Powiedzenie, że cierpienie uszlachetnia jest tak samo wyświechtane jak nieprawdziwe. Niektórych rzeczywiście. Ale czy wyjątki mogą stanowić o regule?
Przekonanie o terapeutycznej czy kształtującej mocy cierpienia wzięło się prawdopodobnie z ludzkiej potrzeby racjonalizacji zjawisk i jako takie weszło do języka, religii i naszych głów.
Ponieważ nie da się go uniknąć i każdy z nas w swoim życiu go doświadczy, to uzasadnijmy to jakoś! Powiedzmy, że ogień kształtuje stal!
Niby to prawda, ale przecież nie cała. Ogień także spala na popiół, parzy i niszczy. Tak samo jak cierpienie.
Cierpienie czyni z nas złych ludzi
Niestety nader często. Olbrzymia większość zbrodniarzy wojennych, przestępców i zwyrodnialców doświadczyła w swoim życiu wielu cierpień – głównie w dzieciństwie. Oczywiście to nie tłumaczy ich zachowania, ani nie jest przyczynkiem do ich uniewinnienia. Pokazuje jednak destrukcyjną moc cierpienia, które sprawia, że nie potrafią oni radzić sobie z własną złością, smutkiem i trudnościami, biorąc w dorosłym życiu swoisty odwet za to, co ich kiedyś spotkało.
„O tym czy dziecko będzie serdecznym, otwartym, ufnym człowiekiem umiejącym współżyć z innymi, czy zimną, destrukcyjną samotną istotą – decydują ci, którzy przyjmują dziecko do świata i uczą, co to jest miłość, albo nawet nie starają się pokazać, czym jest miłość. – mówiła w jednym z przemówień Astrid Lindgren.
“Człowiek uczy się wszystkiego od tego, kogo kocha, powiedział Goethe, a więc musi to być prawda. Dziecko, do którego podchodzi się z czułością i które kocha swoich rodziców, od nich uczy się wrażliwego stosunku do otaczającego świata i na całe życie zachowuje taką postawę. I jest to dobre nawet jeśli on czy ona, wbrew oczekiwaniom, przypadkiem nie będą należeć do tych, co decydują o losie świata. A gdyby on czy ona wbrew oczekiwaniom, przypadkiem było jednym z tych, co decydują o losie świata, to jeśli podstawą ich stosunku do tego świata jest miłość, a nie przemoc, mamy szczęście. Charaktery przyszłych mężów stanu zostały uformowane, nim skończyli pięć lat, to straszne, ale prawdziwe.”
Cierpienie zmienia. Nie zawsze na lepsze. |
Cierpienie nie leczy, cierpienie kaleczy
W pewnym sensie naznacza, odbiera pewność siebie. Oczywiście można to przekroczyć, ale nie można powiedzieć, że jeśli coś minęło i wyszliśmy z tego żywi, to nie pozostawia to w nas żadnego śladu.
Kobiety i mężczyźni, którzy w dzieciństwie zostali oszukani, zawiedzeni, pozostają nieufni na długie lata. Dotyczy to nie tylko bliskich związków, ale i pracy, biznesu, społecznego postrzegania różnych zjawisk.
“Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni” to bardzo przewrotne przysłowie. Może nie zabić, ale urwać ręce i nogi – także w sensie metaforycznym. Z tym się żyje, oczywiście. Ale nie udawajmy, że to takie samo życie.
Cierpienie może być platformą do lepszego życia
Jeśli trudne doświadczenia przykryjemy maską z napisem “nic się nie stało”, “po co robić wielkie hallo ze swojego bólu”, “co było to było”, jeśli nie dość łez wylejemy nad sobą i swoim losem, to trudno będzie nam pójść naprzód i uporać się z tym co nas spotkało.
Przepracowując nasze cierpienie możemy doświadczyć zbawiennej rezyliencji (termin oznacza zdolność jednostki do uruchomienia mechanizmów obronnych i do uczynienia z sytuacji trudnej źródła siły). Aby tak się stało, należy przede wszystkim skonfrontować się ze swoim bólem i zranieniem i dopiero w obliczu tej konfrontacji, zapytać samego siebie, co można dalej zrobić z własnym życiem?
Jeśli wpadłeś do wody – to musisz nauczyć się pływać i zachować spokój. Wypatrywać czegoś, czego można się uchwycić, szukać kogoś, kto przyniesie ratunek, ale przede wszystkim, szukać oparcia, suchej wyspy, na której można się schronić i odzyskać siły.
Dziecko czy dorosły, który przeszedł przez trudne doświadczenia, może się do nich odwoływać przez całe dalsze życie. Nie z pozycji ofiary, czy kogoś komu się nie udało, ale zupełnie przeciwnie: z perspektywy bohatera, który przeszedł przez ciężkie potyczki, więc teraz już wie, że nie ma takich tarapatów, z których nie można się wydostać.
Kiedy mamy w życiu coś ważnego, coś co nam daje radość, jest źródłem naszej pasji, wtedy ta rzecz, aktywność, pomaga przekroczyć nasze cierpienie. |
Gwałciciel czy Van Gogh?
Najbardziej sugestywna historia na temat cierpienia i przekraczania go, to ta, którą przeczytałam bodaj u Clarissy Pinkoli Estes. Dotyczyła kobiety, malarki, która przeszła przez potwornie traumatyczne doświadczenia (wykorzystywania seksualne, gwałt, zagrożenie życia). Patrząc na bagaż jej doświadczeń, można by bez trudu dać jej prawo do bycia smutną, okaleczoną, skrzywdzoną kobietą. Do końca życia, bo przecież jest to kaliber krzywd, których nie da się zapomnieć ani wymazać, nawet jeśli minęło kilkadziesiąt lat. To się stało i się nie odstanie.
Ona jednak powiedziała “nie”. Dosyć. Zdecydowała, że tym który ją ukształtował był Van Gogh, a nie Ci, przez których już tyle wycierpiała. – Oni zabrali mi już i tak za wiele – twierdziła. “Nie jestem ofiarą, jestem malarką.”
To Ty decydujesz co zrobi z Tobą Twoje cierpienie
Bo przecież nie każdego, nie wszystkiego co nas spotyka jesteśmy w stanie uniknąć. Nie mamy wpływu na to, kto powołuje nas na świat, ani na to, że spotkało nas nieszczęście, wypadek, czy choroba. Mamy jednak zawsze pewien wpływ na to, co z tym zrobimy.
Czy ukształtuje Cię Van Gogh, Chopin, literatura, sztuka, czy ten ktoś, kto sprawił, że Twoje życie stało się szare i smutne?
Pozwolisz mu na to? Oddasz to co masz najcenniejszego? Nie oddawaj! A przynajmniej nie całkiem! Nie bez walki!
Cierpienia nie należy nigdy bagatelizować, ani mu zaprzeczać, nie wolno też bez sensu się na nie narażać, czy beztrosko się w nie pakować, bo to za dużo kosztuje.
Zawsze jednak można starać się coś sobie z niego wziąć. Jeśli już się to zdarzyło, niech to będzie po coś.
A Ty? Jakie są Twoje doświadczenia? Co sobie z nich wziąłeś? Podziel się! Dziękuję!
16 komentarzy
Matko jedyna! Cierpienie uszlachetnia. Dzisiaj, tu i teraz zdałam sobie sprawę, że słysząc to hasło zawsze widzę moją mamę. Ona z lubością to powtarzała. A ja długo w to wierzyłam. Ciekawe ile razy to musiałam usłyszeć do piątego roku życia, bo mój życiorys daje w tym kontekście dużo do myślenia. Na szczęście niedawno doszłam do tego, że muszę poszukać tej wyspy radości. Poczułam to. Sama do tego doszłam, ha! Jeszcze szukam.
Potwierdzam wszystko, co Gosia tu opowiedziała dzisiaj.
Popieram.
I wierzę, że gdzieś przecież musi być ten inny lepszy świat. Muszę go odkryć dla siebie. I tej wersji będziemy się trzymać.
Trzymaj się 🙂
Niestety cierpienie jedynie podcina skrzydła. I prawdą jest, że zazwyczaj to my decydujemy o tym jak bardzo i jak długo będziemy cierpieć. Niemniej jednak, w takich chwilach przywołuję sobie bardzo mądry cytat Voltaire'a: “J'ai décidé d'être heureux parce que c'est bon pour la santé." Cierpiąc, mścimy się tylko i wyłącznie na naszym zdrowiu, więc warto jednak być szczęśliwym, jakiekolwiek by to słowo miało dla nas znaczenie…
Voltaire dobrze mówił 🙂
Ja dzięki cierpieniu zawróciłam ze złej drogi.. wypadek i cierpienie nie tylko fizyczne, to duchowe większe było. Cierpienie samo w sobie jest złem, całe szczęście Pan Jezus nadał mu sens. Dopóki żyjemy niestety będzie nam ono towarzyszyło, albo nam ktoś je zadaje, albo sami też możemy się do tego przyczynić. Ela
Faktycznie Małgosiu, to co piszesz to w mojej opinii jest prawdą. Jak każda sytuacja, tak samo i ta ma swoją dualną stronę. I to od nas zależy, w głównej mierze jak do tego podejdziemy. Czy cierpienie stanie się naszą dźwignią do rozwoju własnego czy ciężarem, który przygniecie nas i do końca życia będziemy go dźwigać na swoich plecach.
Dla mnie cierpienie stało się trampoliną do życia pełniejszego, odważniejszego i bardziej mojego. Musiało mocno zaboleć abym uwierzyła w siebie, swoje możliwości i to, że warto i chcę walczyć o siebie. Cierpienie dało mi bardzo wiele informacji o sobie, stałam się uważniejszym obserwatorem, wyostrzyło moje zmysły i teraz dużo więcej widzę i słyszę. To mój bardzo dobry nauczyciel. A ja się ciągle uczę i dzisiaj mu…dziękuję, bo gdyby nie trudne i bolesne doświadczenia nie byłabym tutaj gdzie jestem dzisiaj.
Pozdrawiam i ściskam Cię mocno, Małgosiu:) Inka.
Bardzo ciekawy blog. A wpis rewelacyjny. Każdy z nas w życiu kiedyś doświadcza trudności. Ważne jest to, bo pozbierać się w sobie i znaleźć wyjście z trudności. Nie poddawajmy się i walczmy o siebie. Pozdrawiam.
http://jbsios79.blogspot.com
Nie jestem ofiarą, jestem… pisarką:)
Jestem wierną czytelniczką bloga i większość postów bardzo mnie motywuje, niestety nie mogę zgodzić się z tezą, że cierpienie niszczy, gdyż moja wiara chrześcijańska opiera się na cierpieniu Chrystusa, przez które zostaliśmy zbawieni. Mnie również życie nie oszczędziło, jednak dzięki Bogu udało mi się przejść przez trudne chwile i zgadzam się z powiedzeniem "co nas nie złamie, to nas wzmocni" i teraz czuję się silniejsza, a moja wiara jest bardziej ufna, mocniejsza.
pozdrawiam
Magda
Gloryfikacja cierpienia jest widoczna w starszym pokoleniu. Ale w obecnym widać niezdolność do tego, aby taką sytuację przezwyciężać. Prościej jest zrezygnować, odpuścić, poszukać "lepszej" drogi, bo przecież wszystko co unieszczęśliwia powinno być usuwane. A prawda-jak zawsze-jest po środku.
Gdyby nie cierpienie, nie potrafilibyśmy docenić szczęścia.Problem zaczyna się wtedy, gdy pomimo doznawanego szczęścia, skupiamy się na cierpieniu. Jak dla mnie to etap, który pojawia się w każdym życiu, niezależnie od wieku, klasy społecznej czy IQ i porannych afirmacji. I jak każde doświadczenie-również cierpienie-,ma nam pokazać kim tak naprawdę jesteśmy.
"Cierpienie nie leczy, cierpienie kaleczy" – jakie to prawdziwe!!! Wiele cierpienia było już w moim życiu i to zdanie "Cierpienie uszlachetnia" ciągle mi towarzyszyło, wydawało się być moim ratunkiem, dopóki się prawie nie rozsypałam na kawałki przez tą moją moc. Bo przecież ja wszytko wytrzymam, wszystko przejdę, wszystko wybaczę.
Pierwsze rany były fizyczne, bo jako dziecko poparzyłam się na dużej powierzchni ciała, moje pierwsze blizny są fizyczne. Ale zawsze sobie wmawiałam, że one nie mają tak naprawdę znaczenia, że dzięki nim jestem lepszym człowiekiem, bo nie powierzchownym. Że blizny nie mają znaczenia, bo wbrew oczekiwaniom otoczenia ułożyłam sobie życie = mam męża, dziecko, pracę, dom, właśnie w takiej kolejności. To, co przeżyłam później, nie ma bezpośrednio związku z bliznami, ale dopiero w trakcie terapii z powodu innych problemów uświadomiono mi, że jednak blizny mają nie tylko ten pozytywny efekt, ale i negatywny, że moja pewność siebie była tylko przykrywką głębokich kompleksów, a moja nieodporności na ból fizyczny, którą uważałam za słabość nie do zaakceptowania, pochodzi stąd, że moje ciało pamięta jednak ten ból, którego ja nie pamiętam.
I tak samo jest z duszą, po każdym ciosie ona się zmienia, czasem zostaje po ranie mała ryska, a czasem twarda blizna, a czasem, tak jak piszesz, może aż urwać całą kończynę. Dopiero świadomość tego faktu pozwoliła mi stać się szczęśliwszym człowiekiem.
Dziękuję Ci za ten tekst!!!
a ja dziękuję Ci za komentarz! Porusza mnie, zwłaszcza w kontekście tego jak często mówimy w życiu " ale przecież nic wielkiego się nie stało"… Stało się i nie ma sensu temu zaprzeczać.
Dokładnie – nie ma sensu, wręcz nie wolno zaprzeczać,tylko trzeba w ten czy inny sposób przepracować, a potem dopiero iść dalej. Wybrać van Gogha 🙂
I loved as much as you’ll receive carried out right here. The sketch is tasteful, your authored material stylish. nonetheless, you command get got an nervousness over that you wish be delivering the following. unwell unquestionably come more formerly again since exactly the same nearly very often inside case you shield this increase.
激光無創熱作用模式精準作用於陰道粘膜層、肌層,使陰道組織發生新生改變,修復由於順產而引起的損傷,解決一系列產後女性生殖系統常見問題。私密緊緻作用原理:刺激陰道粘膜固有層、粘膜肌層,使其膠原纖維、彈性纖維大量增生重塑;彈性纖維網修復,陰道收緊 SUI作用原理:恢復盆底正常解剖位置 陰道彈性纖維網得以修復,恢復到正常解剖位置避免了擠壓,牽拉尿道,使尿道角度恢復正常 盆底血供豐富,間接的使尿道括約肌得以修復進而停止漏尿或症狀減輕 私密敏感、潤滑作用原理:CO2微脈管作用,使血管重建、促進血液循環 血管活性腸肽(VIP)和神經肽Y(NPY) 表達增加,敏感度增加 血流量增加,陰道上皮細胞功能增加、陰道粘膜自分泌功能增強,潤滑度增加
高係數的防曬隔離霜的配方,質地清透無負擔,可單擦或於底妝前使用。結合物理及化學性防曬成份,打造提供SPF 40高係數防曬護理。