Przeczytałam o nim u Austina Kleona i krzyknęłam: EUREKA! Ilu z nas to ma! Boimy się zacząć, nie czujemy się kompetentni, im bardziej jesteśmy przygotowani i wykształceni, tym mocniej ogarniają nas wątpliwości i strach, że się skompromitujemy, pokażemy z niewłaściwej strony, wyjdziemy na durnia. Syndrom krętacza, syndrom oszusta – to przypadłość, która przytrafia się oględnie rzecz ujmując nie tym co trzeba.
Syndrom krętacza – Nie bój się porażki
Efekt Krugera – Dunninga – czyli czemu pewność siebie spada, zamiast rosnąć
Lepiej działać niż stać w miejscu
Statystycznie, z dziesięciu projektów, udaje się jeden. Nie dlatego, że był najlepiej przygotowany. Powodzenie to coś więcej niż równanie z jedną niewiadomą. W grę wchodzą różne czynniki i nie jest to wyłącznie nasza kompetencja lub jej brak. Porażka, nigdy nie jest wyłącznie klęską. To także lekcja, która mówi nam każdorazowo, jak się czegoś nie robi. Z tej nauki płynie mądrość, ta z kolei buduje naszą kompetencję. Koło się zamyka.Ten cykl, daje nam też coś nie mniej ważnego: wewnętrzną pewność, że nawet jeśli zdarzy się nam popełnić błąd, coś się zawali, to zdołamy się z tego wykaraskać.
W końcu nie raz już to robiliśmy, prawda?
Skąd się wziął syndrom krętacza i jak sprawić, aby naszych dzieci dotyczył mniej?
Syndrom oszusta, czy inaczej krętacza, to coś, co często wynosimy z dzieciństwa i wczesnej młodości – także z pełnym koszem kompleksów. Jak sprawić, żeby nasze dzieci nie miały tego problemu, aby potrafiły uczciwie i bez popadania w przesadę ocenić swoje kompetencje?
Kluczem, jak zwykle jest sensowne wychowanie. Dzieci, które są wychowywane w poczuciu omnipotencji, chwalone i ubóstwiane, często dorastają z poczuciem bycia kimś kto oszukuje i musi ukrywać przed światem kim naprawdę jest. Nie dowierzają w te wszystkie zachwyty i mocniej niż inni widzą, że porażka może zawieść nie tyle ich co innych. Podobnie jest z dziećmi, które są narażone na wieczną krytykę i bez ustanku oceniane.
Gdzie jest złoty środek?
Może w tych słowach?
Gdybym mogła od nowa wychowywać dziecko,
Częściej używałabym palca do malowania, a rzadziej do wytykania.
Mniej bym upominała, a bardziej dbała o bliski kontakt.
Zamiast patrzeć stale na zegarek, patrzyłabym na to, co robi.
Wiedziałabym mniej, lecz za to umiałabym okazać troskę.
Robilibyśmy więcej wycieczek i puszczali więcej latawców.
Przestałabym odgrywać poważną, a zaczęła poważnie się bawić.
Przebiegałabym więcej pól i obejrzała więcej gwiazd.
Rzadziej byłabym nieugięta, a częściej wspierała.
Budowałabym najpierw poczucie własnej wartości, a dopiero potem dom.
Nie uczyłabym zamiłowania do władzy, lecz potęgi miłości.– Diane Loomans, “Full Esteem Ahead”
Nie da się rozwijać bez ryzyka porażki
Bo cokolwiek robimy, jak bardzo kompetentni nie jesteśmy, zawsze coś może się nie udać. Jak z tym żyć? Jak przestać czekać aż przyjdzie taki dzień, w którym poczujemy, że teraz już można?
Nieprzypadkowo ten tekst zaczyna się od Van Gogha. Na koniec również wróćmy do niego:
“Powiadam ci, jeżeli chce się być aktywnym, nie trzeba się bać, że się czasem zrobi coś niewłaściwego, nie trzeba się bać, że się popełni jakiś błąd. Żeby stać się dobrym, nie wystarczy – jak sądzi wielu – nie robić nic złego; to jest kłamstwo, sam mówiłeś dawniej, że to jest kłamstwo. Prowadzi to w końcu do stagnacji i do przeciętności. Nasmaruj coś na płótnie, skoro widzisz, że jest białe i tak jakoś idiotycznie się patrzy.
Nie masz pojęcia, jak to działa paraliżująco, gdy człowiek wpatruje się w takie białe płótno, które mówi do malarza: nie nie potrafisz. Takie płótno potrafi patrzeć zupełnie idiotycznie i tak potrafi fascynować niektórych malarzy, że potem idiocieją.
Wielu malarzy boi się białego płótna, ale białe płótno boi się malarza z prawdziwym temperamentem, malarza, który potrafi przełamać owo fascynujące “nic nie potrafisz”. Także życie jako takie z reguły pokazuje człowiekowi tylko tę swoją białą stronę, nieskończenie nic nie mówiącą, deprymującą swą beznadziejnością, bo nic na niej nie ma, jak na białym płótnie malarskim. Ale choć życie wydaje się nic nie mówiące, czcze, umarłe, to jednak człowiek obdarzony wiarą, energią i gorącym sercem, człowiek, który wie swoje, nie tak prędko da się wystrychnąć na dudka.”
To jak? Znajdziesz w sobie odwagę?
17 komentarzy
Prawda 🙂
Tak to jest, że często czekam aż będę na coś odpowiednio przygotowana, będą spełnione jakieś oczekiwane przeze mnie warunki, a przecież jeśli tak nie będzie, jeśli nie będę, w moim odczuciu, perfekcyjnie przygotowana… to może mnie wiele ominąć, bo nie zdążę spróbować wcale. W ten sposób całe życie można unikać wszelkich działań i podejmować się jedynie tych, które są nieuniknione, a nie tych, które mogą nam pomóc z czasem nawet spełnić marzenia. Watro działać już teraz i nie porównywać się z innymi. Każdy z nas ma inny "start" w życiu ale osiągnąć możemy więcej niż inni, chociaż to samych siebie plasujemy na słabszej pozycji. Dziękuję za dzisiejszy wpis.:)
Proszę bardzo 🙂
Moim zdaniem dzisiaj nadużywa się słowa "profesjonalny" i z tego pewnie też wynikają nasze obawy: że nie jesteśmy wystarczająco profesjonalni.
Tylko co to znaczy…?
a do tego nawet "profesjonaliści" nie zawsze czują się " kompetentni" 🙂
Ja to nazywam byciem 'good enough'. Trzeba czuć się wewnętrznie good enough, żeby podjąć ryzyko i zacząć działać. Nawet jeśli poniesiesz porażkę, to pozostajesz good enough, bo ta porażka cię nie określa. Jesteś kimś więcej niż twoje kompetencje i zdolności. Staram się tak patrzeć na siebie i na to co robię. Wychodzi różnie:)
Dzięki za motywujący tekst na dobry początek tygodnia!
dodałabym, że to good enough jest płynne, co innego oznacza dziś, co innego jutro 🙂 Ale bardzo trafne, dzięki:)
Od pewnego czasu walczę z tym wewnętrznym krętaczem robiąc cokolwiek, choćby najmniejszą rzecz, idąc chociaż o krok w kierunku, który wybrałam. I chyba rzeczywiście jest to właściwy sposób postępowania z tym syndromem 🙂 Odpuszczam sobie perfekcjonizm (na ile tylko się da ;)) Pozdrawiam!
Trzymam kciuki Aga 🙂
Elizabeth: też przerabiam ten ten temat 🙂 ale kiedyś w pewnej książce przeczytałam, "że najbardziej doskonałe jest to, że sami jesteśmy niedoskonali" I od tamtego czsu trzymam się tego zdania i jest mi z tym dobrze 🙂
Dzięki za post, poczucie niekompetencji i bycie oszustem choćby w stosunku do tego co mam w CV towarzyszy mi bardzo długo. Nie startuję nawet do żadnej pracy, bo z czym do ludzi…
Mat, współczuję. I co z tym zrobisz?????
Znów akurat to, czego dziś potrzebowałam. Tylko w teorii proste, a kiedy się ma moment spadku chwiejnej pewności siebie, bo wszyscy dokoła lepiej sobie radzą z życiem i się przez to poczucie niekompetencji odbiera sobie szansę? Nie odezwę się przy człowieku, który lubi dyskutować merytorycznie, ale agresywnie, popisując się ile zna mądrych słów, bo może powiem coś głupiego. I zamiast podjąć wyimaginowane ryzyko, że mogę się skompromitować, milczę, przez co sprawiam wrażenie głupiej na pewno. Nie pochwalę się czymś fajnym w perspektywie, bo boję się, że ktoś wie i powie, że to nie ja, a kto inny, bardziej kompetentny, powinien być na tym miejscu. Nie poproszę o pomoc, bo wtedy musiałabym się przyznać, że nie wiem i nie potrafię. Nie powiem, jaką pracę bym chciała, znajomym który mogą mieć przydatne kontakty, bo przecież w tej materii żadnego prawie doświadczenia, a ogólna inteligencja i elokwencja jednak niewiele ponad przeciętną i wyśmieją za plecami, że z czym do ludzi. To jest pułapka. I sama się napędza im dłużej się zwleka z wyrwaniem się i odkryciem, że prawdopodobnie nic takiego złego się nie wydarzy. I że ci co mają fajniejsze CV wcale nie muszą być bardziej kompetentni, kiedy się spojrzy na to co i jak robią w praktyce.
Bardzo, bardzo dziękuję za ten tekst. Dzisiaj w punkt. I to nie pierwszy raz u Ciebie tak się zdarza. Los mi sprzyja dając Twoje przemyślenia:)
Bardzo ciekawy tekst. Dzięki 🙂
Znakomity tekst. Świetnie się czyta 🙂
dobre pytanie