Dziewczyny, och dziewczyny. Kobiety, ach kobiety. Czemu my siebie tak bardzo nie lubimy nawzajem?! Co tu się do cholery wyprawia, że zamiast stać za sobą, najcześciej stoimy naprzeciw siebie i z zaangażowaniem wartym lepszej sprawy udowadniamy sobie, która może bardziej dokopać drugiej? Ciągle to widzę, ciągle. Gdzieś w tle, gdzieś z boku, gdzieś za plecami. I chociaż nie daję temu uwagi, to jednak trudno to zjawisko bagatelizować. Bo ono jest.
Pamiętam, miałam wtedy z 17 lat i od prawie dwa razy starszej znajomej usłyszałam, że faceci bywają różni, lepsi, gorsi, czasem toksyczni, czasem niebezpieczni, ale jeśli ktoś mi w życiu naprawdę dokopie, zawiedzie, obmówi, zdradzi, oszuka i dowali, to będzie to inna kobieta. Pomyślałam wtedy, że przesadza, że mówi o swoim jednostkowym doświadczeniu, o sytuacji, która nie uprawnia do generalizowania i że to w gruncie rzeczy głupie. Dziś, z perspektywy moich 39 lat, mogę powiedzieć, że było w tym sporo prawdy i że relacje między kobietami bywają bardzo skomplikowane, a wzajemna wrogość bardzo częsta.
Jechałam wczoraj tramwajem z córką i kątem oka obserwowałam taką sytuację: mama z trójką dzieci, w tym jedno w wózku – prosi panią na oko 50-letnią o przesunięcie się, żeby mogła na miejscu dla wózka stanąć i żeby reszta dzieci mogła złapać się poręczy. Pani mówi jakieś przykre słowa pod adresem mamy i dziewczynek, które z nią jadą. Słyszę odpowiedź: – Ale ona ma pięć lat, o co pani chodzi?. Kobieta przewraca oczami i protekcjonalnie się uśmiecha. Na twarzy ma wypisane: kolejna roszczeniowa matka i bezstresowe wychowanie. Wraca do czytania książki.
Pamiętam sprzed kilku lat własną sytuację, w której młoda, może 25 – letnia dziewczyna pouczała mnie publicznie na temat wychowywania mojej córki, która bardzo chciała w autobusie usiąść przy oknie w drodze z przedszkola. Pamiętam inną, o wiele starszą panią, której przeszkadzała nucona przez dziecko piosenka “bo ją głowa boli”. Wyrostkowi przeklinającemu obok w rozmowie z kolegą i śmiejącemu się na pełen regulator nie zwróciła uwagi, ale matce z 4 -letnim dzieckiem przecież można.
Pamiętam też przytoczone przeze mnie w innej opowieści “take care sister” – które wypowiedziała do pewnej matki czarnoskóra kobieta na ulicy brytyjskiego miasta. Tak różne od naszego “robisz to źle”, “powinna pani to albo tamto”, “a czemu to dziecko nie ma czapeczki”, “trzeba dziecko uczyć, żeby się trzymało”.
Nie wspieramy się publicznie w żadnej prawie dziedzinie życia, albo robimy to zdecydowanie za rzadko. Jesteśmy dla siebie zwyczajnie nieżyczliwe. I jest to smutne. Bardzo smutne.
Połowa świata, która walczy
Ostatnio w social mediach, Ola Budzyńska, czyli Pani Swojego Czasu napisała, że pewna czytelniczka zwróciła jej uwagę, że pokazuje swoją listę zadań z wyznaczoną tam wizytą u ginekologa. I że to wstyd. Ola napisała:
Ja pierniczę, w jakim my pomylonym świecie żyjemy! Kobiety przeważają na tym świecie! Jest nas więcej! Żyjemy dłużej!. Gdybyśmy tylko chciały, to kreowałybyśmy ten świat tak jak chcemy. Bez niesprawiedliwości, oceniania, krytykowania i wbijania szpili. Bez decydowania, że jest jeden idealny wzorzec (piękna, bycia matką, prowadzenia biznesu itp). Ale nie! Wolimy żyć w tym piekiełku i wsadzać sobie szpile”.
Ja, na moim małym Instagramie, (zapraszam!) który nigdy nie był i nie będzie opowieścią o idealnym życiu, pokazałam ostatnio w insta story zdjęcie z kuchni, w której na blacie siedzi kot, w tle stoją noże czy łyżki, nieschowana kasza czy opakowanie po jajkach. I dostałam dwie wiadomości. Jedną, w której Kasia pisze: Dzięki za to zdjęcie – mam normalną kuchnię gdzie i kot i garnki i noże i cała reszta. Często mnie to denerwowało, że u mnie jest jakby bałagan – może i jest ale to oznacza, że ja i moja kuchnia żyjemy”.
I drugą, w której pod płaszczykiem dowcipu i mrugania oczkiem, autorka pisze, że “to chyba jeszcze przed sobotnim sprzątaniem”.
Po kim spływa, a po kim nie
Coś Wam powiem. Po mnie to spływa. Tak samo jak komentarze o tym, że nie wyglądam tak jak powinnam, uwagi że żyję dobrze czy źle, krytyka czy hejt. Nigdy mnie to nie dotykało i nie będzie. Czasem się wkurzę, czasem pozwalam sobie podnieść ciśnienie, chociaż wiem, że niepotrzebnie, czasem przestaję utrzymywać kontakty i odpowiadać na zaczepki ludzi, którzy nie rozumieją takich pojęć jak życzliwość, empatia i dobra wola oraz że każdy z nas jest inny. Jeśli ktoś chce wojować, niech sobie wojuje, ja w tej wojence nie muszę brać udziału. Nie mój cyrk, nie moje małpy.
Pamiętam jednak, że ja – to nie jest cały świat.
Pamiętam, że są wokół całe setki dziewczyn szalenie wrażliwych i delikatnych, które nie mają siły walczyć o siebie i stawać po swojej stronie. Takich, którym ktoś kiedyś powyrywał pazurki i podciął skrzydła i które odchorują każdą ludzką nielojalność, złośliwość i zwykłe objawy wrednego charakteru, nawet jeśli przebrane w ubranko niewinnego żarciku. Które będą te złośliwości rozpamiętywać i dokładać do garnka, rozmyślać nad nimi i które stracą tony energii na to, aby sobie z tym poradzić.
I dlatego pytam: po co? Po co to sobie robimy?
Niesolidarność jajników
Nie, nie nawołuję do tego, abyśmy były solidarne ze sobą z racji tylko samego faktu identycznej lub prawie identycznej budowy anatomicznej. Zawsze mnie to trochę śmieszyło. Ale może udałoby się, abyśmy jak to napisała inna moja koleżanka blogerka – nie były dla siebie takimi pizdami?
Nie wiem co Cię kosztuje ta odrobina życzliwości, której odmawiasz swojej koleżance. Nie wiem czy bardzo boli zamknąć usta i przygryźć język, kiedy bardzo chce się coś powiedzieć, ale nie jest to nic dobrego – ale wierz mi – tego się NAPRAWDĘ można nauczyć.
To my mamy cudowną moc zmieniania tego świata i czynienia go miejscem w którym bardziej chce się żyć. Możemy to zrobić choćby nie nakręcając piekiełka i nie dokładając do ognia, w którym ” pieką się” inne kobiety. Dajmy sobie prawo do tego aby się różnić, żyć po swojemu, a zamiast złośliwości, ćwiczmy się w uśmiechu.
To jest zmiana, której dziś potrzebuje świat.
Dbajmy o siebie siostry. Znowu. Teraz. Zawsze. Nie ma innej drogi.
9 komentarzy
to jest mega przykre, że to właśnie nie facet kobiecie, a kobieta kobiecie najczęściej stawia kłody pod nogi
Małgosia, chciałabyś żeby ci faceci rzucali kłody pod nogi?
Z ogromną krytyką ze strony innych kobiet spotykają się świeżo upieczone mamy, które nie zmieniają swojego życia ze względu na dziecko i dalej spełniają swoje marzenia, realizują pasje i pracują.
Witam!
Niestety także bardzo często zauważam, albo słyszę o tym, o czym Pani napisała w tym poście. Z przykrością muszę stwierdzić, że większość kobiet zżera po prostu zazdrość, zawiść oraz DURNE przekonanie, że skoro mi było / jest ciężko, to niech inne też tak mają. To ostatnie widać zwłaszcza w relacjach dojrzałych i starszych kobiet względem młodszych (teściowe, samotne sąsiadki z bloku itp.). Ja nie mam dzieci, ale krew mi się burzy, kiedy słyszę ciągłe pouczanie starszych pań, jak matki powinny wychowywać dzieci (bo one już wychowały i wiedzą to NAJLEPIEJ). Ale młode mamuśki też potrafią dogadywać innym (najchętniej za ich plecami). Do tego te wszystkie komentarze typu “ty masz łatwiej, bo coś tam”. Nie mam dzieci, więc jestem egoistką i NIC nie wiem o życiu. Inna babka nie pomyśli, że moja samotność ma swoje plusy, ale też minusy. Dla wielu kobiet życiową sentencją jest “im gorzej, tym lepiej”, w tym sensie, że tylko cierpienie, udręczenie i wypruwanie sobie flaków dla dzieci, męża, pracy, idealnego domu, w tym szykowanie codziennych obiadów z 3 dań itd. jest najwyższą cnotą i to właśnie świadczy o wartości kobiety. A te, które nie jęczą i wolą ugotować samą zupę na obiad, no….no co to za gospodynie / matki / żony???
Pracuję w firmie budowlanej, bezpośrednio wśród samych mężczyzn i jestem uważana za wojującą feministkę. Ale czasem niestety moi koledzy mają rację i jest mi trochę wstyd, że bywają tak wredne kobiety. Myślę też, że facetom zdarza się uprzykrzać życie np. swoim żonom, ale prędzej z lenistwa, wygodnictwa i nieświadomości, niż celowo, złośliwie i namiętnie (choć pewnie takie przypadki się zdarzają). To kobiety są mistrzyniami złośliwości. Faceci są chyba zwyczajnie zbyt egoistyczni i zbyt zajęci sobą, żeby poświęcać na to czas i energie. Pod tym względem powinnyśmy brać z nich przykład – bardziej zająć się sobą, niż komentować działania i wybory innych kobiet. Po co ten wyścig, która lepiej zorganizowana, która lepiej dzieci wychowuje, która więcej gotuje i ma lepiej posprzątane, która ambitniejsza itd? Czy ktoś mi to logicznie wytłumaczy?
Pozdrawiam!
Niestety tak jest…
Całkowicie się z Tobą zgadzam, piękny i mądry tekst.
Opisane sytuacje mogą zdarzyć się wszędzie, jednak z przykrością stwierdzam, ze w Polsce jest znacznie gorzej ni w przynajmniej kilku krajach europejskich gdzie miałam okazje przebywać czy mieszkac. Noe wiem skąd się to bierze, ale Polacy są bardzo spięci, wszystko musi być super na pokaz (taka pani Dulska). Może to było fajne, jak się było panią na włościach, służba do sprzątania a pani do konwersacji o etykiecie.
Mam czwórkę dzieci i nie jestem w stanie zliczyć ile razy obce osoby nie tylko szepnęły słówko otuchy w trudnych monentach, ale zaoferowały pomoc . Panie i panowie, zwykle babcie, dziadkowie, ojcowie a czasem i ktoś z młodzieży, bo ma młodsze rodzeństwo, którym opiekuje się w domu.
dosyć ciekawy wpis 🙂
[…] Pamiętacie tekst o braku wzajemnej życzliwości między kobietami? […]