Archetypy to pierwotne wzorce, które niejako narzuca nam podświadomość: ta własna, ale też zbiorowa – czyli najogólniej rzecz ujmując społeczeństwo. To nie jest wiedza, to raczej schematy, które bierzemy często jako własne i które mówią nam jak trzeba żyć. O archetypach chciałabym w tym roku napisać więcej, zacznę jednak od tego rzadziej omawianego, a moim zdaniem szalenie powszechnego. Dziś archetyp męczennicy.
Co ciekawe, ma on znacznie szerszy zakres niż nam się na pierwszy rzut oka wydaje i nie dotyczy wyłącznie poświęcających się dla rodziny matek, babek, ale także nadodpowiedzialnych pań menager, innych ratowniczek świata czy osób, które w taką rolę wchodzą w którymś obszarze życia.
Koniecznie sprawdź, czy nie jesteś męczennicą, męczennikiem, a jeśli uznasz, że coś jednak jest na rzeczy, to postaraj się z tym archetypem i jego przejawami u siebie zapoznać bliżej.
Pamiętaj! Już sama świadomość schematu, może pomóc go zmienić i reagować w życiu mniej automatycznie!
Archetypy – o co chodzi, skąd się wzięły?
Najbardziej znanym chyba twórcą opisu archetypów był Jung. Zdaniem Junga nieświadomość zbiorowa (czyli to co niejako dziedziczymy jako ludzie żyjący w społeczności) zawiera wiele bardzo uniwersalnych archetypów.
Są one wspólne wszystkim ludziom na Ziemi niezależnie od przynależności rasowej czy kulturowej. To oczywiście jest pewne uproszczenie, bo gdyby spojrzeć na pewne ludy pierwotne, to z pewnością miałyby one trochę inny zestaw bazowych archetypów od człowieka żyjącego w zachodniej cywilizacji, ale nawet tam pojawi się przecież archetyp Wojownika, Uzdrowiciela, Matki, Ojca czy Bohatera.
W literaturze najczęściej spotykamy się z tymi właśnie archetypami, ale w zależności od autora, mogą one być mniej lub bardziej szczegółowo opisane, a my sami, co warte podkreślenia, możemy posiadać w sobie połączenie wielu archetypów. Wzorce te mogą się również zmieniać na różnych etapach życia, przenikać, uzupełniać, często na zasadzie przeciwieństw, tak jak w znaku jing i jang.
Archetyp męczennicy – o co chodzi?
Męczennik, jak wiemy, to w literaturze, historii, sztuce, osoba, która poświęca siebie dla idei, dla religii, zasady, innych ludzi. W wielu kulturach ten mit funkcjonuje od tysięcy lat, a samo męczeństwo było traktowane jako szczególny rodzaj bohaterstwa, choćby w czasach pierwszych Chrześcijan, w starożytnym Rzymie, czy później, w czasach średniowiecza.
Oczywiście dziś nie mówimy raczej o takim męczeństwie, a archetyp ten nie ma najczęściej związku z podążaniem na śmierć, ale z poświęcaniem swojego życia jakimś zasadom, wierzeniom czy innym ludziom.
Męczennik to ciągle jednak ktoś, kto robi to coś, w co wierzy, z ważnych powodów, poświęcając siebie. Jest uważany za kogoś, kto stawia wyższe dobro, interes innych osób czy powodzenie idei, w którą wierzy ponad interesem własnym.
Czy jednak tak do końca zawsze jest? Właśnie tu objawia się paradoks archetypu męczennicy, męczennika. Bo rezygnacja z siebie wcale nie równa się zawsze altruistycznym pobudkom. Często jest dokładnie na odwrót.
Skąd się to wzięło?
Skąd się bierze archetyp męczennicy? Kształtuje go najczęściej przekonanie, które mówi nam, że cierpienie jest szlachetne. Większość z nas chce widzieć siebie jako szlachetnych, dobrych, honorowych… Kiedy myślimy o tym w kategoriach rozumu, możemy ten archetyp teoretycznie odrzucać, ale jego korzenie tkwią znacznie głębiej.
Przekonanie o terapeutycznej czy kształtującej mocy cierpienia wzięło się prawdopodobnie z ludzkiej potrzeby racjonalizacji zjawisk i jako takie weszło do języka, religii i naszych głów.
Ponieważ nie da się go uniknąć i każdy z nas w swoim życiu go doświadczy, to uzasadnijmy to jakoś! Powiedzmy, że ogień kształtuje stal! Niby to prawda, ale przecież nie cała. Ogień także spala na popiół, parzy i niszczy. Tak samo jak cierpienie.
Cierpienie nie jest z pewnością czymś do czego powinniśmy dążyć, ani czymś na co powinniśmy się zgadzać w imię postrzegania jako szlachetni, dobrzy.
To co czyni z nas dobrych ludzi, empatycznych, serdecznych ludzi, to nie cierpienie, ale miłość.
Więcej o tym tutaj:
Skąd się wziął archetyp męczennicy, jak się przejawia i dlaczego jest niebezpieczny?
Jak pisze Bethany Webster, „archetyp męczennicy wyrasta z nieopłakanej traumy, która stała się tożsamością. Kobieta chroni ją i odmawia jej uwolnienia ze strachu przed bólem, który znajduje się pod spodem. Może to przejawiać się w wielu różnych formach pomiędzy kobietami. Zdarza się również międzypokoleniowo.”
Kobiety – bo ten archetyp szczególnie dotyczy nas – przez wieki były wychowywane do poświęcania się. Widać to świetnie nawet we współczesnym świecie, w oczekiwaniach wobec kobiet, w tym jak często bierzemy na siebie rolę siłaczki. Przez całe tysiąclecia nie miałyśmy tutaj wielkiego wyboru i nawet jeśli dziś wiele się zmieniło, to faktem jest, że tych starych wzorców nie da się wyplenić w czasie jednego, dwóch a może i pięciu pokoleń.
Jeśli poświęcały się matka, babka, bardzo prawdopodobne, że wzorzec takiego czy innego poświęcania się będzie również Twoim wzorcem. Możemy od tego uciekać, ale jeśli robimy to mało świadomie, wtedy np. zamiast rodzinie poświęcimy się pracy. Efekt tylko z pozoru będzie inny.
Archetyp męczennicy może objawiać się w klasycznych i większości z nas świetnie znanych zachowaniach:
– poświęcenia się dla dzieci, męża, rodziców, rodziny. Objawia się ono najczęściej rezygnacją z siebie, swoich marzeń i pragnień, w imię realizacji innych celów. „Muszę tak żyć, nie mam innego wyjścia, takie moje przeznaczenie, ktoś musi”.
– poświęcania zdrowia, sił, życia prywatnego dla pracy, kariery, organizacji. „Nikt się nie stara, wszyscy są byle jacy, jeśli ja się tym nie zajmę, to nikt tego nie zrobi, ja to zrobię najlepiej”.
– poświęcania swoich granic dla kogoś, czegoś, co chcemy mieć w swoim życiu nawet za cenę deptania siebie. „Muszę się dostosować, przystosować, bo inaczej nie zasłużę na miejsce w jego, jej życiu, nie będę kochana, doceniana, zostanę odrzucona, lepiej więc podeptać siebie, udawać niż dać się usunąć”
Najważniejsze problemy z archetypem męczennicy – jak to wygląda w praktyce?
Anthony de Mello, sławny jezuita, pisał, że „dobroczynność jest prawdziwą maskaradą interesowności przebranej za altruizm”. Pomagając innym ZAWSZE pomagamy także sami sobie. Podobnie rzecz ma się z poświęceniem. Zawsze robimy to z jakiegoś powodu i powody te najczęściej nie mają nic wspólnego z byciem altruistą, a raczej z byciem SWOIM WŁASNYM BOHATEREM.
Teoretycznie ma w tym niczego złego, jest to pewien rodzaj wymiany, która po prostu występuje w życiu. Problem jednak w tym, że męczennik, męczennica chce czegoś w zamian, a cena za poświęcenie, którego najczęściej wcale nie chcieliśmy, nie wybieraliśmy ani go nie żądaliśmy ( np. jako partner, dzieci), jest dosyć wysoka.
„Poświęciłam dla Ciebie wszystko, a Ty tak mi odpłacasz” – usłyszała K. od matki tyle razy, że przestała już tej opowieści słuchać, a poczucie winy próbowała przez wiele miesięcy przepracować na terapii.
„Żona mówi, że poświeciła mi całe życie – powiedział również w terapii 55 letni K. , który przez kilka lat zmagał się z poważną depresją, z którą nie mógł sobie poradzić. – Nigdy tego poświęcenia nie wymagałem, ani nie oczekiwałem, to był tak naprawdę wybór żony, ale wiem dziś, że to na tym między innymi gruncie rozwinęły się moje problemy z depresją. Przez całe lata czułem się winny, że nie dość wspierałem żonę, że to ja zrobiłem większą karierę niż ona, że ona coś dla mnie, dla rodziny poświęciła. Dopiero teraz widzę, że to były przede wszystkim jej wybory, a nie moje oczekiwania”.
W przypadku archetypu męczennicy mamy zwykle takie lub bardzo podobne scenariusze.
Poświęcanie się nie jest darmowe, a osoba, która wybiera taką strategię na życie umieszcza się często w roli ofiary, której ktoś powinien zadośćuczynić, albo przynajmniej ustawić pomnik bohatera. To jest zła droga dla wszystkich: dla tego kto się poświęca i dla tego, kto otrzymuje. Nie jest to dawanie z serca, ani z potrzeby dawania – jest to rodzaj transakcji, którą prędzej czy później trzeba będzie rozliczyć.
Dlaczego tak trudno nam wyjść z tego archetypu?
„Potrzeba ogromnej odwagi i samoświadomości, aby znać swoje projekcje i nie przenosić swojego bólu na innych. Jest to zadanie, które stoi przed nami, wymaga tego, co w nas najlepsze i do którego jesteśmy absolutnie zdolne. Stanowi to wyzwanie, ponieważ zostałyśmy nauczone postrzegania naszych ran jako czegoś, czego należy unikać, a nie jako podstawowych kluczy do naszej mocy” – pisze dalej Bethany Webster, którą cytowałam wyżej i dodaje:
„Jako córki mamy wbudowaną lojalność wobec naszych matek i to częściowo powodem, dla którego wiele z nas boi być w pełni swojej mocy. “Kim jestem by być niesamowitą? Moja mama poświęciła dla mnie wszystko. Co stanie się z moją matką, jeśli będę silna, mocna i pewna siebie? Ona może czuć się pominięta. Nie mogę znieść uczucia przewyższania mojej matki. Będzie sama ze swoim cierpieniem.
Jako córki musimy odmówić bycia pokarmem dla “głodnych matek”. Nie możemy pozwolić im żywić się naszymi marzeniami poprzez ukryte rywalizowanie i winę. To nie jest prawdziwy pokarm, jakiego szukają, ale im może się wydawać, że nie ma innego sposobu. Musimy pozwolić naszym matkom posiąść swoje cierpienie, bo dar własnej transformacji polega na tym, że pozwalamy sobie na przeżycie smutku spowodowanego przez nasze rany.”
Brzmi to może enigmatycznie, ale można to wytłumaczyć jednym prostym zdaniem: Nikt z nas nie ma obowiązku powtarzania rodowych traum, ani schematów powielanych w rodzie przez pokolenia, a rozwijając siebie, wychodząc poza to, co było zawsze, nikogo nie zdradzamy – przeciwnie, działamy w kierunku uwolnienia!
Co z tym możemy zrobić?
I na koniec, chciałabym podkreślić jedną istotną rzecz: nie chodzi tutaj o obwinianie, o etykietowanie. Najbardziej chodzi o świadomość. Jeśli w Twoim systemie rodzinnym występuje ten archetyp, to najprawdopodobniej niewiele możesz zrobić, aby pomóc osobie, która w nim żyje – zwłaszcza jeśli upatruje ona w nim sensu swojego życia. Możesz jednak wesprzeć siebie w tym, aby nie wchodzić w grę, która taka osoba prowadzi, a która najczęściej opiera się na poczuciu winy, poczuciu krzywdy i walce o źle rozumianą lojalność – najczęściej w cierpieniu właśnie.
Możesz też przyjrzeć się swoim wzorcom i zachowaniu. Nawet jeśli w teorii odrzucasz archetyp męczennicy, możesz w tę rolę wchodzić w pewnych obszarach życia.
Sprawdź czy:
– Nie poświęcasz się w pracy, nie bierzesz na siebie za dużo? Tu często męczeństwo dopada też mężczyzn, którzy wierzą, że aby coś w życiu osiągnąć, trzeba np. pracować ponad siły, bez odpoczynku, poświęcać swoje życie prywatne i wszystko co się ma dla pracy. Coraz częściej jest to jednak wzorzec realizowany przez kobiety, które np. chcą być zupełnie inne niż mama, nie chcą poświęcać się dla rodziny więc nieświadomie idą w inny, wcale nie mniej szkodliwy rodzaj poświęcania się.
– Nie wierzysz w poświęcenie w miłości, w relacji, w łóżku? Tu często mają zastosowanie nasze wyuczone albo przyswojone wzorce, które mają również wiele wspólnego ze stylami przywiązania, o których pisałam ostatnio. Wierzymy, że żeby mieć, trzeba się poświęcać, a to najczęściej jest droga donikąd. Działa na krótką metę.
– Nie wierzysz, że wszystko co wartościowe wymaga poświęceń. To pomieszanie pojęć: najczęściej wymaga wysiłku, pracy, a to nie to samo co poświęcenie.
I na koniec:
Pamiętaj! Poświęcenie, mimo etymologii tego słowa, wcale nie jest święte. Ze świętością nie ma wiele wspólnego. Dawajmy sobie to co mamy do dania, ale róbmy to z miłości, z wiary, z potrzeby serca.
To co prawdziwe: w miłości, w pracy, najczęściej wcale nie wymaga poświęcania się. Trud, wysiłek, który w to wkładamy, nie niszczy nas, nie odziera z godności, marzeń, własnej osobowości i nie każe siebie deptać, ale przeciwnie – wspiera i rozwija. I to jest podstawowa różnica.
Co z tą wiedzą zrobisz?
O jakim archetypie napisać następnym razem?
*************
1 komentarz
Pięknie to opisane! Kompleksowo, wyczerpująco: można zaczerpnąć 😀