W bajce o Czerwonym Kapturku dziewczynka wpada w sidła wilka, który bardzo umiejętnie wodzi ją na manowce. Tę bajkę znamy wszyscy i co warto podkreślić, wiele w niej opowieści o życiu. W rzeczywistości wilk bardzo często nosi owczą skórę i na pierwszy rzut oka wcale nie wydaje się groźny. Drapieżca jednak to ma do siebie, że POTRAFI polować. Nie oznacza to jednak, że musimy zostać ofiarą. O tym w tym cyklu!
Świat jest pełen wspaniałych ludzi. Chciałabym to podkreślić na wstępie. Jest masa cudownych i mądrych kobiet i mężczyzn, którzy emanują swoją dobrą energią, którzy nas dosłownie ratują przed zwątpieniem i dodają nam skrzydeł. W tej ogromnej grupie ludzi, którą w życiu spotykamy, znajdziemy jednak także takich, którzy z różnych powodów (jest ich masa, można tu napisać wiele książek) są zagubieni, skrzywdzeni i w tym zagubieniu robią głupie, czasem niedobre rzeczy, są też ludzie po prostu jakkolwiek to obcesowo brzmi „popsuci”, źli, krzywdzący innych – najczęściej także z miejsca swojego zagubienia, skrzywdzenia, choć uczciwie jest stwierdzić, że czasem z pełną świadomością i premedytacją.
Temat to stary jak świat i jego główna oś opiera się na linii drapieżnik – ofiara. W dalszej części tego cyklu będę opowiadała więcej o różnych typach „drapieżników”, ale także, a może przede wszystkim o tym JAK W ROLĘ OFIARY nie wchodzić, jak się przed tym bronić.
Życie to nie bajka… a może?!
Wspomniałam już o Czerwonym Kapturku i wilku i po więcej w tym temacie zapraszam tutaj. Motyw drapieżnika i ofiary pojawia się jednak w wielu baśniach, a jedną z nich jest baśń o Sinobrodym. Tu zatrzymamy się na chwilę, po popkultura zrobiła z tej opowieści baśń o „Pięknej i Bestii „i ten proces świetnie pokazuje, czemu kobiety (chociaż mężczyźni też – we wszystkim o czym piszę można odwrócić płeć) wpadają w zasadzki drapieżników.
W „Pięknej i Bestii” mamy „potwora”, który tak naprawdę okazuje się księciem, czyli przekonanie o tym, żeby nie wierzyć swoim oczom, swoim uszom, żeby nie słuchać ostrzeżeń. Tak – to się czasami sprawdza, ale „nie oceniaj książki po okładce” to nie zawsze jest dobra rada, powiedziałabym nawet, że to często jest rada, która pcha nas w straszne kłopoty.
Ile znacie takich historii, w których ktoś bagatelizuje ostrzeżenia, znaki, migające światła, wyjące syreny i mówi: nieeeeeee to nie to, coś TY! Jak w tej opowieści o Czerwonym Kapturku: wielkie oczy, wielkie zęby – czy to naprawdę może być babcia?! No nie może, ale czasami w swojej naiwności dosłownie wolimy się oszukiwać.
Takich historii w przestrzeni publicznej jest mnóstwo. “Ostrzegaliśmy przed nim dziewczyny” – przeczytałam ostatnio w kontekście pewnej afery, skandalu, ze znaną osobą – ale dziewczyny, jedna po drugiej w to szły; z różnych powodów – “bo ja go zmienię, ja go uratuje”, bo były naiwne, bo coś im imponowało, albo dlatego że mrok pociąga. I jeszcze raz: nie stosujemy tu żadnego obwiniania ofiar – temu się zdecydowanie sprzeciwiam. Warto jednak widzieć, że to zawsze działa W DWIE STRONY, zawsze po coś tam idziemy, gdzieś tam jest jednak najczęściej (bo i tu się znajdą wyjątki) jakiś nasz rodzaj odpopwiedzialności za wejście w taką czy inną relację – ale o tym więcej dalej.
Jak naprawdę wygląda opowieść o Sinobrodym?
Mamy 3 siostry, z których oczywiście najmłodsza ulega urokowi Sinobrodego. Starsze widzą jego zalety, mają wątpliwości, nawet stwierdzają, że bywa czarujący, ma piękny zamek, a jego broda może wcale nie ma dziwnego koloru, ale ostatecznie tylko najmłodsza, najmniej doświadczona przyjmuje jego oświadczyny i przenosi się do jego zamku. Ten pałac jest oczywiście piękny i ma wiele komnat i tylko jednej nie wolno jej otwierać.
Jak to zwykle bywa, wreszcie tę jedną zakazaną komnatę nasza księżniczka otworzy i zastanie tam trupy, krwawe błoto, wcześniejsze ofiary, tego, któremu pochopnie zaufała.
W pierwszej warstwie przychodzi do nas pytanie o to, czy warto być tak ciekawą, ale nie o tym jest ta opowieść. Ona jest o tym, że PRAWDA W KOŃCU wyjdzie na jaw – trup wreszcie wypadnie z szafy i że nawet jeśli fasada jest strojna, zamek ogromny, budowany latami, to w końcu to co w nim ukryte zacznie wyć po nocach i nas obudzi.
I o tym, że pozory najczęściej jednak nie mylą, albo nie mylą tak bardzo.
Najważniejsza jest świadomość
“Z punktu widzenia psychologii młode dziewczęta i młodzi chłopcy pozostają jakby uśpieni wobec faktu, że stają łupem, ofiarą” – pisze Clarissa Pinkola Estes. Zanim oddam znów głos Clarissie, napiszę tylko, że nie dotyczy to tylko młodych – naiwność, pewien rodzaj łatwowierności bywa domeną nawet bardzo dojrzałych metrykalnie osób, zresztą czasami, wpadnięcie w pułapkę drapieżnika bywa wcale nie objawem naiwności, ale po prostu chwilową nieuwagą, wynika z niewiedzy, ze zbyt dobrego, ufnego serca i z masy innych powodów. Nie chodzi o to, aby siebie obwiniać, ale o to, by zdobywać ŚWIADOMOŚĆ i minimalizować to ryzyko.
„Kiedy wilczyca zostawia swe młode, by wyruszyć na łowy, wilczęta próbują iść za nią, wychodząc z nory na ścieżkę. Matka warczy, odpędza je i straszy tak bezlitośnie, że poślizgując się, biegną z powrotem do jamy. Wilczyca wie, że szczenięta nie potrafią jeszcze ocenić innych stworzeń. Nie wiedzą, kto jest drapieżnikiem, a kto nie. Z czasem nauczy je tego, brutalnie i raz na zawsze.
Podobnie jak młode wilczęta kobiety też potrzebują wprowadzenia w tajniki życia, inicjacji, która nauczy je, że świat wewnętrzny i zewnętrzny nie są beztroskim rajem. Wiele dziewcząt i kobiet nie otrzymało nawet tak podstawowych nauk o drapieżnikach, jakie matka wilczyca daje swoim szczeniętom.” – „Biegnąca z wilkami” – C.P Estes
Wychowuje się nas do grzeczności, do konformizmu, do pasowania. Uczy się nas niedostrzegania w ludziach groteskowości, tego żeby nie oceniać – chociaż czasem ocena jest oczywista, nie ufania swoim zmysłom, intuicji i przeczuciom.
Często nikt nas niczego nie uczy, tylko zabrania, a to jeszcze mocniej nas pcha w kłopoty. To co zakazane kusi siedem razy bardziej.
Kiedy wracamy do naszych naturalnych instynktów, do słuchania siebie, kiedy zdobywamy świadomość i wychodzimy z pokoju, o którym pisałam tutaj, zaczynamy dostrzegać, jak wiele znaków ostrzegało nas przed tym, żeby tam nie wchodzić. To jest ten moment olśnienia, w którym same przed sobą stwierdzamy: „W co ja się do cholery wpakowałam i jakim cudem ja tam dobrowolnie weszłam”?!
To jest jednak także cudowny moment, w którym możemy nauczyć się na własnych błędach i na przyszłość umieć dostrzegać to co jest prawdą, słuchać własnej intuicji, nie koloryzować rzeczy ewidentnie czarnych i mówić im STOP jeszcze zanim przekroczymy ten nieszczęsny próg.
Wiedza ratuje
Dziś teoretycznie mówi się wiele o zagrożeniach. O tym, że w społeczeństwie mamy osoby o zaburzeniach osobowości, Narcyzów, psychopatów, osoby głęboko uzależnione od substancji, które zmieniają ich sposób funkcjonowania, od pewnego rodzaju zachowań, od seksu, pornografii itp. Z drugiej jednak strony mówi się nam również i to jest przekaz, który słyszę w ostatnich latach coraz głośniej: EJ, to nic takiego! Każdy coś ma! Taki jest ten świat! Nie ma co tego wyolbrzymiać! Nie ma co z tego robić wielkiego halo! Jego była to wariatka! Ci wszyscy mężczyźni wcześniej to idioci! To ich wina! Nie rób z niego potwora! To nie może być prawda! To są pomówienia! Przesada! Granda!
To są klasyczne opowieści o tym, że ta broda, którą widzimy jako niebieską, nie jest wcale dziwna. To są wszystko usypiacze naszej czujności, które nas wciągają w dół, każą przekroczyć ten próg i potem znaleźć komnatę wypełnioną szkieletami, albo samemu w niej zalec.
Musimy się uczyć świadomie wybierać i o ile nie wszystkich niebezpieczeństw uda nam się uniknąć, o tyle warto unikać przynajmniej tych najbardziej groźnych. Z niektórych pułapek wyjdziemy bowiem sami, z innych trzeba będzie nas ratować, a że życie to nie bajka, to nie zawsze jak w baśni o Sinobrodym ruszą nam na pomoc bracia z mieczami, którzy pokonają agresora, który nam zagraża.
Wielu niebezpiecznych związków i znajomości możemy uniknąć. I o tym będzie ten cykl.
Zapraszam Cię do czytania! Zostań ze mną!
**********
1 komentarz
Napiszę o tym, czego sama doznałam wiele lat temu. Ktoś wiarygodny przedstawił mi Pana, który chciał mnie poznać. Spojrzałam i od razu mysl: To niemożliwe, ludzie nie mogą być tak podobni!
Spotkaliśmy się za 2 tygodnie, bo wcześniej wybierałam się na wesele.
Odrzuciłam skojarzenie, że jest uderzając podobny do kogoś, kto przed laty mi zaszkodził. Z braku wyobraźni, głupoty czy egoizmu.
Nic nie wyszło z tej znajomości. Straciłam rok czasu, który mogłam zupełnie inaczej spędzić.
NIE WOLNO LEKCEWAŻYĆ INTUICJI.