Manufaktura Radości
  • Strona Główna
  • Psychologia
  • Inspiracja
  • Życie
  • Sklep
  • Kontakt

Manufaktura Radości

  • Strona Główna
  • Psychologia
  • Inspiracja
  • Życie
  • Sklep
  • Kontakt
Bez kategorii

O kobiecej niezależności

written by Manufaktura Radości 2 kwietnia 2012
W ostatnim odcinku któregoś sezonu serialowego „Rancza”,
kobiety z Wilkowyj, do tej pory bezrobotne, zależne we wszystkim od
mężów i pogodzone ze swoim statusem obywatela, który niewiele ma do
powiedzenia i prawie nic nie umie, odnoszą komercyjny sukces i dostają
swoje pierwsze, własnoręcznie zarobione pieniądze. Są łzy wzruszenia,
jest niedowierzanie, odkrycie swojej sprawczej mocy i zmiana zachowania:
z potulnych baranków podstawiających mężom talerz pod nos, kobiety
zamieniają się w mające swoje zdanie, niezależne biznesswomen.
Oczywiście wszystko z przymrużeniem oka, ale dobrze, że telewizja
publiczna przynajmniej tutaj przejawia jakieś „misyjne” zapędy.

Kobieca niezależność finansowa wiąże się
bardzo z niezależnością w każdej innej dziedzinie życia i dlatego jest
tak ważna.  Wydaje się nam często, że już właściwie wszystko zostało w
tym temacie powiedziane, że już każdy wie co jest co i świadomie
decyduje w swoim życiu o tym, jak będzie wyglądało i jak ułoży sprawy
materialnej i zawodowej (nie)zależności. A jednak jest jeszcze dużo do
zrobienia. Nie mówię nawet o sytuacji kobiet na wsi: bo ta ciągle bywa
katastrofalna. Niewiele lepiej jest w miastach i miasteczkach, do
których z pozoru dawno dotarła nowoczesność.

Kobiety zgadzają się na finansową
zależność, bo chociaż wszystkie znaki na niebie i na ziemi mówią, że
bywa okropną pułapką, chociaż widziały los swoich matek i babek i
wiedzą, jak zaplątane historie były ich udziałem, to same naiwnie
wierzą, że u nich będzie inaczej.  Rozmawiam z kobietami, słucham ich
historii, rozglądam się wokół i często nie mogę wyjść ze zdumienia
jakiemu “praniu mózgu”, jakiej presji dajemy się poddawać. „Mąż nie zgadza
się, żeby synek poszedł do żłobka, mąż woli żebym była w domu bo co ja
zarobię, mąż nie zapłaci za przedszkole bo ja siedzę w domu, mąż nie
chce wyjeżdżać na urlop, nie pozwala mi chodzić na fitness, decyduje o
całym wspólnym budżecie bo sam zarabia, to są jego pieniądze itp”. 

Takich opowieści jest
mnóstwo i bardzo mnie one bolą. Widzę cierpienie kobiet, ich brak
wiary w siebie, porzucenie nadziei na lepsze
jutro, czy wreszcie stany depresyjne, które w naturalny sposób wiążą się
z sytuacją, którą postrzegamy jako „bez wyjścia”. Najtrudniejsze wydaje mi się to, że to nie
są wydumane problemy czy historie kobiet z marginesu, bez wykształcenia, bez marzeń i
aspiracji. To prawdziwe zdania, wypowiadane przez osoby, które jeszcze
rok, dwa, pięć lat wcześniej były pełne wiary, pasji i zadowolone z
dobrej, partnerskiej relacji w domu. Pozwalamy decydować o sobie i swoim
losie, oddajemy w cudze ręce władzę decyzyjną w maleńkich sprawach, a
potem ze zdumieniem dostrzegamy, że nie mamy już prawa decydować o
niczym,  że nasze zdanie się zupełnie nie liczy.  Tak zaczynają się
dramaty i katastrofy: tak bardzo często wplątujemy się w pułapki, z
których ciężko o własnych siłach wyjść.

Oczywiście, że w związku, szczególnie w
początkowej fazie macierzyństwa zależność finansowa, ta przejściowa,
bywa naturalną sprawą. Jednak nawet wtedy, trzeba być czujnym, świadomym
i z pełną determinacją podkreślać, że nawet jeśli na wspólne konto
wpływa wynagrodzenie jednej strony, to nadal oboje o nim decydują i  nie
ma tu miejsca na podział na moje /  nie moje.

Kobieca praca
wychowawcza, opieka nad dzieckiem, na pełnym etacie przez pierwszych
kilka miesięcy, czy nawet lat  –  jest wymierną wartością, mimo że nie
wylicza się jej w złotówkach i nie płaci się od niej podatku.

Dlatego Kochane: jeśli chcecie mieć
prawo do marzeń, chcecie samodzielnie decydować o ważnych dla was
sprawach, uniknąć presji i rozczarowań, żyć takim życiem jakie same
wybierzecie, to nie oddawajcie wszystkiego co macie pod cudze skrzydła.
Nawet w najlepszym związku trzeba pozostawić coś tylko dla siebie: swoją
przestrzeń emocjonalną, swoje własne marzenia, aspiracje, swoją pracę,
za którą dostaje się swoje pieniądze. Partner może odejść, może się
zmienić, życie może wywinąć nam taki numer, że staniemy przed nim jak
słup soli. Wtedy nasza niezależność, nasza świadomość, że damy sobie
jakoś radę, jest orężem i tarczą, która pozwoli ustać nam na nogach, nie
zwali nas na ziemię, ani nie zamknie w klatce ze złota.

Jest w tym pewne uproszczenie, ale
uważam, że w dorosłym życiu, nikt od nikogo nie powinien być w
zupełności zależny. Jesteśmy słabi, bywamy nadmiernie kontrolujący.
Zależność wyzwala w nas emocje i stany, których się po sobie samych nie
spodziewaliśmy. Zaczynamy traktować drugiego człowieka przedmiotowo,
przestajemy go cenić, odbieramy mu prawo do jego indywidualności: i to
już jest nawet nie furtka, ale ogromna brama do nadużyć. Dlatego
apeluję: ostrożnie, bardzo ostrożnie, z jakąkolwiek zależnością. 

Akademia Dobrego Życia
7 komentarzy
0
Facebook Twitter Google + Pinterest
wcześniejsze posty
Rywalizacja
następne posty
Otwarte drzwi

MOŻE CI SIĘ RÓWNIEŻ SPODOBAĆ...

Natura ( nie ) na receptę

2 czerwca 2014

Jednak jestem feministką

8 kwietnia 2010

Adrenalina

20 stycznia 2012

Gdziekolwiek pójdziesz

11 lipca 2012

O polityce z perspektywy szczęścia

19 kwietnia 2010

Sortir de son lit

21 października 2009

Matczyne tabu

24 listopada 2011

Tak trudno wybaczyć

5 sierpnia 2010

Alchemia kuchni: czyli przepis na smutek

8 maja 2011

Po kawałku

8 września 2014

7 komentarzy

Anonimowy 7 września 2012 - 09:50

Bardzo mi się podoba co czytam na tym blogu i bardzo się z tym zgadzam. Pozdrawiam

napisał: kaczkadziwaczka2012 2012/04/02 15:43:31

Reply
Manufaktura Radości 7 września 2012 - 09:51

🙂 pozdrawiam!

Reply
Anonimowy 8 marca 2014 - 08:10

"Żaden człowiek nie jest dostatecznie dobry, żeby rządzić drugim człowiekiem bez jego zgody"(Lincoln)

Wprawdzie te słowa odnosiły się do niewolnictwa, ale całkowita zależność w małżeństwie jest formą niewolnictwa. I zgadzam się, że nigdy nie należy dopuszczać do utraty niezależności w związku, bo to skutkuje ubezwłasnowolnieniem, utratą godności, a partner stopniowo przestaje nas szanować.

Nigdy nie byłam na utrzymaniu męża, bo zawsze pracowałam i zarabiałam własne pieniądze, nie mieliśmy wspólnego konta tylko oddzielne i prywatne i firmowe. Ale był czas, gdy mąż zarabiał znacznie więcej ode mnie i nie oparł się, by mi tego od czasu do czasu nie uświadamiać, zwłaszcza w sprawach spornych i konfliktowych. I też nalegał, żebym rzuciła swoją pracę i pomagała mu w jego firmie. Ale ja jestem rozsądna i ostrożna – mąż dziś jest, a jutro może go nie być (rozwód, śmierć), więc nie dałam się namówić, bo zawsze lepiej mieć kilka źródeł dochodów. Jak mawiała moja babcia – nie wkłada się wszystkich jajek do jednego koszyka.
I jak czas pokazał to była trafna decyzja, bo po paru latach firma męża przestała przynosić takie dochody, a zaczęła generować straty. I to moje dochody z pracy i z firmy uratowały moją rodzinę od utraty wszystkiego – trzeba było tylko sprzedać część majątku, żeby pospłacać długi i uratować co się da.

Zawsze trzeba myśleć niezależnie i mieć na względzie własne dobro, a nie liczyć na dobrą wolę innych, nawet współmałżonka, bo można się gorzko rozczarować, co miałam nieprzyjemność obserwować w swoim otoczeniu nie raz.

rozsądna

Reply
Anonimowy 14 marca 2014 - 07:38

Całym sercem zgadzam się z powyższymi słowami.

Przez kilka lat zajmowałam się wyłącznie wychowywaniem dzieci i domem. Mąż dobrze zarabiał i jego ambicją było utrzymać rodzinę, wolałby, żebym została w domu. Nigdy nie wypominał mi, że to on zarabia, pieniądze były wspólne. Ja jednak zawsze wiedziałam, że chcę pracować, potrzebowałam niezależności. Wprawdzie na początku nędznie zarabiałam, ale wyszłam z domu między ludzi, zawsze miałam swoje pieniądze i to dawało mi zadowolenie.

Życie pokazało, jaka to była dobra decyzja. Mam już osiągnięcia zawodowe i zarabiam przyzwoicie. A mąż zachorował na chorobę przewlekłą, z czasem musiał przejść na rentę.

Co byśmy zrobili, gdybym została w domu??? Nietrudno sobie wyobrazić…

Pozdrawiam serdecznie 🙂

Reply
完美 5 października 2018 - 05:52

介紹彩粧系列。

Reply
chatbot 5 października 2018 - 17:55

數據量度

Reply
醫學美容 Co2激光脫癦 cosmedicbook 5 października 2018 - 23:05

激光是單一波段的光能 , 在同一時間發射 , 光線能量較為集中 , 能深入皮膚打擊患處之異常色素或血管 , 溫和地刺激皮膚內的骨膠原更生, 新生的骨膠原令您的膚質光澤柔嫩 , 煥然一新 , 抗老效果顯著。有效治療色斑(雀斑 , 太陽斑 , 咖啡斑 , 太田痣 , 紋身) , 血管問題 (葡萄色斑 , 微絲血管擴張) , 膚色不均 , 皮膚鬆弛 , 毛孔粗大 治療後皮膚會出現短暫的紅腫 , 要注意防曬及遵照醫生指示護理皮膚

Reply

Zostaw komentarz Cancel Reply

O mnie

O mnie

Witaj, nazywam się Małgosia Dawid, miło mi Cię u mnie gościć! Jestem pisarką, blogerką, a przede wszystkim kobietą, która... [Czytaj dalej]

Facebook

Facebook

Newsletter

Dawka inspiracji w Twojej skrzynce? Zostaw e-mail!

KUP MOJĄ KSIĄŻKĘ:

sklep

Ostatnie Wpisy

  • Kwiecień – gotowi na nowe?!!!

    1 kwietnia 2021
  • Afirmacje ciążowe – nowy projekt!

    30 marca 2021
  • Przesilenie wiosenne – jak przetrwać, jak się obudzić i co zrobić z energią, którą nadchodzi?

    19 marca 2021
  • Marzec – czas siania – czyli z czym warto wejść w przedwiośnie?

    28 lutego 2021
  • Z tęsknoty za NIĄ ( bajka dla kobiet w połogu, po ciąży)

    22 lutego 2021

Mój Instagram

No images found!
Try some other hashtag or username

Newsletter

Dawka inspiracji w Twojej skrzynce? Zostaw e-mail!

  • Facebook
  • Instagram

@2018 - Manufaktura Radości. Realizacja: RekLama Design


W górę
Strona wykorzystuje pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Szczegóły znajdziesz w Polityce Prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies?Zgadzam się