 lat, już całkiem kontakt się urwał. Babcia i mama bardzo mi pomagały, wszystkie trzy żyłyśmy samotnie. Kiedy Agata poszła do szkoły poszłam do pracy i na studia, z nikim się nie spotykałam. Raz miałam romans z kolegą z pracy, był żonaty i wiedziałam, że nic z tego nie będzie, ale bardzo mi brakowało bliskości z kimś. Próbowałam się nawet raz czy drugi umówić z kimś ot tak, żeby kogoś poznać, ale miałam wrażenie, że babcia z mamą sabotują te moje wysiłki. Kiedy babcia zmarła, mama zaczęła chorować, nie pomagała mi już przy małej, miałam pracę, studia, naprawdę nie miałam kiedy zajmować się tym, żeby kogoś poznać. Olśnienie przyszło do mnie niespodziewanie. Moja córka miała już 17 lat i chłopaka, tak jak ja jej ojca – 18 lat wcześniej. Byli zakochani i Agata zaczęła nawet wspominać o tym, że to dobrze mieć wcześnie dziecko, bo jestem taką młodą mamą, świetnie się rozumiemy, możemy wymieniać się ubraniami i że ona w sumie, chciałaby z Piotrem założyć rodzinę zaraz po maturze. Porozmawiałam o tym z przyjaciółką i ona powiedziała mi o tych historiach rodowych, o tym, że pewne rzeczy się powtarzają, zwróciła mi uwagę na los mojej mamy, babci – a teraz na córkę. Uświadomiłam sobie, że nie mam jeszcze 40 lat, a już właściwie żyję jak ktoś, kogo nic w życiu nie czeka i że tak nie chcę. Poszłam na terapię i zaczęłam pracować nad tym czego chcę dla siebie, nad fałszywym poczuciem koniecznej lojalności wobec mamy i babci – uświadomiłam sobie, że nieświadomie powtarzałam ich los, chociaż wcale go dla siebie nie chciałam. Powiedziałam córce o tym, także o tym, że chciałabym kogoś poznać, że za długo byłam sama.
Początki były tragiczne, czułam się jak kompletna idiotka, po tylu latach braku relacji z facetami, ale faktycznie, po roku poznałam K. Był tak jak ja po rozwodzie, 8 lat starszy. Też miał dorosłe dzieci. Jesteśmy razem już 5 lat, a ja mam wrażenie, że odczarowałam tą rodzinną klątwę. Agata zerwała z Piotrem po maturze, potem spotykała się jeszcze z Krzysiem, a od półtora roku jest z mężczyzną, z którym planuje przyszłość. Po latach spotkałam się też z moim ojcem. Polecieliśmy z K. do Nowego Jorku, napisałam do niego na FB i zaprosił nas do siebie. Po roku przyleciał do Polski, pierwszy raz od 20 lat.
Myślę dziś, że masa kobiet tkwi w takich rodowych schematach, nie bardzo rozumiejąc czemu historia się powtarza. Ja jestem pierwszą szczęśliwą kobietą w moim rodzie od dawna. Moja córka, wierzę w to głęboko, będzie druga.
Dla mnie uzdrawiająca była świadomość, że nie muszę żyć tak samo jak kobiety w moim rodzie, że chcę inaczej. Niby nic, ale tak naprawdę to wszystko zmieniło.
Jak wyjść poza pokoleniowe ograniczenia i stworzyć dobry związek?
Wspomniany już przeze mnie Mark Wolynn radzi: Jeżeli masz trudności w relacji, nie zakładaj automatycznie , że to twój partner/partnerka jest ich przyczyną. To co dzieje się między dwojgiem ludźmi jest pewnego rodzaju synergią zdarzeń – wzajemnego oddziaływania. Nie jest prawdą, albo bardzo, bardzo rzadko jest prawdą stwierdzenie, że jedna ze stron jest wyłącznie winna. Poszukiwanie winnych to w ogóle zły pomysł, jeśli chcemy mówić o porozumieniu, a nie iść do sądu. Lepiej będzie stwierdzić, że oboje z jakiś powodów w taki a nie inny związek weszliśmy i tak funkcjonujemy. I razem poszukać rozwiązania.
Żeby zaszła jakaś zmiana – pisze w „Blisko nie za blisko” psychoterapeuta i mediator rodzinny Paweł Droździak – człowiek musi spotkać się sam ze sobą. Zrozumieć sens własnych uczuć, własnych zachowań i własnych reakcji. Zobaczyć siebie jako istotę, której o coś chodzi.
To działanie powinno odbyć się razy dwa, bo zwykle z „chcenia” za kogoś też nic nie wychodzi. Warto jednak uznać, że zmiana nawet po jednej stronie zwykle coś daje – albo impuls do zmiany po drugiej, albo decyzję o tym, że jednak nie chcemy dalej iść.
Warto jednak pamiętać jeszcze o jednej rzeczy: zmiana – każda zmiana w związku czy poza nim wymaga czasu. Jeśli coś narastało, współistniało lat 10 czy 20, to oczekiwanie, że załatwimy to w tydzień czy miesiąc jest zwykle nieporozumieniem.
Tekst pochodzi z mojej książki “Miłość w czasach fast food” . Znajdziesz w niej wiele tematów związanych z miłością, związkami i samotności. Książka w formie e-booka w PDF, dostępna TUTAJ.
********
Historię rodowych uwikłań w relacje, ucieczki przed miłością i tego jakie ma to konsekwencje poruszam również w mojej powieści, którą już można kupić! Znajdziesz ją tutaj!
Fragmenty do przeczytania również na WATTPAD.
7 komentarzy
Polecam gorąco również wykłady dotyczące tego zagadnienia powadzone przez panią Magdalenę Sękowską z SWPS, dostępne na youtube : “Życiowe scenariusze powielane z pokolenia na pokolenie”., “Wzorce relacji, które wnosimy w nasze związki “
Bardzo ważny dla mnie artykuł. Dał mi nadzieję na to, że mogę być w życiu szczęśliwa i czuć się wartościowa, choć wszystkie kobiety w moim rodzie to depresja i nieudane zwiazki
To jest bardzo ciekawy temat. Pierwszy raz o takie zależności, między przodkami a mną dowiedziałam się na studiach podyplomowych. I już wtedy zauważyłam, że coś w tym jest, że ewidentnie moje życie jest jakby “prowadzone” pewnym schematem. Im starsza jestem, tym wyraźniej, to odczuwam, niestety nie są to fajne schematy. Czy mogłabym dostać od Pani jakieś tytuły, w których można jeszcze o tym poczytać, bo jak rozumiem źródła podane w artykule są tu podstawą, ale pewnie takich publikacji jest więcej, ale ponieważ nie chcę błądzić po omacku, liczę na jakąś podpowiedź. Pozdrawiam. Ewelina
Oprócz książki MArka Wollyna polecam jeszcze obie książki Anne Ancelin Schutzenberger – można zacząć od “Tajemnic przodków”.
Bardzo dziękuję 🙂
Trafiłam tu dziś.Przy porannej filiżance herbaty o 6… Czytam..czytam… i wyjść nie mogę…Zostaję. Ania, lat 43…
Idealny temat dla mnie.
Dziękuję za mądry tekst i pomocne komentarze
Ania B.