Piszecie mi często, że moje słowa trafiają do Was, do Ciebie, zawsze we właściwym momencie. Jakiś czas temu, takie wyjątkowe, odciskające piętno słowa trafiły do mnie za sprawą pewnej wyjątkowej Agnieszki. “Czy byłaś już dziś leniwa?” – i kilka zdań o których za chwilę, podziałało na mnie jak płachta na byka, albo jak sól w oczy. Właśnie tak. Bo chociaż trudno się do tego przyznać, jestem pieprzoną Królową Wydajności. I założę się, że TY też. I coraz rzadziej jest to dla mnie komplement, a coraz częściej ciężar.
Od kiedy mieszkamy z A. same wiem już, że jeśli o coś nie zadbam, nikt inny tego za mnie nie zrobi. To tak naprawdę osobny temat do poruszenia innym razem – ale gdyby nie moja dość konsekwentna “polityka organizowania życia”, nie wiem jak dałabym radę być samodzielną matką, pracować, wydawać książki, pisać, spotykać się z ludźmi, ogarniać całą, nieraz cholernie skomplikowaną logistykę codzienności i nie oszaleć przy tym. Jeśli też jesteś, byłaś, w podobnym miejscu, wiesz o czym mówię.
Tak. Królowa Wydajności to ja. I często mam tego zwyczajnie dosyć.
Gdzie się podziała cała łagodność?
I tu oddam na chwilę głos Agnieszce – czyli Misiurze:
Brakuje nam łagodności wobec siebie i życzliwej troski (…) Nie znam ani jednej leniwej kobiety, a Ty? Za to znam całą armię tych, które wciąż realizują listy zadań, podkręcają sobie przysłowiową śrubkę, nie pozwalają odpocząć ani na moment. Dopóki nie zacznie krzyczeć ciało, nie słyszą, że od dawna ciągną na rezerwie. Zapytane, jakie są ich potrzeby, boją się odpowiedzieć. Najczęściej dlatego, że są zbyt daleko od tych potrzeb, ale również dlatego, że odpowiedź mogłaby skonfrontować rzeczywistość z głosem serca i wywołać ból.
Oczywiście, że wiele w życiu takich spraw, z których nie można całkiem zrezygnować, albo od których trudno uciec.
Zobowiązań, które się same nie zrealizują. Naczyń, które same nie wyjdą ze zmywarki. Trosk, które trzeba zobaczyć, czy łez, które trzeba obetrzeć. Ale jest gdzieś w tym wszystkim przestrzeń na łagodność. Na serce, które warto mieć nie tylko dla innych – ale i może przede wszystkim dla siebie.
Nie jestem mniej ważna niż ludzie, którym poświęcam swój czas. NIE JESTEŚ. Trzeba to uznać i przyjąć.
Oczekiwanie, że świat nam to da sam, nieproszony o nas zadba, gdy my sami nie dbamy o siebie, jest mrzonką. Totalną mrzonką. Nie idź w tą stronę.
Jak często sobie odmawiasz?
To kolejne pytanie, które mnie dźgnęło w sam bok w tym Misiowym liście – newsleterze. I zdania o tym, że mając blisko 40 lat /mniejsza o to czy mniej czy więcej – zawsze jesteśmy w takim momencie, gdy NAJWYŻSZY czas zacząć brać od życia więcej tego, co daje nam przyjemność i radość. I przestać sobie wiecznie odmawiać. Nie, nie z rozrzutności. Z prawdziwej troski o siebie i swoje potrzeby.
Wiele razy dostawałam od Was wiadomości w takim stylu. Wiele razy pisałyście mi: “zbierałam się tak długo, żeby zamówić Twoją książkę, bo zawsze mi na siebie szkoda pieniędzy, zawsze jest coś ważniejszego, pilniejszego, istotniejszego do zaopiekowania. Ciągle na liście priorytetów jest ktoś inny, coś innego.
I ja to świetnie rozumiem, bo długo traktowałam siebie samą jako zbytek.
Czytałam jakiś czas temu wpis Fashionelki, która po sukcesie któregoś ze swoich produktów mówiła, że z przyjemnością obdarowała samą siebie podróżą i myślałam jakie to fajne i mądre, a potem przechodziłam nad kolejnym zrealizowanym przez siebie projektem do porządku dziennego, bo przecież sukces może nie taki duży, mogło być lepiej, a generalnie to nie ma sensu wydawać pieniędzy.
Dziś coraz częściej pukam się w głowę i nie ustawiam na końcu kolejki. Ale mam jeszcze co w tej materii robić.
Jak często TY sobie odmawiasz i kiedy przestaniesz to robić?
Mam dosyć surowości, wydajności – życie i bez tego potrafi boleć tak, że pozostaje Ci wyć w samotności. -pisze dalej Agnieszka. – Kup sobie coś o czym od dawna marzysz, może na jaguara musisz poczekać, ale szminka w kolorze podkreślającym Twoje usta, to coś, co wydaje się tak małe, że aż nieistotne, ale chcesz tego od dawna. A może aromatyczna świeca, która rozświetli zbyt mroczne wieczory? Może piękne papiery do skrapbukingu, którymi wykleisz mapę marzeń? Sadzonkę wymarzonej rośliny, która może zwiędnie, a może nie, ale na pewno Cię ucieszy?
Kiedy skończysz z całym ogonkiem ważnych spraw przed czasem, nie dorzucaj już nic więcej!
Rób więcej dla siebie, wierz mi, że świat czeka na to, żeby Ci było przyjemnie.
Co dziś dla siebie zrobisz?
Kiedy będziesz leniwa? Kiedy zamkniesz się w swoim miejscu i wywiesisz kartkę: “Nie ma mnie dla nikogo”? Wiem, że w wielu polskich domach kobiety nie mają dla siebie miejsca na to aby choćby odstawić torebkę, a co dopiero zamknąć się przed światem, ale to TEŻ jest skutek tego, jak mało sobie samym dajemy przestrzeni i jak mało się o siebie troszczymy. SAME to sobie robimy.
Co by się stało, gdybyś z tą samą pasją, z którą walczysz i stajesz w obronie swojego dziecka, partnera, projektu, walczyła o siebie i swoje prawdziwe potrzeby?
Odizolować się możemy wszędzie i zawsze – musimy tylko nauczyć się dystansować od świata i słuchać siebie. Dbać o siebie powinnyśmy codziennie: nie z przymusu wyglądania, osiągania, bycia najlepszą, ale po to, aby dawać sobie tyle uwagi ile nam potrzeba, aby nie ustawiać się w kółko gdzieś na końcu.
Nie traćmy więc czasu. Co TY, właśnie TY, dziś dla siebie zrobisz? I kiedy do cholery ostatnio byłaś leniwa?
Bycie Królową Wydajności jest ok. Czasem nie ma od tego ucieczki, wiem to równie dobrze jak Ty. Ale naprawdę czasem można odłożyć tą pieprzoną koronę i niecenzuralnie powiedzieć, jak bardzo mamy wywalone na to, co ona nam przynosi.
Jeśli świat się za to na nas obrazi, to pieprzyć to.
Pieprzyć po stokroć.
9 komentarzy
dobre pytanie
Bardzo dobry tekst!!! Ja mam akurat delikatny egoizm dobrze opanowany. Moje dzieci już nawet potrafią wyczuć kiedy trzeba dać mi chwilę. Trochę gorzej z mężem ale daję radę. Mam natomiast wiele znajomych, które padają i ledwo ciągną. Patrza na mnie z zazdrością ale nie dopuszzają do siebie, ze mogłyby coś zaniedbać. Dziewczyny dajcie sobie odrobinę luzu i luksusu. Pomyślcie o sobie, spotkajcie się ze znajomymi, idźcie na Jogę, do kina, na wystawę. Albo chociaż zamknijcie się na chwilę z dobrą książką. Jesteście tego warte. Zasługujecie na to!!!
Fajny tekst. W tym roku bardzo zwolniłam i już tak nie dociskam śruby. I zadbałam o siebie. Ale ciągle czuję się niedoopiekowana, bo samemu trudno jest się sobą zaopiekować. Dlatego kupiłam Twój dziennik wdzięczności. Mogłabym oczywiście prowadzić zeszyt, ale ten zakup to też jest takie podziękowanie dla Ciebie za blog. No i dziennik jest pięknie zrobiony. Jestem ciekawa jakie efekty będą miały dziewczyny, które kupiły Twój dziennik. Fajny byłby taki artykuł.
Myślę, że kupowanie pierdół na poprawę humoru typu np. kolejna szminka nie jest dobrą radą. To jest poprawa humory na chwilę. Lepiej się zastanowić czego naprawdę potrzebujemy. To może być czas dla siebie raz w tygodniu na ćwiczeniach jogi, czy wyjścia z przyjaciółkami, albo sama nie wiem 🙂 Coś co da nam efekty dalekosiężne.
Serdecznie pozdrawiam
Kasiu,
kilka wątków :).
Dziękuję za zaufanie i za Twój feedback w sprawie dziennika. Chciałabym aby powstał taki tekst – trzeba na to trochę poczekać, bo 180 dni minie jakoś w lutym 🙂
Co do pierdół: lepsze pierdoły jak mówisz, niż nic. Znam wiele kobiet, dla których luksusem ponad miarę jest ta rzeczona szminka, czy kawa w kawiarni, bo przecież po co? One nie zaczną od wielkich historii bo uważają, że nie mogą, nie da się, to nierealne itp.
Potrzeba zadbania o siebie jest szeroką potrzebą i zmieści wszystko o czym piszesz, ale ta szminka też nie zawadzi.
jednak ciężar zwycięża
Codziennie wyrywam dla siebie kawałek czasu, choćby kwadrans, z szydełkiem albo z książką, z kubkiem herbaty na kanapie. To mi się należy. I nauczyłam się też, że najlepszy plan dnia to plan minimum. W wersji hard minimum: wstać, nie zabić nikogo, położyć się spać 😉
Dziękuję Małgosiu za ten tekst i pozdrawiam Cię serdecznie.
Bardzo dziękuję za ten wpis. Idealnie wpasowany w moment mojego życia. Zawsze dajaca sobie świetnie radę, łącząca pracę, wychowywanie dziecka i prowadzenie domu. Przy wsparciu męża,ale ze wzgledu na specyfike jego pracy-w dość znikomym wymiarze. Zabrakło ‘tylko’ czasu na sen i odpoczynek jakikolwiek. Mam dużo do nadrobienia w kwestii lenistwa ; ) -przede wszytskim dać sobie na to przyzwolenie na odpoczynek. Myślę też,że szminka w szałowym kolorze również nie zawadzi 😉 W sumie ten komentarz też jest wyrazem jakiejś zmiany,zawsze czytam i lecę dalej,bo ‘szkoda czasu’. A przecież wymiana paru zdań w fajnym gronie jest też bardzo potrzebna. Pozdrawiam Małgosiu i oboje z mężem dziekujemy za wartościowa książkę.
Ja lubię tak sobie zwolnić, siadając właśnie z kawką do Pani wpisów. I już czekam na kolejny 🙂 Pozdrawiam
Totalnie o tym zapomniałam. Pracowałam za trzech, wstawałam skoro świt, a pracę kończyłam w okolicach północy. Było fajnie, bo kocham swój zawód, ale… organizm się upomniał o swoje “5 minut” odpoczynku. Dlatego jestem żywym przykładem, że czasami trzeba zapisać w swoim kalendarzu pozycję “bądź leniwa” i obligatoryjnie tego przestrzegać.