Jeśli można wyodrębnić z całego spektrum ludzkich cech jedną, wspólną dla wszystkich, a przynajmniej dla większości dojrzałych osób, to jest to stan pewnego niezadowolenia z siebie, rozczarowania sobą. Chcielibyśmy być inni. Lepsi, wyżsi, chudsi, ale to niezadowolenie nie dotyczy tylko wyglądu, czy tego jak postrzegają nas inni, ale całego zespołu charakterologicznego, naszych osiągnięć, tego wszystkiego co stanowi o naszej tożsamości.
Blondynki chcą być brunetkami, wysokie dziewczyny zaczynają się garbić, żeby nie wyglądać jak tyczka, menadżerowie zazdroszczą kolegom “lepszej” w ich mniemaniu kariery, introwertycy chcieliby być bardziej ekstrawertyczni, ekstrawertycy marzą o tym, żeby częściej trzymać język za zębami, mieszkańcy wielkich miast tęsknią za spokojem i prowincją, a prowincji brakuje wielkomiejskości i wyobraża sobie, co by było gdyby kiedyś, tam, dawno podjęła inne decyzje i wyjechała w siną dal.
To oczywiście tylko przykłady, które można by modyfikować, zmieniać i mnożyć przez wszystkie obszary ludzkiej egzystencji, ale faktem jest, że wpadamy często w pułapkę niezadowolenia z siebie i wiecznej pogoni za nieistniejącym ideałem.
Im bardziej gonimy tym bardziej ten króliczek się oddala, a marzenia o byciu kimś innym zabierają kompletnie radość z bycia sobą i z własnych osiągnięć.
Kryzys wieku średniego
Kryzys połowy życia, zwany kryzysem wieku średniego dotyka i kobiety i mężczyzn, tu różnimy się niewiele, może tylko reagujemy na niego inaczej. Najczęściej pojawia się około 40-tki, ale zdarza się dziś także wcześniej. Wszystko zależy od tego, jak wcześnie weszliśmy w dorosłość i jakie oczekiwania względem niej mieliśmy. Główne elementy tego kryzysu to przede wszystkim lęk przed uciekającym czasem i bolesna świadomość faktu, że młodość już przeminęła (czasem desperackie próby by ją zatrzymać).
Do kryzysu doprowadzają także obsesyjne porównania – z innymi ludźmi, z własną idealną wizją czy nawet – coraz częściej – z iluzorycznym obrazem życia znaną ze świata mediów czy tego prezentowanego na Instagramie. Kiedy podchodzimy do tych kwestii bez świadomości i większej refleksji, wydaje się nam, że wszyscy wokół mają lepiej. Jeżdżą lepszymi samochodami, mają czystszy i piękniejszy dom, grzeczniejsze dzieci, lepsze wakacje, więcej pasjonujących zainteresowań i zapewne nawet w łóżku wiedzie im się lepiej.
To z tego powodu właśnie w okolicach czterdziestych urodzin zamiast podziękować sobie za trud dorastania i osiągania dojrzałości, za drogę, którą przebyliśmy, dajemy się ponieść goryczy i niezadowoleniu z siebie.
Historia kobieca
Agatę poznałam wiele lat temu w pracy, w podobnym momencie życia urodziłyśmy pierwsze dziecko, potem nasze drogi się rozeszły. Kiedy spotkałyśmy się niedawno, Agata opowiedziała mi historię swojego rozczarowania i tęsknoty za innym życiem. Przez 7 lat była w domu, kiedy wróciła do pracy w wieku 35 lat nie bardzo miała już szansę na oszałamiającą karierę, której pragnęła w młodości, wyobrażając sobie siebie jako piękną, szczupłą bizneswomen na szpilkach.
“Kiedy spojrzałam w lustro w dniu moich 39 urodzin – mówi Agata – uświadomiłam sobie, że wiele z moich marzeń już się nie spełni, że ten pociąg już odjechał. Nie będę już miała tego nieskazitelnego ciała, o którym marzyłam, bo poorały je ślady ciąży, nie będę miała twarzy 25 -latki, bo nie stać mnie na drogie zabiegi, nie będę się wspinać po korporacyjnych szczeblach, bo moje koleżanki, które nie rodziły dzieci już tam są. Nie zrozum mnie źle – mówi – nie żałuję swoich decyzji – ale dopiero na terapii, którą podjęłam kiedy pojawiły się u mnie zaburzenia nastroju i zalążek depresji, uświadomiłam sobie jak bardzo jestem sobą rozczarowana. Wiem, że nie można mieć wszystkiego, a ludzie którzy to mówią, nie mają pojęcia o rzeczywistości, albo wierzą w iluzję. Mam przyjaciółkę, która nie założyła rodziny, postawiła na karierę i w dobie pandemii drży bo boi się, że jeśli ją straci, albo pójdzie w korporacyjną odstawkę, nic jej w życiu nie zostanie. Mam inną, którą zostawił mąż i po etapie totalnej desperacji i smutku, zaczęła wreszcie siebie doceniać i cieszyć się swoją dojrzałą kobiecością. Czasem jednak jeszcze dopada mnie ten potwór co mówi, że mogę bardziej, mocniej. Że mój mąż mógłby być lepszy, a dom bardziej wymuskany. Nie wybaczyłam sobie tego kim i jaką jestem raz na zawsze, ale pracuję nad tym każdego dnia. To trudna praca i mam wrażenie, że będę się tym zajmować do końca życia” Nie jestem tą wymuskaną Agatą z sukcesem który śnił mi się po nocach, ale czy to kim jestem nie wystarczy?
Historia męska
Szymon ma dziś 51 lat i mówi, że o kryzysie wieku średniego wie wszystko, bo przechodził go już ze 3 razy. Za pierwszym razem, po 30-tych urodzinach ożenił się i zaczął jak mówi “bawić w dom”. Bez wielkich sukcesów. Po prostu wszyscy mówili, że to już ten czas. Decyzję podjął więc dość kompulsywnie, a do wyboru partnerki podszedł jak do zmiany pracy – zrobił analizę SWOT i stwierdził, że najwyżej wycofa się po okresie próbnym. Małżeństwo trwało 5 lat – Szymon ma z niego córkę, którą bardzo kocha. Małżeństwo skończyło się karczemną awanturą i zupełnie typowym ( burzliwym ) rozwodem. W okolicach 40-tki, ponieważ kariera rozwijała się bardzo dobrze, Szymon nadal czuł się jak młody bóg i korzystał z życia. Kupił motocykl, chodził do klubów, intensywnie pracował, miał kilka dużo młodszych partnerek, aż został zwolniony i świat mu się zawalił.
“Cały mój światopogląd runął, poczułem się oszukany przez życie, wypchnięty za drzwi. Miałem depresję i myśli samobójcze, nie pracowałem ponad rok, żyłem z oszczędności, które topniały z miesiąca na miesiąc, leki na depresje popijałem alkoholem, pewnie stoczyłbym się kompletnie gdyby nie przyjaciel, który mówiąc po męsku, “wziął mnie za ryj”, dał pierwsze zlecenie, potem pomógł znaleźć pracę i wrócić do normalnego trybu. Funkcjonowałem dobrze aż do 48 urodzin, kiedy uświadomiłem sobie, że tak naprawdę to moje życie już prawie minęło, zostało mi kilka lat do emerytury, młode kobiety nie zwracają na mnie uwagi, córka ma już swoje nastoletnie życie, nie zostanę prezesem w żadnym korpo, co najwyżej mogę się trzymać rękami i nogami tego co mam, bo i z tego miejsca, ktoś chętnie mnie posunie. Miałem nawrót depresji, trafiłem wtedy po pierwsze do aresztu za pobicie jakiegoś chłopaka po pijaku, a po drugie na terapię. Dopiero tam dotarło do mnie, że jest jak jest. Że mogę żałować wielu rzeczy w swoim życiu, ale że czasu nie da się cofnąć i że jedyne co mi zostało w tej sytuacji, to albo skończyć tą farsę, albo zacząć korzystać z czasu, który mi pozostał w jakiś sensowny sposób. Mężczyźni chyba gorzej radzą sobie z mijającą młodością. Nie możemy uwierzyć, że już nie zostaniemy królami świata, że już nie będziemy podrywać i bzykać tych wszystkich pięknych kobiet, że niejednokrotnie spieprzyliśmy wiele rzeczy. Ale pogodzenie się z tym to chyba jedyna droga, inna – przynajmniej mnie- prowadziła prosto w przepaść.
Boże użycz mi pogody ducha …
“Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.” – mówi powtarzana nie tylko na grupach wsparcia modlitwa o akceptację.
Przeszłości nie możemy zmienić, na przyszłość mamy wpływ, ale warto pamiętać, że efekt końcowy zawsze zależy od wielu czynników, a poczucie ombnipotencji, najczęściej prowadzi nas na kompletne manowce.
“Możesz mieć wszystko”, “możesz być kim chcesz”, “walcz o lepszą wersję siebie”, “nigdy się nie poddawaj” – grzmią popularni trenerzy, motywatorzy i inne gwiazdy internetu. Często jednak takie myślenie prowadzi nas na kompletne manowce – tak jak Szymona, czy do stanu niezadowolenia z siebie – tak jak Agatę.
Dojrzałość polega na tym, że w pewnym momencie rezygnujemy ze złudzeń. Także tych na swój temat. To ważna droga i niezbędna lekcja. Czasem trochę gorzka, ale osłodzić ją może wdzięczność, za to co dostaliśmy, a ten bilans rzadko jest zupełnie ujemny.
Życie jest trudne i bogate – oto czego dowiaduje się człowiek autentycznie dojrzały – pisze psychoanalityczka, Clarissa Pinkola Estes. Widać to i wewnątrz i na zewnątrz u tych, którzy do dojrzałości dążą. Wiemy, że jest wielka różnica między życiem prawdziwie głębokim a fantasmagorycznymi urojeniami. W podróży do “prawdziwego” domu, choć czasem patrzymy za siebie, by spojrzeć tam, skąd przyszłyśmy, nigdy nie odwracamy się, by zawrócić”.
Bo zawrócić z tej drogi się nie da, a nawet gdyby się dało, to nie warto.
Doceń ją. I doceń siebie.
1 komentarz
pięknie powiedziane, aż szkoda, że tak krótko i treściwie 😉