Znasz ten kawał o drwalu, który rąbie drzewo tępą siekierą? Przypadkowy przechodzień, oniemiały daremnością jego pracy i nieproporcjonalnym do efektów wysiłkiem, pyta, czemu jej nie naostrzy? Drwal przewraca oczami i z wściekłością odpowiada, że nie ma czasu na głupoty, musi przecież rąbać drewno. Inna wersja tej opowieści, ma za bohaterów robotnikach budowlanych, którzy wozili w kółko pustą taczkę, bo tacy byli zajęci, że nie było czasu załadować. Czy z nami, w naszych historiach i zmaganiach, nie jest czasami podobnie?
Życie to nie bajka, ani opowieść z morałem, ale często wygląda to dokładnie tak, jak w tej historii. Wbrew pozorom dotyczy to bardzo szerokiego spektrum spraw. Można się śmiać, tylko czy my nie żyjemy często jak w tym kawale? Biegamy bez opamiętania, supłamy problem za problemem, a brakuje nam chociaż naparstka zdrowego rozsądku, który kazałby
usiąść, przyjrzeć się narzędziom, zadaniu, emocjom, wszystkim tym „muszę”, „trzeba” „świat się zawali jeśli przestanę”.
usiąść, przyjrzeć się narzędziom, zadaniu, emocjom, wszystkim tym „muszę”, „trzeba” „świat się zawali jeśli przestanę”.
Ile razy mówiłaś, mówiłeś:
Nie mam na to teraz czasu.
Pomyślę o tym jutro.
Może po wakacjach.
Teraz nie ma co myśleć, trzeba robić.
Z tego biegu bierze się większość naszych wymówek i braku zrozumienia wielu problemów. Wiele z nich da się szybko rozwiązać, czasami rozwiązaniem jest zmiana narzędzi albo zaprzestanie robienia rzeczy daremnych. Dobrze tu pasuje opowieść o jeździe na martwym koniu – którą w ramach zatrzymania warto przeczytać.
“Nie mam czasu na rozwój” , “nie mam kiedy o siebie zadbać” , “nic nie mogę zmienić”, “jeśli okażę światu moje zmęczenie, słabość, jeśli odmówię udziału we wspólnym kieracie, to wypluje się mnie do kosza jak pestkę po zjedzonej śliwce”.
Czasami działanie w kieracie jest tak intensywne i silne, że pozbawia nas nie tylko sił, zdrowia i sensu – ale życia. Dobrze zatrzymać się chwilę wcześniej niż nad przepaścią.
Chwila ciszy i zastoju nas przeraża, a tam znajduje się większość rozwiązań
Jak to najczęściej bywa, w tym co budzi nasz lęk, znajduje się najczęściej nasze rozwiązanie. “To co dzieje się z kimś, kto treści dotąd nieuświadomione włącza do świadomości, jest wprost nie do opisania. Tego można tylko doświadczyć – pisał Carl Gustav Jung.
Co może obudzić naszą świadomość? Lustro, sadzawka, oczy drugiego człowieka, medytacja, zatrzymanie się, czy wreszcie zwyczajne, uczciwe zadanie ważnych pytań. Co robię i po co? Co powoduje mój ból? Jakie jest źródło moich problemów? Czego mi potrzeba, żeby je rozwiązać?
Usiądź, połóż się, stań po środku drogi. Zastanów się gdzie i po co idziesz. Czy i Ty, przypadkiem, nie jeździsz cały tydzień, cały rok, całe życie, z pustą taczką, bo tyle masz spraw, że brakuje czasu, żeby załadować?
9 komentarzy
Dzięki Małgosiu, ostatnio mocuję się z bliską osobą, która tak zasuwa z tą pustą taczkę w te w wewte. I obarcza wszystkich dookoła pretensjami, że ma tak ciężko. Na uwagę, że wozi powietrze, oburza się i złości. Trudne. Z miłością staram się towarzyszyć, ale czasem mam ochotę odwrócić się na pięcie i zostawić ją w tym bezsensownym biegu…
Syndrom "pustej taczki"… To chyba dość powszechne zjawisko… Powodzenia! Trzymam kciuki!
Czytasz mi w myślach już któryś raz. Właśnie kiedy okoliczności mnie zmusiły do zmiany, już od dawna biegałam z pustą taczką. Wtedy nie da się nigdy naprawdę odpocząć, zresetować się, można próbować robić więcej (biegać szybciej, zostając przy tej metaforze), ale to tylko pogarsza sytuację, no widać, że nie ma w tym sensu,
Kochana,
pasuje mi tu jeszcze jedna metafora: jazdy na martwym koniu:) Pamiętasz?
Tej nie znam – i dobrze, bo akurat martwe konie, jakkolwiek strasznie by to w prawdziwym świecie nie zabrzmiało, kojarzą mi się dobrze. Z humorystycznym fantasy Terry'ego Pratchetta. W tamtym świecie Śmierć jeździ na zwykłym rumaku, bo kościane i ogniste robiły wrażenie, ale były kłopotliwe. A autora polecam – to jest taki typowy humor brytyjski, gdzie niby dużo absurdu i ironii, a naprawdę celne obserwacje dotyczące naszego świata, no i czasem zdarzają się zdania tak przeraźliwie, smutnie prawdziwe.
A to przeczytaj, bo jest fajna: http://manufaktura-radosci.blogspot.com/2012/04/na-martwym-koniu.html
I napisz mi koniecznie o co chodzi z tym koniem Pani Śmierci bo mnie zaintrygowałaś!!
Pana Śmierci 🙂 Skądinąd tutaj całkiem sympatycznej jednej z ulubionych postaci fanów tej humorystyczno-fantastycznej serii. Otóż tak dla kontrastu z mrocznym wizerunkiem kościotrupa w pelerynie i z kosą (który ma przybraną córkę i wnuczkę i czasem potrzebuje urlopu), jeździ na zwykłym koniu, o imieniu Pimpuś. I to dlatego iż "Śmierć zrezygnował z ognistych wierzchowców i końskich szkieletów, bo stwierdził, że są niepraktyczne. Zwłaszcza te ogniste. Stale podpalały własną ściółkę, a potem stały w środku pożaru z zakłopotaną miną." To akurat poboczny element komiczny, chyba robi wrażenie tylko na tych, co znają całokształt. Humor w ogóle jest w tej serii specyficzny i albo się go "kupuje" z całym absurdem i abstrakcją, w zamian za odniesienia do rzeczywistości, albo nie. Było też gdzie indziej o myśleniu, które dziś linkowałaś na fejsie: "Jak się tak leży godzinami w nocy, to myśleniem można zajść bardzo daleko i w bardzo dziwne strony, wiesz."
Ja też się tak miotam w swoim życiu… czy wożę na pusto? Nie wiem? Czy z czegoś zrezygnować? Z czego? Wszystko wydaje się być ważne… Karmie piersią, mam 1,5 roczne dziecko, pracuję zawodowo, na etat, nawet jak się obrobię nie mogę wcześniej wyjść z pracy, po pracy resztę dnia spędzam w kuchni, bo trzeba zdrowo zjeść, żeby nie chorować i mieć energię na wszystko inne, jak się gotuje zupa to czasem wskoczę na rower stacjonarny, bo na inna formę nie mam czasu, po kolacji kapanie z córeczka, usypianie jej przy cycusiu i jak starczy sił poczytanie książki… Nie ma żadnych fajerwerków, oglądania tv, jest tylko gotowanie, zabawa z dzieckiem, a ja gonię w piętkę, jestem zmęczona i zastanawiam się co i jak robię źle?
Też tak czasem biegam. Na szczęście w moim życiu było kilka wstrząsów, które nauczyły mnie między innymi zatrzymania. Staję w drodze i pytam siebie, co ja właściwie robię, czy robię to co dla mnie dobre, co przynosi coś? Czy tylko biegnę, bo muszę i nie widzę pustej taczki, tak bardzo skoncentrowana jestem na biegu. Wstrząsy nauczyły mnie skupienia, uważności i asertywności.