Czy mieć znaczy być, czy można być bez mieć? Czy nasz stan posiadania określa to kim jesteśmy, jak się czujemy, czy jest dokładnie odwrotnie? Czasem mieć stoi na drodze do być, a czasem nie bardzo da się być bez mieć. Mam dla Was dziś pewną przewrotną historyjkę o tym, że z posiadaniem lepiej uważać i że wbrew temu co powszechnie uważamy mniej, może oznaczać większy spokój. Posłuchajcie. Z przymrużeniem oka!
Był sobie raz pewien pustelnik, asceta, który żył w odosobnieniu. Medytował, modlił się, zajmował sensem istnienia. Nic nie posiadał. Jedyne co miał na własność, to przepaska na biodra. Prał ją co wieczór w wodach rzeki, w nocy rozwieszał u pułapu szałasu, w którym żył i tak mijały mu dni i lata. Był szczęśliwy.
Pewnego ranka, zauważył, że przepaska jest nieco obgryziona u brzegu. Wpędziło go to w pewien niepokój i następnej nocy postanowił czuwać i przekonać się, co też stało się z jego jedyna własnością.
Nie zmrużył oka i dopiero nad ranem zapadł w ciężki od myśli sen. Zanim zamknął powieki, ujrzał myszkę, która skradała się w kierunku strzępka materiału. Próbował ją złapać, ale zwierzę uciekło.
Kolejnego ranka, wcale nie zerwał się skoro świt, nie był też w stanie skupić się na modlitwie. Jego umysł wypełniało pytanie o to, jak mógłby pozbyć się natrętnej myszy. Myślał, myślał, aż stwierdził, że jedynym wyjściem jest kot. Założył więc przepaskę na biodra i pierwszy raz od wielu lat, poszedł do wioski, gdzie powitano go jak świętego. Dostał kota, wrócił do siebie. Wszystko miało być jak dawniej, a on już, już wizualizował sobie szczęśliwy poranek, gdy wstanie skoro świt i odda się duchowym ćwiczeniom.
Stało się jednak inaczej. Kot w nocy harcował i nie dał mu spać. Ganiał mysz, ale zwierzę było zwinne i szybkie i wcale nie dało się złapać. Rano kot był głodny i głośno miałczał. Nie chciał pić wody, ani jeść korzonków i listków, którymi żywił się jogin. Chcąc nie chcąc, pustelnik znów poszedł do wioski i przyprowadził krowę, która miała dawać mleko dla kota. Już, już, myślał, że to koniec jego problemów… ale krowa w nocy muczała głośno z zimna, a rano budziła go prośbą o pilne dojenie. Kot był najedzony mlekiem, więc mysz ganiał tylko dla zabawy. Bez sukcesów.
Dalej tylko gorzej
W dzień, zamiast siedzieć i oddawać się modlitwie i ćwiczeniom, nasz pustelnik prowadzał po okolicy krowę, żeby mogła się najeść i napoić. Nie miał siły ani ochoty na duchowe ćwiczenia. Doba skurczyła się, a rano wstawał w poczuciu, że czekają go obowiązki. Pewnej nocy, w okolicy wyły wilki, i nie zmrużył oka, pilnując krowy, kota i swojego dobytku. Rano stwierdził, że potrzebuje stodoły, w której będzie trzymał krowę. Zabrał się do pracy. Kiedy stodoła była gotowa, pojawiło się znacznie więcej myszy, dlatego konieczny był drugi kot. Któregoś ranka wstał i stwierdził, że potrzebuje kogoś do wspólnego życia i wsparcia w swoim nowym gospodarstwie i że samotne życie w tym kształcie nie ma już sensu. Co jeśli się pochoruje? Kto zajmie się krową, kto nakarmi koty? Poszedł więc do wioski szukać żony. Ani się obejrzał, a miał gromadkę dzieci, siedem krów i 4 koty, które ganiały po obejściu stado myszy, oraz pole, które codziennie rano trzeba było uprawiać, żeby wyżywić rodzinę. Im więcej zboża dawało, tym więcej myszy pojawiało się w obejściu. Tak skończyła się historia ascety, a rozpoczęło normalne życie.
Nie zawsze posiadanie daje święty spokój – czasem przysparza problemów. Jeśli masz, boisz się , że stracisz. Tak rodzi się przywiązanie. Im więcej masz, tym więcej pragniesz posiadać. Im więcej posiadasz, tym bardziej się boisz. Im bardziej się boisz, tym mocniej się zabezpieczasz. Im lepiej jesteś zabezpieczony, tym więcej zagrożeń widzisz.
Nie zawsze warto, niekoniecznie trzeba. Czasami droższy od pieniędzy jest święty spokój. I wdzięczność. Wdzięczność za to co się ma, nawet jeśli któregoś dnia możemy to stracić lub pomnożyć.
I takiej wdzięczności i spokoju na ten grudzień Tobie życzę.