Mój tekst o Tinderze jest w czołówce najchętniej czytanych na blogu: dość powiedzieć, że przeczytało go bez żadnej promocji blisko 80 tys. osób. Dziś Tinder to jedna z najpopularniejszych aplikacji randkowych, jednak nie jest jedyną drogą do poznawania partnera, szukania miłości. Na pytanie „Jeśli nie Tinder, to co?” , nie ma łatwej odpowiedzi, ale po przeczytaniu tego tekstu, z pewnością będziesz mieć kilka nowych pomysłów!
Opinie o Tinderze są skrajne, podobnie jak o chyba każdej internetowej aplikacji. Niektórzy znajdują tu miłość, inni rozczarowanie. Sama znam kilka par z Tindera, które żyją w fajnych, spełnionych związkach, kilka z nich zdecydowało się na związek małżeński. Stereotypy dotyczące Tindera, o których piszę tutaj, nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością, niemniej jak każda internetowa aktywność, korzystanie z Tindera wymaga swoistego know how, dużo szczęścia i twardej skóry.
Dla wielu osób to za dużo, a sam proces poznawania się poprzez komunikator, w przestrzeni, która może nieść także zagrożenia (tu przypomnę tekst o „Oszuście z Tindera”), skłania do poszukiwania innych rozwiązań.
Jeśli nie Tinder, to co? Inne aplikacje?!
Aplikacji do randkowania jest co najmniej kilka, a w pierwszej trójce oprócz Tindera znajdziemy Badoo i Sympatię. Oprócz nich działają także bardziej międzynarodowe Bumble, czy edarling, ale po piętach depcze im stworzona przez Facebooka wersja Randek, dostępna z poziomu konta użytkownika.
Aplikacje te różnią się odrobinę między sobą, ale zasada działania jest jedna. Wybieramy z „talii kart” osobę, która nam odpowiada i klikamy albo na tak, albo na nie.
Z Tindera korzystają głównie mieszkańcy większych ośrodków miejskich – w tych mniejszych, zgodnie z zebranymi przeze mnie opiniami, lepiej szukać partnera w innych aplikacjach.
W moim rodzinnym Białymstoku, gdzie odpaliłam Tindera z ciekawości, wybór był raczej symboliczny. Na Badoo było dużo więcej profili do przejrzenia, ale miałam wrażenie, że są to raczej mieszkańcy podlaskich wsi i dalszych okolic – napisała Asia.
Jej opinię potwierdzają Tomek i Marta, którzy poznali się finalnie na Badoo właśnie – ale określają to zdarzenie w kategoriach „cudu”. – Mieszkamy niedaleko siebie w Warszawie, oboje pochodzimy z Bydgoszczy i to w czasie świąt w domu, udało nam się złapać w serwisie. Wybór w mniejszym mieście jest mniejszy, ale łatwiej jest się znaleźć, o ile oczywiście ktoś nam odpowiada.
Opinie o aplikacjach innych niż Tinder są jednak łudząco zbliżone do tych, o których już pisałam w artykule.
Większość daje iluzoryczne poczucie wyboru, ale tak naprawdę wszędzie jest podobnie – napisała mi Kasia. Przekopanie się przez niejednokrotnie wręcz odpychające profile bardzo często zdesperowanych panów jest jak grzebanie w śmietniku. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby wyłowić z tej bylejakości kogoś wartościowego – zasadniczo wrażliwym nie polecam.
Jak znaleźć miłość? To może w realu?!
Skoro aplikacje nie zachęcają, albo zachęcają tylko naprawdę wytrwałych i z twardą skórą, to może po prostu warto wrócić do źródeł?! Gdzie poznawali się nasi rodzice, dziadkowie? Zwykle w naturalnych okolicznościach: na imprezach, w pracy, w szkole, w czasie studiów, w lokalnym środowisku.
Nasz popandemiczny głód interakcji międzyludzkich i wychodzenia z domu pomału znika, a pandemia chyba jeszcze bardziej oddaliła nas od ludzi. Wiele firm pozostało przy pracy zdalnej (w całości lub części), okazji do kontaktów ot tak: na ulicy, w klubie, mamy bardzo mało.
W komunikacji miejskiej większość z nas patrzy w telefon, na siłowni, na którą chodzę, ogromna większość osób nosi słuchawki: mało osób rozmawia ze sobą, sztuka spontanicznej rozmowy właściwie zanikła, podobnie jak kontakty sąsiedzkie, budowanie społeczności.
To z pewnością utrudnia poznawanie nowych ludzi. Wiele osób mimo to stara się łączyć aktywności społeczne z poszukiwaniem partnera. Wspólne wyjazdy, wczasy czy imprezy dla singli, ale także niesprofilowane aktywności służące np. rozwijaniu swojego hobby przez taniec, ceramikę, czy wyprawy górskie: to wszystko ma z pewnością sens i sprzyja po prostu naszej otwartości na ludzi.
Pojechałam na singielski wyjazd na długi weekend – opowiedziała mi 33-letnia Agnieszka, która sama jest od ponad roku. Poznałam tam chłopaka, nic co prawda z tej znajomości nie wyszło, głównie przez odległość między nami, ale samą idee takich wyjazdów polecam. Organizatorzy zadbali o to, aby proporcja między kobietami i mężczyznami była mniej więcej równa, dzięki temu po prostu mieliśmy szansę dobrze się bawić, spędzić ciekawy czas. Szczerze mówiąc miało to dla mnie dużo większy sens niż np. wyjazd na weekend z przyjaciółką. Poznając ludzi, otwierając się na nowe znajomości czuję, że się rozwijam, zawsze mam też większą szansę na poznanie nowej osoby niż w klubie czy na ulicy. Tu wszyscy jesteśmy tak naprawdę w tym samym celu, nie trzeba się domyślać, czy ktoś jest wolny, można swobodnie porozmawiać, widać jak ktoś się zachowuje, jak wygląda, czy nam odpowiada czy nie. Niedługo lecę na taki singielski wyjazd na Wyspy Kanaryjskie i już nie mogę się doczekać.
Podobnego zdania jest Marta, która poznała nowego partnera na kursie … stolarskim. Urządzałam mieszkanie i chciałam sama wykonać parę elementów, odnowić meble, które dostałam od dziadków. Poszłam na ten kurs bez oczekiwań względem poznania kogokolwiek, w ogóle nie taki był cel, ale przypadkowo właśnie to się udało. Jestem 3 lata po rozwodzie, ale tak naprawdę do tej pory nie miałam możliwości poszukiwania partnera, mam dwójkę małych dzieci. Z Tomkiem poznaliśmy się przy jakimś szlifowanym krześle i od razu ujął mnie poczuciem humoru. Myślę, że otwartość na miłość jest tutaj kluczem. Trzeba po prostu przyglądać się ludziom wszędzie, gdzie bywamy – i w miarę możliwości po prostu wychodzić z domu. Z moim charakterem raczej nigdy bym się nie zdecydowała na żaden portal randkowy, a dziś bardzo się cieszę, że nie jestem sama.
Biuro matrymonialne – czy to jeszcze działa?!
O biurach matrymonialnych powiedziała mi jakiś czas temu znajoma, która poszukiwała partnera w Polsce, ale rozmawiałam o tym temacie także z kobietami, które spędziły lata poza granicami naszego kraju.
Postać żydowskiej swatki była znana przez wieki i ma się ciągle dobrze w tradycyjnych, bardzo konserwatywnych środowiskach w USA, Izraelu. Tam dobór partnera nigdy nie jest przypadkowy, podobnie jak np. w Indiach.
Ola Matczak- Grabska, która spędziła w New Delhi 4 lata, potwierdza fakty przedstawione chociażby w dokumencie Netflixa.
Faktycznie aranżowanie małżeństw jest w Indiach, szczególnie wśród zamożnych osób, codziennością. O ile obyczajowość się zmienia i istnieje pewna wolność w układaniu sobie życia zawodowego, wybieraniu ścieżki edukacji, to już, jeśli chodzi o dobór partnera, nie ma za bardzo mowy o przypadku. Zwykle te związki są faktycznie dość dobrze dobrane, a przynajmniej sprawiają takie wrażenie. Kiedyś to był przymus, dziś jest dowolność, jednak analiza pokazuje wciąż, że o wiele trwalsze są związki dobrze zaaranżowane, ponieważ wzięte są pod uwagę wszelkie aspekty życia, charakter, oczekiwania, a do młodych należy tylko ostateczne zaakceptowanie takiego wyboru.
W Polsce biura matrymonialne nadal istnieją i jak twierdzi właścicielka jednego z nich, pani Agata Sybilska z warszawskiego biura Centrum Ostoya, mają się całkiem dobrze.
Czym różni się poszukiwanie partnera poprzez biuro matrymonialne od poszukiwań w internecie?
Biuro jest gwarantem, że partner, kandydat na partnera, którego od nas dostaniesz, jest to osoba sprawdzona, nieprzypadkowa – mówi pani Agata. Przede wszystkim weryfikujemy stan cywilny takiej osoby i przyjmujemy wyłącznie takie, które mają zakończone sprawy związane z rozwodem, są stanu wolnego i szukają poważnego związku. Weryfikujemy również status społeczny, materialny. Korzystamy z zasady podobieństw: wbrew pozorom przeciwieństwa wcale się nie przyciągają, a ludzie najchętniej dobierają się w pary z osobami o podobnym do swojego wykształceniu, poglądach czy statusie materialnym. Z naszego doświadczenia to najlepiej się sprawdza. Co bardzo istotne, weryfikujemy też na wstępie cel zawierania znajomości: jeśli ma to być małżeństwo, posiadanie dzieci, taka deklaracja pada już na początku, co jest bardzo komfortowe dla przyszłych partnerów. Każdy związek jest to inwestycja: inwestujemy w ten obiekt swoje uczucia, czas, starania. Jeśli inwestycja ta okaże się nietrafiona, pojawia się duża frustracja, strata zaufania, marnujemy swój czas.
Różnica w dobieraniu partnera w biurze matrymonialnym i na portalu randkowym dotyczy także osoby decydującej o tym wyborze, przynajmniej w pierwszej fazie.
W naszym biurze to my, konsultantki wybieramy kandydata na partnera, klient otrzymuje jeden proponowany profil w jednym czasie, nie ma tej wielowątkowej korespondencji, kontaktu z wieloma osobami naraz. Daje to szansę na poznanie proponowanej osoby, bez rozpraszania się wieloma innymi bodźcami, których człowiek tak naprawdę nie jest w stanie przetworzyć.
Dla biur matrymonialnych portale internetowe tak naprawdę nie są konkurencją, a często napędzają popyt, ponieważ ich użytkownicy bywają rozczarowani tym co na nich znajdują i szukają właśnie innej alternatywy.
Często paradoksalnie skorzystanie z oferty biura matrymonialnego jest aktem bezradności, przyznaniem się, że nie potrafię sobie tego partnera znaleźć, a jednocześnie nie chcę żyć w pojedynkę. Wbrew pozorom, szukanie właściwego partnera jest to proces dość skomplikowany a wsparcie ze strony profesjonalistów jest czasami konieczne – podkreśla Agata Sybilska i dodaje, że nie ma się tutaj czego wstydzić.
Z naszej oferty korzystają też osoby publiczne, które po prostu nie bardzo mogą z oczywistych względów ogłaszać się w internecie. Każdy sposób poszukiwania jest dobry, a z biurem może być po prostu dużo szybszy i bezpieczniejszy.
Jak znaleźć partnera, czemu warto się przyjrzeć?
Eksperci podkreślają, że jeśli coś nam w związkach nie wychodzi, warto przyglądać się sobie, swoim doświadczeniom, pracować nad sobą. Nie chodzi tutaj o obwinianie się, ale o dostrzeżenie swoich błędów. Mówiła o tym choćby Doda, w programie, który aktualnie emituje telewizja Polsat. „Jeśli miłość jest zupą, to ja byłam widelcem” – konstatuje i trudno jej tutaj nie przyznać racji.
Relacje są często lustrem, w który odbijają się nasze problemy, nasze niedokochanie siebie, nasz brak poczucia własnej wartości. Młode kobiety bardzo często nie wiedzą czego od miłości tak naprawdę chcą, co można w niej dostać, a co musimy dać sobie same. Nie mają mocnych granic, przez co pakują się w sytuacje często bardzo trudne, które jeszcze ten stan zagubienia pogłębiają. Efektem braku rozwoju i wyciągania wniosków w tym obszarze są powtarzające się niepowodzenia, które z pewnością można przekroczyć, ale nie zadzieje się to samo. Z mężczyznami jest zresztą podobnie: kryzys męskości jest faktem, coś się w świecie zmienia i wiele w nas wszystkich w tym okresie przejściowym zagubienia, niepewności.
„Czy wsiadasz do samochodu bez nauki? – pyta retorycznie psycholożka Katarzyna Miller w „Chcę być kochana tak jak chcę”. W sobie siedzimy od początku i nikt nas nie uczy.”
Nikt nas również nie uczy związków, wyciągania wniosków ze swoich porażek, wybierania mądrzej, zwracania uwagi na flagi ostrzegawcze. I może na tym powinniśmy się skupić? Może zasadniczym pytaniem nie powinno być, gdzie, ale jak, na jakich wartościach i po co budować nowe relacje?
Może zanim zaczniemy znów szukać warto dokładnie określić punkt wyjścia, to czego w relacji naprawdę chcemy i skupić się na pracy nad sobą, która potem zaowocuje w związku?
Ale to już temat na zupełnie inny artykuł!
Masz swoje doświadczenia z poszukiwaniem miłości? Podziel się w komentarzu!
______________
Po więcej inspiracji do życia, miłości, zajrzyj do moich książek!