Koty ach koty. Albo się je kocha, albo się ich nie znosi. Często spotykam się z deklaracją “nie lubię kotów”, podczas gdy z deklaracją “absolutnie nie akceptuję psów”, spotkałam się może z 5 razy w życiu. Zwykle koty nie pozostawiają nas obojętnymi. Po prostu. Są jak ludzie o mocnym charakterze, których albo się kocha, albo mówi się o nich naprawdę źle. Tymczasem koty, przebywanie z nimi może mieć działanie terapeutyczne. Jak działa felinoterapia, czy warto mieć kota i jak wpływają na nas nasi wyposażeni w futro przyjaciele?
Koty w historii to temat na rozprawę naukową i może nawet taka gdzieś powstała. Od wieków towarzyszyły ludziom i nieraz wynoszono je nawet na ołtarze. Wystarczy wspomnieć Bastet – egipską boginię miłości, radości, muzyki, tańca, domowego ogniska, płodności. Podobno w starożytnym Egipcie za zabicie kota, można było nawet postradać życie. Kotów było zresztą w historii ludzkości dużo więcej, a o tym jakie cechy się im przypisuje, niech świadczy choćby to, że zwierze to kojarzono nie tylko z bóstwem, ale i z diabłem. Pamiętacie Behemota z “Mistrza i Małgorzaty” ? Ach co to był za kot!
– To wódka? – słabym głosem zapytała Małgorzata.(…)
– Na litość boską, królowo – zachrypiał (Behemot) – czy ośmieliłbym się nalać damie wódki? To czysty spirytus.“Mistrz i Małgorzata”
Felinoterapia – jak to działa, czy są dowody?
Ale! Zostawmy historię i literaturę, wróćmy na ziemię. Koty żyją z nami pod jednym dachem od stuleci i nasze wzajemne stosunki to coś znacznie więcej niż tylko w miarę bezkolizyjna kooabitacja. Czasem szkodzą, czasem brudzą, sporo kosztują, trzeba po nich sprzątać – a mimo to kochamy je i często traktujemy jak członków rodziny.
Ostatnio na FB mignęło mi pytanie o to, czy pozwalamy kotom wchodzić w domu na blat, stół. Większość odpowiedzi była z rodzaju “heheszki” – a jedna opatrzona zdjęciem i komentarzem “kategorycznie zabraniam”. Na zdjęciu kot leżał na samym środku pięknie nakrytego stołu, nonszalancko wpasowując swój sporych rozmiarów zadek pomiędzy talerz, a wazon z kwiatami. Cóż. Jeśli ktoś uważa, że to on rządzi kotem, to kot szybko wyprowadzi go z błędu.
Co więc mamy z przebywania z kotami? Jak na nas działają i czy faktycznie może to być działanie terapeutyczne?
O felinoterapii mówi się od lat 80-tych, ale znów – nie potrzebujemy wcale badań, żeby stwierdzić, że przebywanie z kotem robi nam dobrze. Obniża poziom stresu, uspokaja, relaksuje. Co jednak sądzi na ten temat nauka?
Felinoterapia – dowody
Badania naukowe wykazały między innymi, że osoby żyjące w towarzystwie zwierząt mają niższy poziom cholesterolu i triglicerydów (Anderson, 1992), a co za tym idzie – zmniejsza się ryzyko miażdżycy i choroby zakrzepowej; u posiadaczy zwierząt ryzyko zawału zmniejsza się o 3% (Friedman, 1980). Jeśli więc w Twojej rodzinie takie choroby i problemy się zdarzają – bierz kota! To ogólne badania – a co z badaniami dotyczącymi kotów?
Co takiego specjalnego jest w kotach, że wpływają pozytywnie na nasze ciało i umysł? Między innymi mruczenie. Ta dziwna właściwość, której nie mają żadne inne zwierzęta, oprócz magii i przyjemności jaką przynosi, daje także wymierne medyczne efekty. Jakie? Wibrowanie odczuwane podczas przebywania z kotem ma od 25 do 50 Hertzów i przypomina do złudzenia to, które wykorzystywane jest w nowoczesnej ortopedii i medycynie sportowej, po to by leczyć złamania, naderwania mięśni i inne poważne urazy. Podobno koty mają zdolność wykrywania chorób – warto ich słuchać i podążać za swoją intuicją, kiedy coś niepokojącego się dzieje.
Nasza kotka, o której piszę niżej – kiedy miałam anginę kładła mi się centralnie na szyi. Podobnie zachowywała się gdy byłam po zabiegu usunięcia guza. Kiedy byłam zdrowa, nigdy tego nie robiła.
Jak działają na nas kocie mruczenie i obecność? Wibracjom towarzyszy dźwięk, który głęboko oddziałuje na nasz mózg i wywołuje reakcje chemiczne odpowiedzialne za zmniejszenie oddziaływania stresu i zagrożenia oraz wytwarzanie hormonu szczęścia i spokojnego snu: serotoniny.
Jak czują koty? Felinoterapia w praktyce
Warto wiedzieć, że koty mruczą z egoistycznych pobudek, bynajmniej nie robią tego aby nas uszczęśliwić, ale efekt finalny jest niezaprzeczalny. Wyczuwają również emocje: odpowiedzialne za ten fenomen są feromony: zapachy, który generuje nasze ciało w sytuacjach radości, smutku czy zagrożenia. Koty wyczuwają je i dlatego niektórych nie znoszą i omijają szerokim łukiem, a do innych czule tulą się i intuicyjnie wyczuwają ich złe i dobre intencje.
Kiedy zamieszkała z nami Helenka ( o niej niżej) znajoma poradziła mi aby przetestować helenkowym radarem bliższych i dalszych znajomych. Sprawdza się bezbłędnie.
Koty nas kołyszą, pozwalamy sobie przy nich na bezbronność, tkliwość – jesteśmy przy nich innymi ludźmi. To taki trochę powrót do dzieciństwa, do stanu rozkołysania, utulenia i bezpieczeństwa. I tak działa właśnie terapia kotem, czy jak kto woli felinoterapia.
Nasza prywatne felinoterapia – czyli jak Helena zmieniła nasze życie
Z zamiarem powiększenia naszej małej, dwuosobowej rodziny o kota, nosiłyśmy się od dłuższego czasu – właściwie jeszcze przed przeprowadzką. Amelka uwielbia koty i zwierzęta w ogóle. Pies jednak nie wchodził w grę choćby z powodu konieczności codziennych spacerów trzy razy dziennie – które co tu dużo gadać i tak by spadły na mnie. O ile wiosną i latem to mogło być nawet przyjemne i mobilizujące, o tyle wizja wstawania zimą o 5 rano totalnie mnie nie porywa. Normalnie muszę wstać o 6, żeby nas obie wyprawić w codzienność, jeśli miałabym jeszcze wyprowadzić psa, nawet na 15 minutowy spacer, który musiałby mu wystarczyć na 8-czy nawet 10 godzin, nie dałabym rady.
Od kiedy pokazałam Helenę na insta, regularnie dostają od Was pytania o to co to za rasa, czemu i jak. Helenka jest Devonem (Devon REX) – przyjechała do nas z hodowli Hasu Neko .
Devony to koty szczególne – trochę kosmiczne, trochę psie – przede wszystkim bardzo uczuciowe i aktywne. Kiedy porównać je choćby z popularnymi ostatnio Brytyjczykami, można stwierdzić, że mają ADHD. Helena biegająca za światełkiem wygląda jakby była na dopalaczach ;). Nie przesypia całego dnia, lubi się bawić i wejdzie właściwie wszędzie.
Rasy kotów do felinoterapii. Dlaczego u nas Devon Rex?
Rasy kotów szczególnie polecanych do felinoterapii to temat trochę kontrowersyjny. Zasadniczo kot każdej czy prawie każdej rasy może być znakomitym terapeutą. Możemy korzystać z dobrodziejstwa posiadania kota mając dachowca, maine coona czy ragdolla. Przede wszystkim taki kot powinien być cierpliwy, nie reagować agresją. Jeśli ktoś chce zajmować się tematem profesjonalnie, powinien zadbać o kurs felinoterapii.
Dlaczego u nas kot rasowy, a nie dachowiec? Dachowce są super i wiem, że mogą mieć wspaniały charakter i usposobienie. Jednak nasze doświadczenia z kotami były różne. Nasza wcześniejsza kotka miała dość trudny charakter i znosiliśmy to, szczególnie Amelka, z anielską cierpliwością. Brakowało jej jednak zwierzaka, którego mogłaby przytulić, nosić, który byłby towarzem jej zabaw i taką małą “siostrą”. Trochę bałam się kolejnego kociego eksperymentu. Do tego kosmiczne Devony zapadły mi w pamięć – pierwszego poznałam jakieś 10 lat temu i do tej pory pamiętam to przeszywające spojrzenie. No i tak zamieszkała z nami ta mała kocia owieczka.
Z pytań, które padają: Helenka ma aktualnie 7 miesięcy i jeszcze trochę urośnie, chociaż będzie raczej drobną koteczką. Devony nie są dużymi kotami i przeważnie dorosłe osobniki ważą ok 3-4 kg. Devony to również nie są Sfinksy, czyli koty bez sierści! Przeciwnie! Devonia sierść jest co prawda krótka i właściwie nie wypada, ale jest bardzo mięciutka, jedwabista i bardziej miękka niż można to sobie wyobrazić!
Jakiego kota Wy macie w domu? Co sądzicie o felinoterapii? Jak na Was działa przebywanie z waszymi mruczkami? Dajcie znać w komentarzu!
Moja książka, nie tylko dla kociarzy! Sprawdź TUTAJ:
9 komentarzy
Nie mam kota , ale zwierzęcy świat nie jest mi obcy. Moim zdaniem czworonogi powodują , ze łatwiej znosimy trudy życia codziennego . Zwierzaki dają nam male i duże radości, kradną nasze serca , często ” leczą nasze rany ” a nie rzadko są wyśmienitymi nauczycielami :). Cudownie jest obcować ze zwierzakami. Pozdrawiam 🙂
Miałam kiedyś kilka kotów. Od kiedy przeprowadziłam się z rodzinnego domu, właśnie tych kochanych kociaków najbardziej mi brakuje 🙁
OOO moja kicia
Interesujący temat. Znakomicie napisane 🙂
Mam cztery kochane kocury. Dlaczego koty? U mnie podobnie jak u Ciebie obowiązek wychodzenia na spacery plus dodatkowo miłość do kotów mojej drugiej połowy przeważyło. Mnie osobiście było obojętne, byle zwierzak 🙂 Trzeba wspomnieć też, że moje dzieciństwo też wpłynęło na decyzję, było dosłownie “pod kloszem”, ponieważ od dziecka miałam silną alergię na kocią sierść (i inne) oraz astmę oskrzelową. Moja mama więc dbała żeby w mieszkaniu nie było żadnego pyłku, zwierzaka, brudu itp. W tym jedna refleksja, nigdy, przenigdy nie róbcie tego swoim dzieciom… to jest masakra. Po wyprowadzce (nie dbam szczególnie mocno o czystość) i przygarnięciu kociaków stała się rzecz idealna… Moja astma się cofnęła do tego stopnia, że nie mam już objawów i nie muszę brać leków. Po roku dość intensywnego kataru (alergii) nagle pyk nie mam .. niemalże się cofnęła, potrzebuje drobne lekarstwa w maju i to wszystko! niesamowite, naprawdę nigdy nie przypuszczałabym z całorocznego cierpienia na różne dolegliwości i to od urodzenia zostanie mi drobny katarek przez 4 tygodnie w roku!
Podsumowując nie wiem czy to była felinoterapia, ale moje kocurki naprawdę są moimi kochanymi kompanami. Ja i mój partner częściej się śmiejemy, lubimy po prostu posiedzieć i popatrzeć co wyrabiają nasze urwisy, wydaje mi się, że jesteśmy też bardziej zrelaksowani… choć pobudka codziennie o 7:00, bo 4 koty robią Ci masaż z prośbą o żarełko też nie jest łatwa ;P (w końcu to 4x4kg jak nie więcej :P)
Polecam każde zwierzę w domu 🙂
Ja jednak wolę psy
Ja uwielbiam Kociaki 🙂
Koty nie są moją miłością. Zdecydowanie wolę psy.
Zawsze kochałam psy, i też psa miałam. Nigdy nie przepadałam za kotami. Ale to się zmieniło. Wyprowadziłam się z domu, zostawiając mojego kochanego psa- z przyczyn zdrowotnych mojego przyszłego męża. Jest alergikiem i jak się później okazało mój najmłodszy syn też. Od 3 miesięcy jesteśmy kociarzami. Przez 3 lata dojrzewaliśmy do tej decyzji. Odwiedzaliśmy hodowlę żeby sprawdzić jak chłopcy sobie radzą w kocim towarzystwie. teraz mieszka z nami prześliczna, przecudowna kotka rasy Sfinks. Syn sobie doskonale radzi z alergią, mąż troszkę gorzej ale miłość do kota…cóż tu dużo mówić jest po prostu WIELKA. Można patrzeć na nią godzinami. Towarzyszy nam przy codziennych czynnościach domowych. Wprowadza wiele radości do domu a także spokoju.