“Kościół mówi: ciało jest grzechem. Nauka mówi: ciało jest maszyną. Reklama mówi: ciało jest biznesem. Ciało mówi: jestem fiestą” – ja mówię – jestem kobietą i biorę w tej fieście udział. Z całą radością na jaką mnie stać. Dziś mam dla Was bardzo osobisty tekst o tym, jak odzyskałam swoja kobiecość i gdzie szukać jeśli Twoja się gdzieś zagubiła.
Moja kobiecość przyszła do mnie o wiele za wcześnie i może dlatego nie przyjęłam tego daru z należytym mu honorem. O zbyt wczesnym dojrzewaniu lepiej opowiedzą lekarze, ale psychologicznie bywa ono sygnałem od ciała, który mówi o tym, że dziecko czuje, że musi być SZYBKO dojrzałe.
Pierwsza miesiączka w wieku 10 lat, szybka droga w kierunku dorosłości – to wszystko nie było proste. Tak się w moim życiu złożyło, że urodziłam się w rodzinie, w której nie bardzo mogłam być dzieckiem. Może dlatego kiedy stałam się również kobietą, trudno mi było się w tym stanie odnaleźć.
Tu zostawię małe wtrącenie: jeśli wasze dzieci są NAD WYRAZ dojrzałe – nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim emocjonalnie, psychologicznie, to wcale nie jest dobra wiadomość. Dojrzałość powinna przychodzić o czasie. Jeśli przychodzi za wcześnie – to niedobrze. Warto to rozważyć i poszukać powodów.
Kiedy byłam nastolatką, wolałam na siebie nie zwracać uwagi chociaż, jak to często bywa, bardzo tej uwagi pragnęłam. Kiedy patrzę na zdjęcia z tego czasu widzę przede wszystkim szerokie koszulki i swetry, krótkie włosy i trochę chłopięcą twarz.
Przez jakiś czas nosiłam okulary i wyglądałam w mojej opinii starzej niż 20 lat później;) Takie to były czasy, a moja kobiecość sprawiała mi same problemy. Była okresem, który budził zawstydzenie i konieczność “organizowania” środków higienicznych, które były drogie i niekomfortowe, była jeansami które przecierały się na zaokrąglonych udach, wreszcie była myśleniem o tym, by podobać się za wszelką cenę, pasmem diet odchudzających, oraz krytycznego spoglądania w lustro.
I tak minęło wiele, wiele lat. Z niepewnej siebie nastolatki wyrosła równie niepewna siebie kobieta, która miała jeszcze wiele lat szukać swojej drogi. Powiem Ci jednak, że chociaż nie jest to bajka i droga jak to droga, wcale się nie skończyła, to ta historia ma i myślę, zawsze będzie miała szczęśliwe zakończenie.
W poszukiwaniu kobiecości
Wiesz co jest zadziwiające? Że najczęściej kiedy nasza kobiecość jest najświeższa i najbardziej urocza, to my wcale, ale to wcale tego nie widzimy. Ile znasz 20- 25 latek, które doceniają siebie, swoją urodę, swoją kobiecość, które potrafią się tym cieszyć, bez kompleksów, poprawek, pragnienia czegoś innego, wiecznej tęsknoty za zmianą? Kiedy patrze dziś na tą dziewczynę, którą byłam, zastanawiam się o cholerę mi chodziło? Czemu byłam taka niepewna siebie? Niezadowolona z tego jak wyglądam? Czemu się oszpecałam i chowałam? Znasz to? Jestem pewna, że tak.
W tamtym czasie miałam oczywiście momenty lepsze i gorsze, ale moja kobiecość wracała do mnie bardziej na chwilę niż na stałe.
Już jako matka napisałam historię, bajkę o kobiecie, którą zgubiłam. A brzmiała ona tak:
Pytają mnie czy wróciła, czy na nowo zasiadła na moim krześle: ta którą byłam kiedyś, zanim zaczęłam wszystko mnożyć przez dwa, zanim pojawiło się ONO. Nie, nie wróciła. Ona bywa, wpada w odwiedziny, porywa mnie jak wiatr jesienne liście, głaszcze po włosach, maluje mi paznokcie. Mimo mojej tęsknoty nie chce mieszkać w moim domu. Staje czasem w drzwiach, włosy zmierzwione od wiatru, spódnice zamykające koło okręgu, ledwo co zatrzymane w obrocie, bransoletki na przegubach dłoni, ten uśmiech, pół szept, pół zaproszenie, ciągle mówi, że to jeszcze ze wcześnie. Porywa mnie czasami ze sobą: w dni jak kryształ, kiedy powietrze świeci jasnym blaskiem, kiedy chłodny szmer rozszerza mi pęcherzyki płuc, kiedy się zapomnę i zadepczę codzienność – znów jestem pojedyncza. Pędzimy przez miasto, puszczamy życiu oko, przeglądamy się w wystawach i gubimy porządne myśli. Czuję się wtedy jakby spłynęła ze mnie cała szarość: nitki smutku jak krople – u palców, u nadgarstków, zmęczenie jak pancerz, znudzenie jak pokutny worek, unoszę się na balonikach marzeń, lecę wysoko. Kiedy jej nie ma zbyt długo, zwijam się w kłębek, nawlekam na dłonie koraliki, odprawiam rytuały przywołania: zapraszam, szepczę, kupuję kolorowe bluzki. Osnuta w róż i czerwień, jak w wojenną tarczę, szukam jej po świecie i wypatruję. Bez niej mnie nie ma. Bez niej usycham. Zdaje się na jej kaprysy, na jej chimeryczną nieobecność, wszystko wybaczam i ciągle czekam. Kiedy w końcu wróci? Ile dni, ile godzin? Licznik bije, ja czekam – Bogini Matka we mnie, Bogini Kobieta, ciągle krok przede mną.
Nie przypuszczałam wtedy, że będę jej tak długo szukać, tak długo na nią czekać. I że któregoś dnia, jak to bywa w bajkach i w życiu, jednak ją odnajdę.
A było to tak…
W życiu kobiety ( mężczyzny oczywiście też, ale dziś o kobietach), są momenty graniczne. Są to często pierwszy poważny związek (niekoniecznie małżeński), urodzenie dziecka, ukończenie 35 czy 40 lat. Ważną datą wydają się właśnie 35 urodziny. Z doświadczenia i obserwacji mogę powiedzieć, że 30 urodziny rzadko są dziś ważną cezurą, ale 35 jest momentem granicznym – wiemy wtedy, że ta wczesna młodość jest już za nami, zaczynamy na siebie inaczej patrzeć. W wielu kulturach, ten wiek jest zresztą symbolicznie uznawany za koniec młodości. Kobieca płodność w tym wieku spada. Dziś oczywiście wszystko się przesunęło, wiele z nas dopiero na tym etapie myśli o dzieciach, czuje że dojrzała, niemniej fakty są nieubłagalne: czas dla nas płynie trochę inaczej i po 35 roku życia, nie jesteśmy już na typ etapie, który trwał od 20 urodzin i oznaczał pełną, soczystość młodość.
Kiedy skończyłam 35 lat, zaczęły się dziać w moim życiu zmiany. Zobaczyłam, że miejsce w którym jestem, niekoniecznie jest tym, którego pragnę. Zaczęło mi być niewygodnie i to w sposób, którego nie dało się już dłużej bagatelizować. Może znasz to uczucie: na początku jest jak kamyk w bucie. Wydaje Ci się, że to nic takiego, że można tak iść, ale po jakimś czasie staje się nie do zniesienia. Czujesz to rano kiedy wstajesz i wieczorem kiedy zasypiasz. Wraca do Ciebie w snach. Próbujesz mówić sobie: daj spokój, to nic takiego, nie przesadzaj, nie dramatyzuj, zajmij się czymś, inni mają gorzej, o co Ci do cholery chodzi, ale to wcale nie pomaga. Frustracja i wściekłość narastają i są jak rzeka: któregoś dnia po prostu występują z brzegów.
Jeśli czytacie mnie od dawna, to wiecie, że chwilę później skończyło się moje małżeństwo, chorowałam, czekała mnie wyprowadzka i budowanie swojego życia na nowo.
Więcej o tym tutaj:
Kobiecość jest trudna, bo świat mówi nam jak to jest być kobietą i jak absolutnie nią nie być
“Wszyscy jesteśmy ogniem zapakowanym w ciało, staramy się tylko wyglądać na chłodnych” – przeczytałam u Glennon Doyle i uświadomiłam sobie, że moje prawie całe dorosłe życie było z jednej strony temperowaniem kobiecości, a z drugiej tęsknota za nią.
Od kiedy jesteśmy małymi dziewczynkami dostajemy cały zestaw przekonań i obrazów, w które mamy się wtopić. To rodzi także nasze własne oczekiwania i przekonania.
Kobiecość jest niebezpieczna – uważaj z kobiecością – brzmiało moje – wdrukowane gdzieś bardzo głęboko w ciało – stare, bardzo stare, mające z pewnością wiele pokoleń.
Twoja kobiecość może narażać na niebezpieczeństwo Ciebie i innych – brzmiało kolejne, które wracało do mnie w snach. To były obrazy pełne ognia i wody, z których kilka razy w życiu obudziłam się z krzykiem, zaskakując samą siebie.
Z drugiej strony świat również nie pomagał. “Bądź taka, bądź owaka. Kobiety tak nie powinny robić. Kobiety są inne. Jeśli chcesz być prawdziwą kobietą, musisz zadbać o to albo tamto. Musisz być lepsza, inna”.
Ile razy słyszałaś, że jesteś za głośna?
Za cicha?
Za gruba, za chuda, za ekspresyjna, że ubierasz się niekobieco, zbyt kobieco?
Historie dla dzieci przestrzegają nas, że dziewczynki, które odważa się zejść ze ścieżki i odkrywać, zostaną zaatakowane przez dużego złego wilka albo ukłują się śmiercionośnym wrzecionem, więc uczymy się nie ufać własnej ciekawości. Przemysł kosmetyczny przekonuje nas, że nasze uda, skóra, paznokcie, usta, rzęsy, włosy na nogach i zmarszczki są obrzydliwe i trzeba je zakrywać albo poprawiać, więc uczymy się nie ufać ciału, w którym żyjemy. (…) Nie urodziłyśmy się z brakiem zaufania i ze strachem wobec siebie samych. To był element poskramiania nas.”
Tysiąc razy słyszałam, że nie powinnam, że nie wypada, poskramiałam moją kobiecość, nie ufałam naturalnym instynktom i tu pewnie spodziewasz się, że zdarzył się cud, cezura, jak w bajce – książę, kareta albo chociaż ferie barw, ale w życiu rzadko bywa jak w bajce i nic takiego się nie zdarzyło. Odzyskiwanie kobiecości jest i było u mnie procesem. A powrót do siebie, jest drogą, a nie celem, który można osiągnąć jak szczyt góry. Idzie się tam nieraz całe życie.
Jak to się zaczęło? Od słuchania siebie. Od odpowiadania na swoje pytania. Od błądzenia. Poszukiwania odpowiedzi. Czasami głupich decyzji, które kazały mi wybierać niezbyt mądre rozwiązania problemów, które sama stworzyłam.
Wszystko to jednak było elementem drogi. Drogi do siebie.
“Często kobieta musi prawie umrzeć, zanim pozwoli sobie żyć tak jak chce”.
Napisałam kiedyś taki tekst o tym, aby nie czekać, aż będzie za późno. O odkładaniu się na półkę za pracą, domem, zwierzętami do ogarnięcia, a nawet podłogą do umycia. Siebie same stawiamy często na końcu kolejki, a z wyrażaniem kobiecości, z życiem w sobie jako kobiecie, czekamy aż dzieci dorosną, aż będzie więcej, czasu, aż zrobimy karierę, załatwimy problemy – niepotrzebne skreślić.
Kobiety doprowadzają się w tej drodze często w dziwne miejsca. Jak pisze moja ukochana Clarissa Pinkola Estes prawie do miejsca kompletnego unicestwienia. Czasami, żeby się obudzić potrzebna jest aż choroba, strata, poważne życiowe kłopoty – dopiero one działają otrzeźwiająco, a i to nie za każdym razem.
To co chcę Ci dziś powiedzieć, to przede wszystkim to, aby nie czekać za długo. Aby siadać i słuchać ciała, aby iść za jego głosem i jeśli poszukujesz, jeśli Twoje życie uwiera Cię jak kamyk w bucie, to usiąść na ziemi, zdjąć but i zobaczyć czym jest to co uwiera. Tak się szuka kobiecości, tak się szuka siebie.
Czasami da się to szybko zmienić. Czasami te zmiany oznaczają życiową rewolucję. Jednak warto pamiętać, że poszukiwanie siebie, swojej ścieżki, nigdy nie jest błędem. Czasami oznacza pójście przez jakiś czas trudniejszą ścieżką. Ale kiedyś w końcu wyjdziesz z tego lasu i gwarantuję Ci to własnym doświadczeniem: wyjdziesz odmieniona.
Kobiety są takie, jakie chcą być
To czego nauczyła mnie moja droga, to przede wszystkim to, że kobiecość ma wiele odcieni, barw i przede wszystkim jest ZMIANĄ. Zmieniamy się nieustannie, nawet w czasie jednego cyklu miesiączkowego, rośnie i spada nasza witalność, energia, ochota na seks, zmysłowość i potrzeba jej odczuwania. Jeszcze większe zmiany zachodzą w nas na poszczególnych etapach naszego życia: moja kobiecość – co jest doświadczeniem bardzo wielu kobiet, rozkwitła w pełni w okolicy 40 -tki, a nie jak się powszechnie uważa, po 20 roku życia.
Nasza kultura w tym wieku widzi już schyłek kobiecości, zwłaszcza, że dla wielu kobiet w tym okresie lub chwilę później, zacznie się menopauza, klimakterium. Co ciekawe – to słowo w języku greckim nie oznacza żadnego schyłku czy końca, ale “punkt kulminacyjny”, “najwyższy stopień wtajemniczenia”.
Która z nas o tym wie? Którą nauczyła tego mama, babcia?
Kobiecość rozwija się z nami, a nie zwija – chyba że damy sobie wmówić, że wszystko co piękne już za nami. Pamiętaj, to okrutne kłamstwo, wymyślone przez świat, który nie docenia kobiet w drugiej połowie życia.
Druga lekcja w odnajdowaniu kobiecości to była AKCEPTACJA. Tego, że mogę się zmieniać. Tego, że nie na wszystko mam wpływ, a jednocześnie otwartość na to, jakie dary przynosi DOJRZAŁOŚĆ.
Co dostałam od mojej:
- więcej luzu, wolności: mniej wymagań każdego rodzaju, które mnie ograniczały, kazały się docinać, dopasowywać, niczym do za małego ubrania.
- więcej świadomości: tego co lubię, czego pragnę, czego nie chcę i po co pragnę z całej siły sięgać.
- więcej odwagi: do sięgania w życiu po dobre rzeczy, do nie podlegania wiecznej ocenie, do wzruszania ramionami, kiedy ktoś mnie ocenia, mówi, że to nie wypada, nie wolno, bo to zwykle jest wyłącznie jego problem, jego projekcja, jego ograniczenia, często wpojone przez kulturę, wychowanie itp.
Kobiecość – czym jest, a czym nie i czemu ciągle mamy z tym problem?
Bądź świadomą kobietą – dla siebie, dla swojej córki, syna, innych kobiet
Nie mogłam skończyć tego tekstu, bo ciągle przychodziły mi do głowy nowe tematy, nowe aspekty do poruszania, ale uświadomiłam sobie, że to bardziej temat na książkę, niż na artykuł. Dlatego ostatni akapit będzie krótki i będzie apelem.
Odnalazłam swoją kobiecość po latach, idąc naprawdę naokoło, ale dziś jest ze mną każdego dnia, wstaje ze mną i zasypia, maluje paznokcie, wybiera sukienki, czesze włosy i uśmiecha się do lustra. Jest cieszeniem się z ciała i rozkoszy, otwieraniem się na to co dobre i piękne, przyjmowaniem, ofiarowywaniem, smakiem, radością i głośnym śmiechem.
Czasami jest melancholijna i spokojna, a czasami tańczy na ulicy i w windzie. Wybiera ludzi, którzy potrafią ją docenić taką, jaką jest, a nie takich, którzy chcą ją zmieniać, albo deptać jej granice.
Przed punktem kulminacyjnym, którym jak napisałam wyżej jest klimakterium czuję się jak kobieta z obrazów hiszpańskich mistrzów, tańcząca życiowe flamenco w kolorowych sukniach. Pilnuję tego, aby nikt nie gasił mojego wewnętrznego dnia, podsycam go życiem, namiętnością i odwagą.
Bardzo polecam Ci to miejsce.
Jeśli znalazłaś, wiesz o czym mówię. Jeśli szukasz – nie przestawaj. Świat dziś, potrzebuje świadomej, pełnej kobiecości. Tej, która się nie wstydzi, tej która nie rezygnuje z siebie, tej która wybiera siebie, żeby nieść piękno światu. To jest lekarstwo na bardzo wiele rzeczy w tym świecie: na nasze znużenie, smutek, na strach przed sięganiem po więcej, na brak poczucia sprawczości. Potrzebują tego i kobiety i mężczyźni. Potrzebują nasze córki, żeby mogły wybierać swoją kobiecość bez winy i wstydu, według prawdziwego, a nie zmanipulowanego obrazu, bo na przykładzie uczymy się najszybciej. Potrzebują synowie: żeby mogli oswajać się z kobiecością, a nie uczyć o niej z social mediów czy filmów dla dorosłych.
Potrzebujemy wreszcie my same: żeby swoją kobiecość, swoje siostrzeństwa, traktować jako przywilej, a nie ciężar.
Dbaj o siebie Siostro!
Jestem bardzo ciekawa waszych historii, a książkę o kobiecości, pewnie kiedyś napiszę. I to będzie właśnie jeden z moich punktów kulminacyjnych 🙂
Dziękuję Ci, że mnie czytasz!
Małgosia
Po więcej inspiracji zajrzyj do moich książek!
6 komentarzy
Małgosiu, bardzo się cieszę, że kwitniesz, widzę na to zdjęciach, które wrzucasz. Przeczytałam Twój wpis ze wzruszeniem. Myślę, że jest bardzo potrzebny kobietom na różnych etapach życia.
Natomiast nie jest prawdą, że ciało jest grzechem, Kościół tak nie mówi, to szkodliwe uproszczenie.
Dorotko,
dziękuję.
Co do kościoła, na pewno mamy nie od wczoraj zupełnie inne spojrzenie. Oczywiście są różne oblicza kościoła, nie jest to chyba też specjalnie miejsce żeby to szczegółowo roztrząsać, wiem co masz na myśli i oczywiście jest w tym zdaniu uproszczenie, niemniej to zdanie o grzechu, o ciele jako “siedlisku” pokus i grzechu właśnie wiele kobiet i mężczyzn słyszy. Dlatego go użyłam. Kościół używa też sformułowania o ciele jako świątyni ducha – tak dla równowagi warto zaznaczyć, niemniej ten przekaz o grzechu pokutuje w bardzo wielu z nas.
Tekst jest na prawdę wspaniały! Czytalam i nie chcialam żeby sie kończył. Bardzo wiele dobrego niesie za sobą i mysle ze kazda kobieta powinna go przeczytać nie wazne na jakim etapie zycia jest. Znalazlam sie wlansie w miejscu które jest dla mnie dziwnie nie moje. Niby ok, a jednak coś nie tak. To co napisalas jest dla mnie ogromną wskazówka. Dziękuję! Szukalam możliwości udostępnienia tekstu ale nie widziałam wzmianki o nim na instagramie. Liczę ze bedzie gdzies dostępny w pozostalych mediach bo jest naprawde wartościowy. Pozdrawiam serdecznie
Hej!
Jakbym czytała o sobie, do mnie tez kobiecość przyszła wczesnie i tez jej nie przyjęłam. Właśnie kilka miesięcy temu to odkryłam! Dwa lata temu zostałam Matka i odkryłam inna stronę kobiecości, a za dwa lata dobijam 35, zobaczymy. Narazie, cały czas poszukuje
Dziękuję ci Manufaktura Radości.
Czytając ten tekst uświadomiłam sobie jak bardzo dałam sobie narzucić pewne rzeczy. Zawsze byłam radosną kobietą, wiedzącą jaka jestem.
A jestem (chyba byłam) wartościową kobietą. Przynajmniej tak się czułam. Ale poznałam mężczyznę, który zabił we mnie to wszystko. Nie wolno było mi być głośną, nie wolno było mi się głośno śmiać, mówić. Mój strój mu się nie podobał. “Ciągle w spodniach chodzisz…. kup sobie sukienkę. Ale nie jedną tylko kilka” – ciągle takie teksty słyszałam. “A do fryzjera też nie idź”, bo mój pan lubi kobiety z długimi włosami. A ja chcę mieć je krótkie. Bo lubię siebie w krótkich włosach. A teraz jak mu powiedziałam, że go kocham, to stwierdził, że głupa jestem i dziecinna i mam iść do psychiatry. No…. i tyle w tym temacie.
Teraz wzięłam sobie tydzień urlopu. Muszę wszystko sobie poukładać na nowo. I przede wszystkim skończyć z nim i znowu być tą radosną i głośną Kasią. A sukienki przydadzą się na wiosnę i będzie super!
Nie jest on jeden facet na świecie. Może innemu będę się podobać, taka jaka jestem.
Jeszcze raz dziękuję.
Znalazłam Cię przypadkiem i jakże się cieszę, że wreszcie! To, co piszesz, jest mi bardzo bliskie. Zamknęłam za sobą jedne drzwi, otworzyłam inne. Nie zawsze jest łatwo, ale było warto – dla siebie, dla mojej cudownej córki. Dopiero teraz odkrywam w sobie kobietę. Trochę późno, akurat przed kulminacją. Nigdy wcześniej nie myślałam o zbliżającej się menopauzie jak o punkcie kulminacyjnym. Do tej chwili był to schyłek niosąsy ze sobą lęk i żal nad stratą. Dziękuję Ci za zmianę perspektywy. To we mnie pozostanie.
Pozostanę tu przez dłuższy czas. Z pewnością nie raz jeszcze uruchomisz u mnie refleksję. Zaparzam dzbanek herbaty i oddaję się lekturze. Trzymam kciuki za książkę, jeśli da Ci to spełnienie. Kwitnij!