Nie dołączę do chóru zachwytów nad filmem „Babygirl”. Choć zachęcam, by każdy zobaczył go sam i wyrobił sobie własną opinię, dla mnie osobiście zabrakło w tej historii głębi emocji i chemii między bohaterami. Jednak, jak z każdej opowieści, warto z tego filmu wyciągnąć coś wartościowego – lekcję, która rezonuje i skłania do refleksji. I dziś chciałabym Ci Babygirl opowiedzieć o tym parę słów. Można czytać przy piosence z filmu!
Kobiety ocenia się inaczej
Mimo że mamy XXI wiek, standardy dla kobiet i mężczyzn, są ciagle zupełnie różne. To, co od wieków uchodzi mężczyznom – romans faceta u władzy z dużo młodszą kobietą – pozostaje społecznie akceptowane, a nawet niezauważane. W drugą stronę wciąż jest to tabu. Kiedy widzimy kobietę na wysokim stanowisku, która wchodzi w romans z młodszym mężczyzną, nagle pojawiają się emocje, oceny, kontrowersje.
Zwróćcie uwagę: Hollywood właśnie stworzyło głośny film o romansie kobiety-prezeski ze swoim młodszym podwładnym. Historia wzbudza dyskusje i przyciąga uwagę, bo łamie schematy. Ale czy ktoś kręci równie głośne filmy o mężczyznach-prezesach romansujących ze swoimi asystentkami lub stażystkami? Nie. Dlaczego? Bo to temat stary jak świat, akceptowany i niemal niewidoczny. Ot, jest. Milion było takich historii i milion będzie. I nikogo to już nie podnieca ani nie dziwi.
Pragnienia kobiet są jednak oceniane inaczej. Publicznie, ostro, bezlitośnie. Kobiety wciąż są wpychane w ramy społecznych oczekiwań – musimy być silne, pewne siebie, niezależne, ale też delikatne, ciepłe, troskliwe. Kiedy dbamy o siebie, mówimy, że „walczymy o siebie” – ale gdy mężczyzna podejmuje taką walkę, to po prostu realizuje siebie. Ilekroć kobieta wychodzi poza te ramy, wywołuje falę krytyki. W pracy, w relacjach, w oczekiwaniach co do tego co dzieje się w sypialni.
Wojciech Eichelberger opisał tę presję idealnie: „Gdy się na coś nie zgadza, to jest wredna i cyniczna. Gdy się cieszy, to się wygłupia albo jest pijana. Gdy chce ładnie wyglądać, to się mizdrzy, a gdy się kimś zainteresuje, to się puszcza. Gdy się wstydzi, to jest głupia, a gdy się nie wstydzi, to jest bezwstydna. Gdy się przy czymś upiera, to przesadza, a gdy się nie upiera, to nie wie, czego chce. Jak kocha, to jest naiwna, a jak nie kocha, to jest zimna. Gdy ma ochotę na seks, to jest suką, a gdy nie ma ochoty na seks, to też jest suką. Jeśli chce być kimś – to znaczy, że przewróciło się jej w głowie, a jak nie chce być kimś, to jest głupią kurą. Jeśli jest sama, to znaczy, że nikt jej nie chciał, a jeśli jest z kimś, to znaczy, że cwana.”
Czy to nie pokazuje, że kobietom od wieków narzuca się niemożliwe standardy? Że cokolwiek robimy, zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to niewłaściwe?
Dla mnie tym, co wybrzmiało najgłośniej w tym filmie, była lekcja autentyczności. Przypomnienie, że mamy prawo do własnych pragnień, nawet jeśli nie wpisują się w społeczne oczekiwania. Że możemy być różne – delikatne, pełne emocji, kruche, a czasem pewne siebie, zdeterminowane i z nienagannym makijażem. Każda z tych wersji jest prawdziwa. Każda zasługuje na akceptację. I nikomu nic do tego.

plakat – materiały dystrybutora
Władza wstydu i strachu
Niestety, bardzo często nie zdajemy sobie sprawy, że zarządza się nami przez wstyd. Że wiele osób bardzo świadomie próbuje nami manipulować właśnie zawstydzając nas, mówiąc nam, że jesteśmy nie takie, że pewne rzeczy po prostu są niedopuszczalne i należy je skrzętnie ukrywać przed światem. Dopóki pozwalamy się zawstydzać, zarządzać sobą przez wstyd i strach, dopóty oddajemy władzę nad sobą innym. Świat – media, kultura, społeczeństwo – ma nad nami kontrolę, dopóki boimy się być sobą i komunikować własne potrzeby. Czy to nie jest największe wyzwanie, przed jakim stoimy jako kobiety? Uwolnić się od tego strachu, przestać przepraszać za to, kim jesteśmy, i zacząć żyć na własnych zasadach?
Złość, którą czułam podczas oglądania tego filmu, była związana właśnie z tym. Pojawiła się, bo przypomniałam sobie, ile razy pozwalałam, by wstyd czy strach przed oceną mnie powstrzymywał – przed mówieniem, robieniem, a nawet pragnieniem. Ile razy chciałam powiedzieć tak jak bohaterka filmu na końcu ( moja ulubiona scena!!!!) : „Wynoś się z mojego życia, jeśli nie akceptujesz tego, kim jestem, jeśli chcesz mną manipulować i mnie wykorzystać bo liczysz na to, że będę się bała i wstydziła”, ale zamiast tego wycofywałam się, bo tak było łatwiej.
Pomyśl, jak często same oddajemy władzę nad sobą, bo boimy się krytyki. Bo wciąż gdzieś w głowie słyszymy głosy: „To nie wypada”, „Co ludzie powiedzą?”, „Nie możesz być taka”. A przecież możemy. Mamy prawo być takie, jakie jesteśmy. Możemy być ciche i głośne, pewne siebie i niepewne, spełnione lub wciąż szukające siebie. Nasze życie należy do nas, nie do oczekiwań świata.
To właśnie jest lekcja, którą warto zapamiętać – zarówno z filmu „Babygirl”, jak i z naszego życia. Nie musimy tłumaczyć się ze swoich pragnień, złości, czy wyborów. Mamy prawo je mieć. I mamy prawo powiedzieć „nie”, gdy świat próbuje nas kontrolować.
Lekcja granic i komunikacji
Inny problem, który bardzo mocno pokazuje się w filmie, to braki komunikacyjne. Okazuje się, że można osiągnąć olbrzymi sukces zawodowy, występować przed ludźmi, zarządzać milionami, a nie umieć po prostu powiedzieć CZEGO SIĘ PRAGNIE. To było dla mnie uderzające. 19 lat życia z kimś, kto powinien być najbliższą osobą, partnerem w pełnym tego słowa znaczeniu, a mimo to brak odwagi, by powiedzieć: „To mnie cieszy, tego mi brakuje, tego bym chciała.”
Brak komunikacji to prosta droga do samotności – nawet jeśli dzielimy życie z kimś, kto mieszka z nami pod jednym dachem. Niewypowiedziane pragnienia, tłumione emocje, brak granic – wszystko to skazuje nas na niespełnienie. Bo jak druga osoba ma zrozumieć, co jest dla nas ważne, jeśli nie damy jej żadnej wskazówki? Jak mamy zbudować bliskość, jeśli zamykamy się w sobie? To oczywiście nie jest zawsze prosty temat, bo może się też zdarzyć, że ktoś nam powie zwyczajnie “nie” – ale bez rozmowy, nic tu nie może się udać.
Wiele z nas, kobiet, zostało wychowanych w przekonaniu, że o pewnych rzeczach się nie mówi. Że pragnienia, szczególnie te związane z ciałem, są czymś wstydliwym. Że dobra żona „po prostu jest” i nie powinna oczekiwać zbyt wiele. A przecież komunikowanie swoich potrzeb – nie tylko w relacjach intymnych, ale w każdej sferze życia – to nie egoizm, ale podstawa zdrowych relacji.
Lekcja, jaką można wynieść z tego filmu, jest prosta, choć niełatwa: milczenie nie prowadzi do zrozumienia. Milczenie prowadzi do dystansu, frustracji i samotności. I do głupich decyzji. Wyrażając swoje potrzeby i uczucia, tworzymy przestrzeń do dialogu, do bliskości. Mówienie „chcę”, „potrzebuję”, „to mnie cieszy” nie jest aktem egoizmu – jest aktem odwagi i szacunku wobec siebie i drugiej osoby.
Bohaterka w końcu to zrozumiała. Chociaż zajęło jej to wiele lat, jej przemiana była wyrazem tego, co każda z nas może zrobić. Wyjść poza wstyd, odrzucić lęk przed oceną i zacząć mówić. Dla siebie. Dla swoich marzeń. Dla swojego życia.
Zapamiętaj to, Babygirl
Wszystko jest lekcją o komunikacji. Każda rozmowa, każde „tak” i „nie”, każde wyrażenie pragnień lub odmowa ich realizacji. Lekcje te są trudne, ale niezbędne, jeśli chcemy odzyskać władzę nad własnym życiem.
Zapamiętaj to, Babygirl. Nie bój się być sobą. Nie bój się mówić, czego pragniesz. I nigdy nie pozwól, by ktokolwiek odebrał Ci Twoją autentyczność. A już na pewno nie daj sobą zarządzać przez wstyd.
Mam nadzieję, że zapamiętasz tę lekcję na długo. Dużo dłużej niż sam film 😉
I że nauczysz się mówić jak bohaterka na końcu filmu ludziom, którzy próbują Cię nadużywać: Wypierdalaj. Wypierdalaj z mojego życia.
To jest niezbędna lekcja i nie ma tu miejsca na ozdobniki.
***********