Zdalna szkoła prawdopodobnie niedługo się skończy. Niewielkie to jednak pocieszenie, biorąc pod uwagę, że większość dzieci nie uczestniczy w normalnych lekcjach od ponad roku, z niewielką przerwą we wrześniu – październiku. Za chwilę przyjdą wakacje, a młodzi ludzie, dla których ten jeden rok to w wielu wypadkach 1/7 czy 1/10 życia ( a więc tak jak dla mnie 4-5 lat – dużo!), jest wyrwana z normalnego funkcjonowania i w wielu wypadkach skazana na radzenie sobie tak jak umieją. Co gorsza, moja obserwacja jest taka, że z dziećmi NIKT nie rozmawia, nikt nie pyta o to jak się mają, nie ma kompletnie miejsca na żadną ekspresję, normalne spotkania ze śmiechem i radością, ma być cisza i wałkowanie materiału, bo każda minuta z tych 30 przeznaczonych na nauczanie jest cenna. To, że jesteśmy w dupie drodzy Państwo to już dawno wiemy, gorzej, że się tam już urządziliśmy. I od razu dodam, to nie jest tekst przeciwko komuś. To jest tekst, który ma zwrócić uwagę na problemy, których zdajemy się nie widzieć!
Godzina 8 rano, poniedziałek. Córka łączy się na lekcje on line. Komunikat, który pada z głośnika jest robotyczny i sprawia, że przewracam oczami. “Dzień dobry, jest 8:00, zaczynamy lekcje. Osoby, które dołączają, proszone są o nie witanie się, żeby nie przeszkadzać. Otwórzcie książkę na stronie 190, dziś zajmiemy się …”. Ani jak się masz, ani miło Was słyszeć, ani jak spędziliście weekend, ani za przeproszeniem, pocałujcie mnie w dupę.
Większość dzieci nie używa kamer, mikrofony mają być wyłączone kiedy się nie odpowiada, wyobrażam sobie, że większość leży w łożku i patrzy w sufit.
Czy wszystkie lekcje tak wyglądają? Większość. Czy ktoś pytał dzieci jak się mają po świętach? Czy wszyscy zdrowi? Co robią w wolnym czasie? Słyszałam trochę takich rozmów na lekcji wf, na przyrodzie, ale to chyba jedyne przedmioty, które znalazły niewielką przestrzeń na rozmowę. Godzina wychowawcza to 30 minut w tygodniu. Większość dzieci nie ma szans zabrać głosu, a gdzie tu mówić o rozmowie.
Czy w szkole stacjonarnej było lepiej? Pewnie lekcje wyglądały podobnie, ale to co ważne działo się też pomiędzy. Była przestrzeń na świętowanie, na bycie razem, przerwy na rozmowy, na interakcje międzyludzkie.
Teraz nie ma niczego. I skutki tego będą opłakane.
Skutki izolacji dzieci
Już w ubiegłym roku pojawiały się naukowe informacje na temat skutków izolacji dzieci. Wszyscy wiemy już, że obecna sytuacja, łączy się z dużo większym ryzykiem wystąpienia zaburzeń adaptacyjnych i innych zaburzeń emocjonalnych, w tym:
- PTSD (zespół stresu pourazowego),
- zaburzeń depresyjnych,
- zaburzeń lękowych.
W Stanach Zjednoczonych, ale także w wielu innych krajach, publikowano już badania, z których wynika, że napięcia i problemy psychiczne związane z poczuciem braku kontroli i lękiem wzrosły u dzieci o conajmniej kilkadziesiąt procent. Zmiany społeczne i pandemiczna rzeczywistość dotkną szczególnie te grupy, które są najbardziej kruche – a więc dzieci i młodzieży.
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę we wrześniu przeprowadziła badanie wśród nastolatków, pytając o to, jak znoszą pandemię. Jedna trzecia dzieci w wieku 13-17 lat określiła swój stan psychiczny jako zły.
Wedug badania „Zdrowie psychiczne w czasie pandemii COVID-19”:
- 51% osób badanych zgłosiło objawy wskazujące na załamanie funkcjonowania i wykonywania codziennych obowiązków,
- 38% respondentów stwierdza, że odczuwa objawy depresyjne,
- 62% uczestników badania relacjonuje nasilone objawy lęku uogólnionego,
- 37% wykazuje objawy zespołu stresu pourazowego (PTSD),
- 71% ankietowanych nadmiernie się zamartwia, rozmyśla, ma problemy z koncentracją i snem, przy czym u 13% z nich podejrzewa się wystąpienie zaburzeń adaptacyjnych.
To oznacza także, że dorośli nie mają często siły i zasobów aby odpowiednio wspierać dzieci. Część maluchów, bo tak nazwę również 9 czy 11 latki, spędza wiele godzin w faktycznej izolacji: rodzice idą do pracy, albo zamykają się na wiele godzin w innym pomieszczeniu, aby pracować. Szkoła powinna o tym wiedzieć i wspierać dzieci na miarę swoich możliwości i potrzeb.
Inaczej czeka nas kolejna epidemia, zaburzeń psychicznych i adaptacyjnych u dzieci, a tych, jeszcze przed pandemią, nie miał kto leczyć, bo polska psychiatria to obraz nędzy, rozpaczy i permanentnego niedofinansowania.
Nie, to nie jest post przeciwko nauczycielom
Tak jak napisałam na wstępie, to nie jest post przeciwko nauczycielom. Wielu z nich cierpi w tej sytuacji tak samo jak dzieci.
“Nie dostaliśmy sprzętu, pracuję na starym komputerze, dofinansowanie, które rzekomo otrzymaliśmy to jakiś żart – 500 zł? Co ja mam kupić za 500 zł bo chyba nie komputer, który udźwignie rozmowy wideo – pisała w komentarzu jakiś czas temu pani Agata, nauczycielka historii.”
Jesteśmy zmuszani do pracy w warunkach, które nie służą nikomu – dodaje Grażyna. Ma 54 lata i nie bardzo orientowała się w komputerowych zawiłościach, pracuje przy tablicy 30 lat i trudno mieć do niej pretensje, że nie potrafiła od razu przestawić się na system, który w całości wymaga przejścia na online. To też budzi frustrację i stres.
Program ma być zrealizowany – mówi Ewa. Chciałabym porozmawiać więcej z dziećmi, ale prawda jest taka, że albo zrobię co mam zrobić, albo potem pretensje będą skierowane do mnie.
Pracuję z domu, gdzie za ścianą 3 dzieci ma … lekcje zdalne –mówi Iwona, nauczycielka angielskiego. Codziennie mam chwile, kiedy myślę o tym, żeby iść na zwolnienie, bo już naprawdę nie mogę tego znieść. Hałas, dzieci się kłócą, internet się rwie, bo nie może udźwignąć 4 osób na łączu, pretensje, obiad, wrzaski, rodzice piszący, że lekcje są odtwórcze i ich dziecko nie miało szansy nic powiedzieć. Nie miało, bo dzieci jest 25, a lekcja trwa 30 minut, jeśli zapytam 10, to już dużo. To wszystko nie ma kompletnie sensu, to doprowadza tylko nas wszystkich i nauczycieli i dzieci na skraj rozpaczy”.
Taka jest pandemiczna szkoła, jeśli nie wszędzie, to w większości przypadków.
Jak pomóc dzieciom?
Wróćmy jednak do meritum. Jak pomóc dzieciom? Co zrobić, żeby teraz, póki większość i tak siedzi w domu i potem, po powrocie do szkoły pomóc odnaleźć się i chociaż załagodzić stany lękowe, poczucie wyrwania z życia, zagrożenia?
“Kluczową rolę w łagodzeniu lęków odgrywa rozmowa o pandemii (…) oraz psychoedukacja (dostarczanie informacji na temat tego jak żyć w pandemii, czy jak radzić sobie ze stresem). Ważne jest też promowanie wiedzy na temat tego, jak ważne są: wprowadzenie i pilnowanie rutyn, aktywność fizyczna, dbanie o dostarczanie pozytywnych doświadczeń i dowartościowanie samego siebie. (…) – piszą eksperci PAN.
Ja dodałabym po prostu bycie z drugim człowiekiem. Zobaczenie wagi prostych rzeczy. Rozmowy, także o niczym. O kocie, psie, książce czy serialu.Tu chodzi o towarzyszenie. O przestrzeń na luz, którego obawiam się nie będzie, kiedy dzieci wrócą do szkoły.
W Anglii, w Niemczech, mówi się o tym, że nie ma mowy o żadnym nadrabianiu popandemicznych zaległości. O sprawdzianach, egzaminach na start, o straszeniu. Boję się, że w Polsce będzie inaczej, że powrót będzie kolejnym ogromnym stresem dla rodziców i dzieci. Że będziemy się traumatyzować wtórnie, teraz tym, że nauka zdalna nie spełniła swojej roli co było oczywiste od samego początku i apeluję! Nie idźmy tą drogą!
Powrót powinien być łagodny i lekki, dzieci powinny dostać przede wszystkim przestrzeń na to, czego nie było przez te wiele miesięcy. Na wyjście na boisko, także na te cholernej matematyce jeśli trzeba. Na pójście do parku, na zrobienie razem czegoś, śniadania, tańców, utopienie koronawirusa w rzece.
To duża odpowiedzialność dla szkoły i wierzę bardzo, że mimo odgórnych decyzji i komunikatów, które są często tak głupie, że aż nie mam sił ich komentować, znajdziemy w sobie trochę mądrości, żeby dzieciaki i młodzież potraktować jak ludzi po trudnych przeżyciach, a więc z delikatnością, wyrozumiałością i miłością.
Życzliwość jest lekiem na wszystko
I na koniec, zanim się rozpędzimy i zaczniemy oceniać, pamietajmy, wszystkim nam jest ciężko. Rodzicom, którzy często zostali bez pracy, z lękiem o prace, z odpowiedzialnością za dzieci, którą do tej pory, chociaż trochę niosło chociaż trochę przedszkole, szkoła. Dzieciom, które zostały wyrwane z rytmu normalnego życia. Nauczycielom, którzy należą przecież także do pierwszej grupy i też mają dzieci, które trzeba wspierać.
Cokolwiek dzieje się na zewnątrz, abstrahując od tego na co i tak nie mamy wpływu, pamiętajmy o wzajemnej życzliwości i byciu ze sobą. To nic nie kosztuje. Tego nie zabroni żaden fatalny minister, ani polityk, tego nie zakażą kolejnym dekretem pandemicznym, a bez tego, naprawdę nie przetrwamy!
Idź dziś z dzieckiem na spacer, kupcie lody, albo batonik, zróbcie coś miłego. Nie rób awantury o pracę domową. Nauczycielu, odpuść. Zobacz wysiłek, znużenie. Zobaczmy w sobie ludzi, którzy mają dosyć, bo mają prawo mieć.
Kto wie, może to właśnie życzliwość jest tym cudem, który nas uratuje? Głęboko w to wierzę!
1 komentarz
ważny przekaz, moje córki lat 14 i 18 już mówią , że nauczyciele zasypią ich sprawdzianamia.. bo przecież wystawienie ocen za moment. Łapmy dystans w tym chaosie, w jakim przyszło nam żyć. Znajdujmy narzędzia , które nam pomogą się wyciszyć. I zasilajmy dobre scenariusze co do przyszłości . pozdrawiam majowo