Rumunia, co by o niej nie mówić, nie jest z pewnością oczywistym kierunkiem. Ciągle traktowana jest jako kraj co najwyżej przejazdowy, mało znana, owiana tajemnicami i uważana za niebezpieczną. Prawda o Rumunii jest jednak zupełnie inna, a wszystkie te przekonania można między bajki (o wampirach;) włożyć. Odpowiedź na tytułowe pytanie o to, czy warto jechać do Rumunii jest jak najbardziej twierdząca, a ja z pewnością chętnie tam wrócę. Póki co jednak zapraszam Was na wycieczkę w wyjątkowe zakątki tego kraju!
Rumunię kojarzyłam właściwie tylko z historycznymi opowieściami, z przekonaniami o niebezpiecznych i kiepskich drogach, a także z legendami o wampirach. Niewiele wiedziałam o jej historycznym dziedzictwie, o miastach i miasteczkach rozsianych po wcale nie małym kraju, którego nie było szans przejechać przez ponad tydzień naszego pobytu. Chciałabym tam wrócić i pobyć “w jednym kawałku”, miejsce po miejscu, bez żalu, że czas goni, że jeszcze tyle zostało do zobaczenia… Wczuć się w klimat, nie spieszyć, nie mieć poczucia, że coś stracę. W końcu w podróżowaniu najbardziej cenię niespieszność, bycie i czucie. Tego mi tutaj trochę brakło, ale przecież to nie wina Rumunii!
Rumunia – parę informacji praktycznych
To oczywiście nie będzie przewodnik, ale garść informacji praktycznych warto przekazać. Po pierwsze dojazd. Ja byłam w Rumunii autem i najsensowniejsza trasa wiedzie przez Węgry, spokojnie można się zatrzymać w Budapeszcie, który ja osobiście uwielbiam i któremu jeśli tylko znajdę czas, poświęcę osobny wpis. Budapeszt ma wszystko co potrzebne do 1-2 dniowego postoju, a nawet o wiele więcej.
Naszym pierwszym przystankiem w Rumunii była Timisoara, do której z Budapesztu jest stosunkowo niedaleko, maksymalnie pół dnia jazdy.
Kolejnym miastem na naszej liście był Sybin, który zachwycił mnie już absolutnie autentyczną i świetnie zachowaną architekturą i klimatem.
To co rzuciło się mi w oczy właściwie od pierwszej chwili, to kolor; ten obecny w detalach, czasem w całych elewacjach, czasami wyblakły, a czasem bardzo intensywny. Drugą rzeczą był kontrast między tym co zniszczone, odchodzące już z pewnością w przeszłość, a tym co odrestaurowane i zatrzymane jeszcze na chwilę.
Rumunia jest w tym konsekwentna. Tu stare wcale nie miesza się z nowym. Tu stare jest bardzo stare i często liczy kilkaset lat. Takich miast i miasteczek, z architekturą konsekwentnie zachowaną nie od dziesięcioleci, ale od wieków, już naprawdę trudno szukać w Europie.
Zanim przejdziemy dalej jeszcze parę słów o noclegach i drogach. Tych ostatnich odrobinę się bałam, zwłaszcza że opinie o rumuńskich drogach możliwe do znalezienia w internecie były jednoznaczenie negatywne. To jednak wcale się nie sprawdziło. Drogi są przyzwoite, kierowcy wcale nie jeżdżą gorzej niż u nas, a przemierzając blisko 2000 kilometrów w Rumunii nie mieliśmy ani jednej sytuacji, o której mogłabym napisać jako o nieprzyjemnej.
Noclegi w Rumunii to kolejny temat: i tu jedna istotna informacja – nie jest specjalnie tanio, chociaż można znaleźć je w bardzo różnym budżecie. Standardowo warto przyjąć, że koszt noclegu za dwie osoby na dobę wyniesie minimum 250 zł. Odrobinę lepszy standard to koszt przeważnie około 300-350 zł za dobę.
Rumunia – Trasa Transfogarska, góry i niezapomniane wrażenia
Największe chyba wrażenie w Rumunii wywarła na mnie trasa Transogarska, uważana za jedną z najbardziej malowniczych tras w Europie. Na zdjęciach wygląda niesamowicie, a na żywo chyba tylko lepiej. Z praktycznych wskazówek: nie należy się bardzo obawiać przejazdu, chociaż faktycznie serpentyny mogą przyprawić o ból głowy. Trasa jest stosunkowa szeroka i nie miałam tutaj obaw o to, że jazda jest specjalnie niebezpieczna. Nie jedziemy jednym kołem nad przepaścią, chociaż widoki mogłyby to sugerować.
Trasa przez góry jest absolutnie oszałamiająca.
Drogę zbudowano w latach siedemdziesiątych, a w czasie jej budowy użyto podobno nawet ponad 6 mln kilogramów dynamitu. Budowa drogi w tym miejscu pochłonęła według oficjalnych informacji życie kilkudziesięciu żołnierzy – nieoficjalnie mówi się, że te liczby były o wiele większe. Był to projekt ogromnie skomplikowany, zwłaszcza że droga wymyślona z powodów politycznych przez Nicolae Ceaușescu powstała na miejscu dawnych szlaków górskich i leśnych i naprawdę to widać.
Nie będę się tu rozpisywać, po prostu sami zobaczcie.
Jednym z niezwykłych elementów tej wycieczki było spotkanie niedźwiedzi. Żyje ich tutaj kilkakrotnie więcej niż w Polsce i podobno są stałym elementem podróży tą trasą. Oczywiście nie wolno wysiadać z auta ani tym bardziej karmić dzikich zwierząt. Ten moment kiedy matka z małym wyszła po prostu na drogę, a potem szła obok nas poboczem, zapamiętam do końca życia.
Co zobaczyć w Rumunii?
Tak naprawdę odwiedziłam kilka miasteczek, a conajmniej drugie tyle warto by zapisać na liście do zobaczenia. Te, w których byłam również zostawiły niedosyt. Przepiękny jest Braszów, który chciałabym odwiedzić kiedyś poza sezonem turystycznym i który powitał nas magicznym mieszkaniem naprzeciwko Synagogi, w którym mogłabym na dłużej pomieszkać.
Przejazdem byliśmy w klimatycznej Sighisoara, potem w Kluz Napoka, a na końcu w Oradea, która ze wszystkich miasteczek podobała mi się chyba najbardziej. Przejechaliśmy przez słynny z cygańskich pałaców Huedin.
O każdym z tych miejsc można by napisać osobno, ale z braku czasu i możliwości, napiszę Wam tylko: jeśli będziecie mieć okazję, odwiedźcie kiedyś Rumunię. To piękny, pełen magii kraj, jeszcze mało turystycznie obecny na mapie Europy. Myślę, że w ciągu 10-12 lat to się bardzo zmieni – Rumunia jest mocno obecna w social mediach, powstają tam coraz piękniejsze i ciekawsze miejsca noclegowe, a ludzie szukają zakątków, których jeszcze nie odkryli, o których mało kto słyszał.
Warto tam pojechać zanim przez kraj zaczną przemierzać rzesze turystów, zanim szlaki będą zadeptane, a każde miejsce opisane z wszystkich stron.
Bardzo polecam!
A Ty gdzie byłaś, byłeś w tym roku? Jakie miejsce polecasz? Gdzie jeszcze warto Twoim zdaniem pojechać zanim stanie się to modne?