Alkoholizm, seksoholizm, uzależnienie od hazardu czy narkotyków, mogą zrujnować życie. Ale że ktoś za dużo pracuje? Oj tam, oj tam. Jest ambitny, w dzisiejszych czasach trzeba się starać bardziej. Od tego jeszcze nikt nie umarł! Pracoholizm, czyli uzależnienie od pracy jest dziś najpowszechniej akceptowanym i rozgrzeszanym uzależnieniem. Ale nieprawdą jest, że nie jest groźny i że nikt od tego nie umarł. Jakiś czas temu zauważyłam u siebie pierwsze sygnały, że coś jest nie tak. Wprowadziłam zmiany. A jak jest u Ciebie?
Warszawskie “city” prawie nigdy nie śpi. To tutaj pracuje się nieraz tak długo, że wychodzących portier/ochroniarz może żegnać uściskiem dłoni, zna ich zresztą często po imieniu. Pracują w tygodniu, pracują w weekendy, niejednokrotnie pracują też w nocy. Często skali tej pracy nie widać na pierwszy rzut oka bo zabierają ją do domu.
W biurze odbębniają to co konieczne: spotkania, rozmowy, życie na papierosie, służbowe lunche i papierki. Reszta obowiązków to niekończące się wpatrywanie w ekran laptopa. Maile o 23:30, tabelka wysłana chwilę po 3, pretensje i fochy słane do podwładnych w niedzielę rano. Polski pracoholizm ciągle ma się dobrze. I to wcale nie dlatego, że NAPRAWDĘ tak trzeba.
Pracoholizm – definicja, czym jest a czym nie
Pracoholizm tak jak inne nałogi, przejawia się w obsesyjnej potrzebie wykonywania pewnych czynności, podejmowania konkretnych działań – tyle ze słownika i Wikipedii. Psycholog powiedziałby o zaburzeniu zdrowej równowagi pomiędzy wykonywaniem obowiązków zawodowych, a innymi sferami życia, po ludzku możemy stwierdzić, że pracoholik, to ktoś kto po prostu zapieprza bez przerwy. Często nie tylko w tygodniu, ale i w weekendy, na wakacjach, bywa, że latami.
Dla pracoholika istnieje głównie praca, nawet jeśli wydaje mu się, że jest inaczej. Teoretycznie może mieć rodzinę, czas na pasję, ale dopóki 70 % jego czasu jest związane z aktywnościami zawodowymi i bez pracy trudno mu żyć, dopóty stąpamy na cienkiej linii: potencjalnego przepracowania, wypalenia lub uzależnienia właśnie.
Pracoholizm – objawy, konsekwencje
Objawy pracoholizmu łatwo przegapić, zwłaszcza że jak w tytule – są one zwykle społecznie akceptowane. Pracoholik nie będzie widział świata poza pracą i będzie ona głównym mianownikiem jego życia. Problemy związane z funkcjonowaniem mogą przyjść dużo później niż samo uzależnienie, bo człowiek jest bardzo wydajną i elastyczną “maszyną”. Ciało i mózg dostosowuje się do wymagań, bywa więc, że mijają lata zanim spostrzeżemy, że coś jest nie tak.
Kiedy coś zaczyna się dziać, zwykle jest już bardzo późno. Ciało przestaje współpracować, głowa wbrew odczuwanemu przymusowi nie jest wcale tak wydajna jak byśmy chcieli – pojawiają się poważne problemy z relacjami – żona grozi że odejdzie, dzieci wymagają terapii, nie zauważyliśmy że świat się zmienił bo jest praca, tylko praca.
Najczęściej ludzie orientują się, że za dużo pracują kiedy … już nie mogą tyle pracować. Osobiście znam mężczyznę, który pracując prawie przegapił, że miał udar. Lekarka zabrała mu kluczyki od auta bo chciał jechać z tym udarem na spotkanie, którego nie mógł opuścić. U niektórych przychodzi depresja, zawał, problemy z wrzodami czy nowotwór. Najczęściej te małe symptomy, że pracuje się za dużo są bagatelizowane, trochę jak z piciem: no przecież jak codziennie wypiję pół butelki wina czy tam czasem całą, to nie znaczy że jestem uzależniony! ? Jak codziennie pracuję po 12 godzin, to znaczy że rozwijam biznes, że się angażuję, a nie że jestem pracoholikiem!
Pracoholizm – pułapka
Z przeprowadzanych nie tylko w Polsce badań wynika, że pracoholicy żyją w stanie przewlekłego stresu, który jest groźny nie tylko dla zdrowia, ale przede wszystkim dla życia. Często odnoszą zawodowy sukces, ale jest to sukces toksyczny, oderwany od życia, nie dający takiej satysfakcji jakiej pragną. Początkowo cieszy, po chwili przestaje – haj związany z kolejnym osiągnięciem jest coraz mniejszy, często są uzależnieni także od wydawania pieniędzy, więc chociaż zarabiają, to np. nie są w stanie oszczędzać, żyją ponad stan.
Dla rozładowywania napięć, z braku lepszego źródła lub umiejętności zniwelowania tego napięcia popadają często także w inne uzależnienia. Kompulsywny seks, alkohol, leki… Często korzystają też z „dopalaczy” – napojów energetyzujących, kokainy, amfetaminy itp.
Pracoholizm to zwiększone ryzyko wystąpienia choroby serca ( przy pracy powyżej 10 godzin dziennie nawet o 67%) , choroba wrzodowa i masa innych problemów.
Pracoholizm jest uzależnieniem – uważaj!
Praca, tak jak każda z życiowych aktywności może być źródłem swoistego haju. Dobrze wiedzieć jednak jak działa mechanizm uzależnienia. Idealnie zresztą pokazuje to powyższy film. Pracoholizm jest niebezpieczny nie tylko dla rzeczonego pracoholika czy jego relacji, rodziny, ale i dla otoczenia. Głównie dlatego, że wyznacza niezdrowe, wręcz patologiczne standardy jeśli chodzi o pracę, zaangażowanie w nią i oczekiwania wobec innych ludzi.
W pewnym sensie jest zaraźliwy- a pracoholiczna kultura pracy wpływa na funkcjonowanie całych organizacji!
Pracoholizm w Polsce – ciągle duży problem
Jakieś 20 lat temu, może trochę dłużej, zachłysnęliśmy się korporacyjnym stylem życia i funkcjonowania. Zaczęliśmy patrzeć na pracę z perspektywy zachodniego kapitalizmu, który często w przerysowany sposób pokazywał to jak powinno wyglądać zaangażowanie w pracę i podejście do stawianych sobie zadań. Dziś zachód – w dużej mierze – odszedł od tych standardów – ale Polak, ciągle zapieprza jak Polak.
Widać to choćby w danych OECD – które pokazują, że spędzamy w pracy praktycznie najwięcej czasu ze wszystkich narodów świata.
Co jednak najistotniejsze, czas pracy wcale nie przekłada się na produktywność. Ta jest odwrotnie proporcjonalna do czasu. W uproszczeniu: im dłużej pracujesz tym mniej produktywny jesteś. Produktywność po 10 godzinach przed komputerem jest praktycznie symboliczna. Jeśli zdarza się nam to od czasu do czasu – nie ma problemu. Jeśli jest normą, codziennością, naprawdę mamy problem.
5 rzeczy, które TRZEBA wiedzieć o pracy ( aby nie dać się wpędzić w pracoholizm)
- Praca to TYLKO praca. To nie jest całe życie, a jego część. Żadna praca – ta z pasji, ta z powodów ekonomicznych , nie może stanowić 100 % życia. 50 % to już jest bardzo dużo.
- W pracoholizm wpędza nas środowisko, ale znacznie częściej, wpędzamy się sami. Asertywność, umiejętność stawiania granic, mówienia “Nie” pozwala zachować zdrowie nawet w środowisku, w którym pracuje się non stop i taki model jest jedynie akceptowalnym. Czasem oznacza konieczność zmiany pracy, ale jest to niska cena za zachowanie psychicznego zdrowia. Nie – wcale nie musisz tak pracować.
- Sukces w pracy odnoszą Ci, którzy pracują mądrzej, a nie ciężej
- Praca ponad siły nie jest efektywna, ani efektowna.
- Często pierwszym objawem braku równowagi w obszarze pracy jest nieumiejętność odpoczywania. Jeśli nie jesteś się w stanie wyłączyć na tydzień w roku, nie możesz odpuścić, sprawdzasz maila, telefon, raporty i tabelki, coś jest nie tak.
Turkusowa organizacja pracy – czyli gdzie idzie świat?!
Dzisiejszy model pracy oparty jest na hierarchii, autorytecie i zarządzany z poziomu siły. Na szczęście na świecie już to się zmienia. Widać, że zarządzanie przez strach, kontrolę, poniżenie, bez głębszego sensu i szacunku, po prostu nie działa.
Są miejsca, które w kółko szukają pracowników. Wiecznie ich sprawdzają, uważają za złodziei i oszustów i faktycznie, na takich w kółko trafiają. Są też takie, gdzie pracownicy pracują całymi dekadami, szanują się wzajemnie i rozumieją sens funkcjonowania firmy.
“W życiu zawodowym najważniejsze jest poczucie sensu” – mówi prof. Andrzej Blikle i ja się z nim w 100 % zgadzam. Jeśli mamy to, mamy zdrowe środowisko pracy, mądrych szefów – wszystko działa jak dobrze funkcjonujący organizm i nikomu nie jest potrzebny tryb permanetnego przeciążenia pracą.
Pracoholizm i kultura pracy – Przykład ASI
Na koniec oddam głos Asi, która pracowała od 2000 roku w kilku korporacjach/ dużych firmach w Polsce, a od 7 lat mieszka i pracuje za granicą.
Polski model pracy od zawsze był dla mnie patologiczny. Najpierw pracowałam w dużej warszawskiej agencji reklamowej. Tam mało kto wychodził z roboty przed 21. Co prawda przychodziliśmy na 10 a bywało że i na 11, a o 13 był lunch, 10 przerw na papierosa, ale właściwie nie istniało nic poza pracą. Wracałam do domu, byłam wypompowana jak dętka, nie miałam kiedy zrobić zakupów, jadłam po 22 a potem nie mogłam spać. Potem były inne firmy, korporacje. Wszyscy śmiali się z wychodzących o 16, dowcipy z “urzędniczych” zwyczajów były na porządku dziennym. Kiedy wyszłam za mąż i urodziłam syna, odczułam bardzo dotkliwie jak bardzo ta kultura pracy nie sprzyja normalnemu życiu. Odpisywałam na maile po nocy, mój szef oczekiwał, że będę dostępna telefonicznie w czasie choroby dziecka – nawet na zwolnieniu lekarskim miałam pracować – z tą różnicą, że z domu. Kosztowało mnie to bardzo dużo i po drugiej ciąży zdecydowałam się nie wracać, mąż za to pracował od rana do nocy i byliśmy w pewnym momencie naprawdę na skraju rozwodu. Gdyby nie to, że bałam się, że nie dam sobie rady sama z dziećmi, że nas nie utrzymam, na pewno bym odeszła. Wyjazd za granicę spadł nam jak z jasnego nieba. Paweł dostał tą propozycję ze swojego macierzystego korpo i pojechaliśmy najpierw na 2 lata do Niemiec, potem do Francji, teraz mieszkamy znów na pograniczu Niemiec i Szwajcarii. To co się wydarzyło potem, było dla mnie nieprawdopodobne, bo okazało się, że chociaż mąż dostał nowe, wyższe stanowisko, to odzyskaliśmy nasze życie. Tu nikt nie pracował do 21. Nie do pomyślenia było wysyłanie maili o 3 nad ranem, czy dyspozycyjność 24 h na dobę. Mąż zaczął wracać do domu o 17:30 – nikt dłużej nie siedział w biurze, a pani z HR wyraźnie zasugerowała program naprawczy kiedy z zespołem omawiali kiedyś coś do 18. Tego się po prostu nie robi – Paweł – powiedziała. To świadczy o tym, że jesteś złym managerem jeśli nie umiesz wywiązać się z zadań i zmuszasz zespół do pracy po godzinach! Francuzi, których poznaliśmy o 12 wychodzili z biura na lunch i do 14 nikt z nich nawet nie zająknął się o robocie. Kiedy przypominałam sobie moich kolegów z warszawskiego korpo jedzących przy biurku, narzekających, że nie mają kiedy iść do toalety, z trudem wysiądujących po 5 godzin na niekończących się spotkaniach, zrozumiałam, że świat może i już gdzieś wygląda inaczej. Wróciłam do pracy tutaj – z dużym stresem – bo nie wiedziałam jak to będzie i okazało się, że również może być normalnie. Kiedy dzieci są chore, nie muszę pracować. Kiedy sama skręciłam nogę, moja propozycja pracy i przychodzenia tak do biura była odebrana jak żart. Tu praca jest częścią życia, a nie całym życiem. I to jest piękne.
A jak jest u Ciebie?
Pomyśl nad tym – sprawdź. Na wakacjach, w wolny weekend. Zrób audyt swojego życia i zobacz, co w nim działa, a co niekoniecznie. To ważne sprawy. I warto reagować nie wtedy gdy niczym ptaszek z filmu wyżej lecisz na łeb na szyję i czujesz się jak koń w zaprzęgu, ale dużo, dużo wcześniej.
1 komentarz
Znam taką osobę, która nawet wolnego nie chce kiedy jest chora. Mi to nie grozi, lubie sobie odpocząć