Dużo ostatnio myślałam o relacjach, o zmianach, dużo rozmawiam z kobietami i mężczyznami, sporo też mam społecznych obserwacji dotyczących tego, dlaczego godzimy się na złe rzeczy: w pracy, w relacjach, w związkach, w życiu w ogóle. Jednym z najczęściej powtarzanych zdań w tym kontekście jest to, dotyczące tego, czemu ktoś w tym ewidentnie złym tkwi? Czemu nie odejdzie? Czemu nie powie BASTA? Czemu, jeśli coś ewidentnie jest dla nas szkodliwe, to nie umiemy tego przerwać albo to przerywanie trwa bardzo długo.
Dziś chciałabym ten proces wytłumaczyć w dwóch krokach – najpierw metaforą, a potem racjonalnymi argumentami. Przejście z uwagą przed dwie części tego artykułu może bardzo pomóc podjąć decyzje i zobaczyć przyczyny tego, czemu wcześniej nie zostały podjęte. A przede wszystkim wyjść z tego, co dawno nam nie służy. Zaczynamy?!
Z miłością i bez obwinia – bo tak to ma naprawdę sens.
Czemu ona z nim jest?!
Wszyscy znamy te historie: on ją krzywdzi, ciągnie w dół, obraża, nieraz nawet dochodzi do przemocy, zdrady, innych form nadużyć – a ona w tym tkwi. Bywa oczywiście i w drugą stronę – kobiety też zdradzają, każą ciszą, dopuszczają się nadużyć i nikt z nas, łącznie ze mną nie jest kryształowy.
Często dotyczy to relacji, które wiąże sporo rzeczy – wspólny kredyt, dzieci, małżeństwo, ale bywają też takie, których z pozoru nic specjalnie nie wiąże, a np. bardzo pracowita, piękna, rozsądna, dająca sobie radę we wszystkich obszarach życia kobieta, tkwi w związku z notorycznym Don Juanem, albo alkoholikiem, narkomanem, który ją zdradza, oszukuje, nie daje wsparcia, poczucia bezpieczeństwa i chociaż w teorii mogłaby tą relację przerwać z dnia na dzień, to jednak ciągnie ją miesiącami, jeśli nie latami…
W tym miejscu warto wyartykułować jedno zdanie i wziąć je sobie do serca BEZ DYSKUSJI. Tak, brzmi to autorytarnie, ale zapewniam Cię, że w 99,9 % jest ono prawdziwe, chociaż ciężko się nam czasem do tego przyznać.
Jeśli utrzymujesz jakiś stan rzeczy, to dlatego, że COŚ Z TEGO MASZ. To dlatego, że nawet jeśli sytuacja jest patowa, tragiczna i z pozoru wyłącznie krzywdząca, to jednak w ostatecznym rozrachunku daje nam również jakieś korzyści. Jakie? O co chodzi? Przejdźmy do metafory.
Dlaczego tak trudno wyjść z toksycznej sytuacji? Zerwać złą relację?
Wyobraź sobie dziewczynę albo chłopaka w pewnym pokoju. Dziewczyna jest piękna, a chłopak przystojny – ubrani schludnie, uczesani, ale nieco wystraszeni. Do pokoju tego weszli z własnej woli chociaż może ktoś ich tutaj zaprosił, ktoś ich może zachęcił, albo znęcił jakąś obietnicą, a to co tutaj otrzymali, to rodzaj prezentu. Ten ktoś może nie miał zresztą jakiś specjalnie złych zamiarów (chociaż uczciwie jest stwierdzić, że bywa różnie), ale wszyscy jesteśmy mniej lub bardziej uwikłani no i w relacjach, w związkach, w pracy, w życiu społecznym wchodzimy lub wciągamy innych w różne sytuacje. Nie zawsze w pełni świadomie.
Mamy więc tą osobę, po środku tego pokoju. Trzyma w rękach ten prezent, dar, coś co bardzo chciała dostać. Kiedy wchodziła do tego pokoju, jej uwaga była skoncentrowana właśnie na tej rzeczy – tak jak fokus w aparacie – widziała głównie to. Wyobraź sobie świecącą kulkę światła, która ustawiona jest po środku pokoju. Pierwsze co pojawia się w Twojej głowie, to myśl: ale zajebista! Ależ to cudowne! O matko, naprawdę dla mnie?! Olśnienie! Radość! Szał!
To było pierwsze wrażenie. Co dzieje się potem?
Kiedy już trzymasz w rękach ten prezent, możesz go dokładnie obejrzeć i często okazuje się, że przy bliższym poznaniu, ten ekskluzywny towar jest jak dizajnerska torebka z tureckiego bazaru. Z daleka to jeszcze jakoś wyglądało, ale przy bliższym poznaniu widać, że na szwie puszcza, a farba zostaje na ręce. Nic specjalnego, cholera.
Do tego sam pokój, którego wcześniej dokładnie nie widzieliśmy, bo koncentrowaliśmy się na prezencie zdaje się stawać w świetle, a wcześniej był w półcieniu. No i teraz widzimy dokładnie jaki bajzel tutaj panuje. Może ten bałagan był zresztą dobrze maskowany. Śmieci można w końca upchać po kątach, zamknąć w szafie. Tak jak w historii o Sinobrodym, ukryć w jednej komnacie, w jednej szufladzie – a całość może wyglądać nienagannie. Jednak im dłużej siedzimy w tym miejscu, w tym pokoju, tym bardziej nam coś śmierdzi. To widać, to słychać, to czuć. Coś wyje pod podłogą, jakiś trup wypada z szafy, a w nas też robi się tutaj jakoś coraz bardziej nieswojo i dziwnie.
I pewnie byśmy sobie stamtąd dawno poszli, dawno porzucili to miejsce, ale jest jeden problem. Trzeba zostawić w środku ten prezent, który otrzymaliśmy, inaczej nas drzwi nie przepuszczą. Jeśli wychodzisz, wszystko zostaje w środku.
No i tutaj pojawia się problem: bo chociaż ten prezent nie okazał się tym, czego się spodziewaliśmy, chociaż może mimo wszystko nas mniej lub bardziej rozczarował, to tego, czego dostaliśmy zostawić nie chcemy. Może mamy w środku straszny głód, którego na zewnątrz nie widać, może nikt nam w życiu nie dawał prezentów – może tak bardzo się ucieszyliśmy z tego, co wreszcie po tak długim oczekiwaniu do nas przyszło, że teraz zostawienie tego tam, wywołuje w nas ogromne uczucie rozczarowania, pustki, straty i pytanie: ale jak to tak?!!! To jest moje, może kulawe, ale nie chcę tego całkiem oddawać!
Trochę jak w tym Tik Toku Moniki Goździalskiej: Mówiłam Ci, że on jest jeb*** i nie warto się z nim spotykać. A Ty co?! Ale on mi się tak bardzo podoba!
No i tu moja droga, mój drogi, nie ma innego rozwiązania niż jednak ten prezent zostawić: z żalem, ze smutkiem, z poczuciem rozczarowania, straty. Bo kiedy przekroczysz te drzwi i to wszystko poczujesz, przeżyjesz, przepłaczesz, to po chwili: czasem jest to tydzień, czasem kilka tygodni, czasem miesiąc, czasem rok, DOPIERO ZOBACZYSZ W JAKIM SYFIE SIEDZIAŁAŚ i jakim oszustwem, mirażem, był ten „prezent”, którego nie chciałaś, nie chciałeś zostawić.
To dotyczy relacji, toksycznej pracy, złych przyjaźni i innych trudnych miejsc. Ze środka po prostu tego tak bardzo nie widać.
Pułapka złych miejsc – czemu nie możemy wyjść – racjonalnie
Teraz już krótko, bo myślę, że metafora tutaj załatwi sprawę, ale proces ten warto także pojąć rozumem. Więcej o tych mechanizmach także w tym tekście, a tutaj po prostu punktowo – to co najważniejsze.
Tkwimy w złych miejscach, w złych relacjach, bo:
– Nie umiemy stawiać granic. Tego nas nikt nie uczy, a im bardziej granicy nie stawiamy tym bardziej ona w nas woła, krzyczy, drze się, powoduje chorobę. Ale mówienie: NIE, nie zgadzam się, to dla mnie nie jest dobre, przestań, nie wolno – przychodzi większości z nas trudno. Dlaczego? Bo większość wrażliwych osób nie umie w konflikty i unika ich za wszelką cenę, dodatkowo ma wbudowywany mechanizm „zadowalania innych”.
– Mamy potężne poczucie pustki w środku. I mają je nie tylko osoby, które jakoś tam w życiu się zmagają, ale zaryzykowałabym stwierdzenie, że większość z nas. Także te osoby, których byś o to nie podejrzewała, bo odnoszą sukcesy, mają z pozoru wspaniałe życie. Jeśli „prezent” trafia w pustkę, działa na nią jak magnez. To jest ogromna siła.
– Mamy przekonanie, że wycofanie się z czegoś, jest porażką. Niestety, tego się nas uczy, a przecież wycofanie się z drogi, która nigdzie nie prowadzi, nie jest porażką, ale zwycięstwem. Wszyscy się w życiu mylimy. Popełniamy błędy. Trzeba sobie do tego dać prawo. Po co wychodziłaś za mąż jeśli się potem rozwiodłaś ? – zapytała mnie pewna kobieta. To jest pytanie z rodzaju: dlaczego nie wiedziałaś, że się przewrócisz i nie położyłaś się wcześniej. Nie da się przejść przez życie bez chybionych decyzji: w relacjach, w biznesie, w pracy. Jeśli ktoś twierdzi inaczej, to najpewniej coś chce Ci sprzedać;)
– Myślimy, że nic lepszego nas nie spotka. Że lepiej mieć cokolwiek, niż nic. Problem jednak w tym, że to cokolwiek najczęściej blokuje drogę do tego co dobre. Jeśli siedzisz w tym obskurnym pokoju, w tej złotej klatce, to przykro mi, ale ona blokuje cały świat – raczej nikt tam nie przyjdzie i Cię siłą z niej nie wyciągnie.
Dlatego musisz sama, sam wyjść. I pamietać przez całą tą drogę, że zasługujesz na więcej.
I na koniec…
Wiele osób w trudnej sytuacji zmiany, odchodzenia, obwinia siebie, albo jest obwiniana przez innych, często jeszcze biczowana przez własną rodzinę, środowisko, za to, że znalazła się w takim czy innym położeniu.
A nie mówiłam, że nie powinnaś za niego wychodzić!
Po co się z nim spotkałaś!
Jesteś głupia!
Tylko idiotka mogła się na to nabrać!
Chciałaś to masz!
Widocznie potrzebujesz dostać bardziej po dupie!
Jesteś durna to cierp!
Takie i gorsze zdania padają i chciałabym podkreślić z pełną mocą: TO NIE JEST WSPARCIE!
Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto się nigdy nie pomylił, kto nie wszedł kiedyś gdzieś, gdzie nie powinien wchodzić. Obwinianie innych, ale i obwinianie siebie, nigdzie nie prowadzi.
Odpowiedzialność musimy wziąć, bo w ostatecznym rozrachunku to my odpowiadamy za nasze życie i nie ma od tego ucieczki, ale w trudnym położeniu mamy co dźwigać, i nie ma sensu dokładać sobie do tego tobołka jeszcze poczucia winy.
Dlatego jeśli identyfikujesz się z tym rodzajem sytuacji, musisz skończyć związek, stoisz na progu rozwodu, zmiany pracy, zerwania toksycznej znajomości, to pamiętaj: to jest trudne, ale to da się zrobić. Musisz po prostu przejść przez ten próg. Po drugiej stronie to wszystko stopniowo zacznie wyglądać zupełnie inaczej.
I wyjdzie słońce. Wiem, bo tam byłam i widziałam.
Kibicuję! Małgosia
***************
Po więcej inspiracji, zajrzyj do moich książek! Znajdziesz je TYLKO TUTAJ!
7 komentarzy
Zajebiście mądra kobieta… to jest niesamowicie wspaniały artykuł 🤗
dziękuję!
Jestem dokładnie w takim miejscu w życiu. Moja miłość życia, mój mąż przestał mnie kochać, najprawdopodobniej dla innej. Moje próby reanimacji tego wszystkiego nic nie dają, a ja się boję puścić to wszystko. Choć już nikt prócz mnie nie ma nadziei i złudzeń, ja wciąż sobie tłumaczę: a może jednak… Widzę ten bajzel dookoła. Ale ten prezent mnie trzyma. Boże, wszechświecie – daj mi siłę…
Moja miłość życia kopnęła mnie w dupe już na początku. Nie dostałam nic. Nikt nigdy mnie nie kochał. Wszyscy mnie odrzucali. Pani przeżyła kilka szczęśliwych lat z mężem. To już coś z czego się można cieszyć.
Witam ,jestem w związku od 27 lat już kilka krotnie próbowałam odejść od męża ,raz mi się nawet udało,ale dałam się uronić i pozwoliłam mu wróci.Dzis znowu stoję w punkcie gdzie go spakowałam i kazałam mu się wynieść,ale on Tego nie zrobi ja to wiem .I to będę musiała opuścić to mieszkanie żeby się od niego uwolnić,krzywdząc tym samym dziecko które jest zrzyte z otoczeniem.Poradzisz co mam zrobić jak z tego wybrnąć?
Dzieci wcale nie uszczęśliwia nasze tkwienie w nieszczęśliwych relacjach. A otoczenie w życiu przychodzi nam zmieniać wielokrotnie. Da sobie Pani radę, dziecko również. Proszę o tym nie myśleć w kategoriach krzywdzenia kogokolwiek. Ważne jest też żeby nie krzywdzić w tym siebie.
Czuję magię. Ten pokój, moje życie. Tak trudno. Ale muszę wyjść i trzasnac drzwiami. Paulinko Ty masz siłę.. zrób to